ADELIO

67 10 43
                                    

Na początek chciałybyśmy przeprosić, że rozdział nie pojawił się w sobotę, ale w zadośćuczynieniu ma on aż jedenaście tysięcy slow.

Rozdział został sprawdzony, ale były problemy z zapisaniem, więc jest to pierwotna wersja. Zostanie on ponownie sprawdzony w ciągu tygodnia.

I zapraszamy ponownie na naszego tiktoka ade_rve gdzie znajdują się różne edity z tej książki!

24 lipca
Wenecja

— Możesz się tak nie wiercić? — zapytałem głosem pełnym irytacji.

Mimo że byłem odwrócony w zupełnie innym kierunku, niż Hervè oraz przynajmniej metr od niego, to doskonałe mogłem sobie wyobrazić jak zmierzył mnie wkurzonym spojrzeniem. Namiot nie był jakoś duży, ale wystarczający. Przynajmniej każdy z nas miał miejsce dla siebie.

Często z brunetem spaliśmy w jednym pokoju hotelowym, ale nigdy aż tak się nie wiercił. Próbowałem na początku to ignorować i po prostu zasnąć, pogrążony we własnych myślach, ale z czasem robiło się to nie do wytrzymania. Nie wiem, może było to spowodowane spaniem w zwykłym śpiworze w namiocie? Wspominał, że nigdy nie obozował, ale i tak mógłby uszanować fakt, że nie był tu sam.

Westchnąłem głośno, gdy usłyszałem kolejne zmienianie pozycji z boku na bok, po prawej stronie za moimi plecami.

— Ja pierdolę, jeszcze pada — powiedział w poduszkę, wyobraziłem sobie, że musiał przykładać ją zdołowany do twarzy.

Dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że od pewnego czasu deszcz bębnił nieubłaganie w płótno namiotu, tworząc symfonię dudniących dźwięków. Nie dość, że Hervè mnie wkurzał, to jeszcze na dodatek tego, zaczęło lać. Deszcz ewidentnie był za głośny, bym teraz mógł zasnąć.

Westchnąłem głośno po raz kolejny,  podnosząc się na przedramionach do siadu.

— Uspokój się, namiot jest silny — zapewniłem. Miałem nadzieję, że chociaż w jakimś stopniu zburzy to frustrację chłopaka, która tylko narastała, co przekładało się na mnie i moje samopoczucie.  — Przynajmniej powin... — Chciałem dokończyć, ale zmarszczyłem brwi, spoglądając na bruneta. — Co ty robisz?!

Hervè zerknął na mnie przelotnie, po czym wrócił do wyjmowania papierosa z paczki.

— Palę.

— Tutaj na pewno nie.

— Mam wyjść na deszcz? — spytał niedowierzająco. Nic nie odpowiedziałem, tylko patrzyłem na niego z mieszanką zirytowania jak i proszącym wzrokiem. — Boże, Adelio.

Chłopak westchnął ostentacyjnie, po czym rzucił w kąt namiotu paczkę fajek, a sam wkurzony przykrył się kocem pod szyję. Uśmiechnąłem się delikatnie i zrobiłem to samo, odwracając się w przeciwnym kierunku, niż on.

Minęło kilka minut w czasie których deszcz na dworze nasilił się, a z każdą nową kroplą spadającą na nasze schronienie, temperatura zdawała się gwałtownie spadać. Aż zacząłem się martwić, że nasz namiot jednak nie podoła. Zadrżałem, owijając się ciaśniej przykryciem. Usłyszałem za plecami, że Hervè też nie śpał, bo wciąż wiercił się na swoim posłaniu.

— Cholera, zimno się zrobiło — wymamrotałem przez zaciśnięte zęby.

Poczułem wzrok Hervè na sobie, który chyba chwilowo zapomniał o wcześniejszej irytacji z powodu niewygodnego śpiworu.

Droga po Marzenia | bxb Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz