ADELIO

106 17 38
                                    

"PAPIEROWE SŁOWA"
_________________________________

6 lipca
Paryż

Raczej niezbyt dobrym pomysłem był wybór schodów, zamiast windy przy wchodzeniu na Wieżę Eiffla. W dodatku z walizką i słabą kondycją. Dlaczego więc Adelio wybrał schody? To proste. Tańsza cena i mniejsze kolejki. Kilka szerokich tarasów widokowych, ekrany dotykowe, niewielką wystawę opowiadającą historię konstrukcji, sklepik, restaurację, bufet, pokój Gustava Eiffela oraz 704 schody dalej, znalazłem się na drugim piętrze. Podczas całej wspinaczki jakoś nie zwracałem uwagi na widoki, bardziej skupiłem się na dotarciu na szczyt jeszcze dnia dzisiejszego, co przy moim tempie na pierwszy rzut oka wydawało się niemożliwe. Kiedy jednak znalazłem się na drugim poziomie wysokości, wiedziałem, że nie dam rady dalej iść po schodach, więc wzrokiem odszukałem windy i przypominając zmęczone zombie, podczas chodu, dotarłem do niej. Przepychając się przez innych, co prawdopodobnie nie było zbyt grzeczne, wszedłem do środka.

Po chwili znalazłem się na szczycie wieży, a piękno tego widoku z początku mnie oślepiło. Było cudownie. Tak jak to sobie wyobrażałem. Poprawiłem ramiączko od plecaka i wciąż ciągnąc za sobą walizkę z uśmiechem na ustach, podszedłem do barierki. Miałem wrażenie jakbym grał w jakimś filmie, brakowało tylko dobrej nuty, lecącej w tle. Nie mogłem uwierzyć, że taki widok istnieje naprawdę. Musiałem trzy razy się zastanowić, czy aby na pewno nie śnię. Ze szczytu wieży widziałem cały Paryż, budynki, ludzi, którzy teraz wielkością przypominali mrówki. Przez chwilę żałowałem, że nie jest to wieczór.

Po raz pierwszy w życiu poczułem się wielki. Wszystko na dole było tylko małą częścią świata, a ja byłem od niej większy. Poczułem się silny. Poczułem, że jestem w stanie pokonać wszystkie przeciwności losu.

Z moich ust wydobył się cichy dźwięk zachwytu. Postawiłem obok siebie walizkę, a ręce oparłem na barierce, przyglądając się miastu z podziwem. Nie było dużo ludzi. To znaczy, tak, wciąż było ich całkiem sporo, ale spodziewałem się większych tłumów. Na szczęście mi się udało i ze spokojem mogłem znaleźć miejsce z wspaniałym widokiem na to wszystko.

Wyjąłem z plecaka papierowy samolocik, który jeszcze tego ranka wykonałem. To było moje marzenie, żeby ten samolocik pofrunął, spuszczony z Wieży Eiffla. Dokładnie pamiętam kiedy je zapisałem i dlaczego stało się to jednym z punktów na mojej liście.

Zaczęło się cztery lata temu, podczas lekcji chemii. Raczej byłem lubiany w swojej klasie, ale zdarzały się osoby, które uwielbiały dokuczać. Nie, nie mówię tu o bójkach, bo do takich doszło tylko dwa razy, ale lubili ranić słownie. Tamtego dnia jedna z dziewczyn rzuciła na moją ławkę kartkę z ręcznie napisaną obelgą odnośnie mojego wyglądu. Teraz już nie pamiętam co dokładnie tam było, ale wtedy mnie to zabolało. Sytuacja powtórzyła się kilka razy. I z każdym dniem było gorzej. Kartki, wyzwiska, śmieszne żarty, ktore mnie niekoniecznie bawiły. Miałem przyjaciół, którzy zawsze mi pomagali. Ja sam też się nie chowałem, a starałem się jakoś to znosić. Pewnego dnia poczułem się totalnie zmiażdżony. Tak po prostu. Nagle wszystkie słowa uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Wtedy zapisałem marzenie.

puścić z wypisanymi wyzwiskami papierowy samolocik z wieży eiffla

Widziałem jak ludzie robili coś podobnego z talerzami. Pisali wszystko co ich zabolało na naczyniu, a potem je rozstrzskiwali. Ja chciałem zrobić to w swoim stylu. Chciałem, żeby ich słowa odleciały.

Droga po Marzenia | bxb Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz