29.04.2016

157K 6.6K 5.5K
                                    

Culver City, Kalifornia, 29.04.2016, 10.10

Nigdy nie lubiłem, gdy mama czytała mi bajki na dobranoc. Uważałem to za głupie i bezsensowne, bo jeśli chcę spać to chcę to robić w ciszy, a nie słuchać czyjegoś gadania. Jednak zawsze jej na to pozwalałem, bo wiedziałem, że lubiła ten moment. Gdy po całym dniu siedzieliśmy w mojej sypialni, ja zakopany pod kołdrą, a ona obok mnie. Kiedyś tego nie doceniałem. Tego, że mogłem się wyspać. Odpocząć i zregenerować organizm, nie budzić się zlany potem, nie wymiotować ze stresu wywołanego koszmarami.

Jedną bajkę pamiętam szczególnie. Mama od zawsze była niepoprawną romantyczką, co było ironiczne, bo związała się z tym skurwysynem. Często czytała mi o ubogim chłopcu, który musiał uratować księżniczkę przed potworem, który chciał pożreć ją i spalić całe królestwo. Dalej jest to dla mnie denne, ale zawsze mówiła, że w przyszłości wyrosnę na takiego chłopca. Z perspektywy czasu to nawet zabawne. Chciała wychować swojego chłopca na bohatera, a zamiast tego wychowała potwora, który niszczył ludzi i palił miasta.

A raczej ja sam siebie tak wychowałem.

To wszystko znów stało się przez Luke'a. Siedziałem w mieszkaniu. To miał być wieczór taki, jak każdy inny. Leżałem już w łóżku i kończyłem czytać książkę, gdy do mnie wpadł. Prawie wyłamał mi zamek w drzwiach i naprawdę zastanawiam się nad tym, czy nie powinienem zabrać mu kluczy. Nie dał mi dojść do słowa, gdy nagle rzucił we mnie moimi ubraniami i kazał mi się zbierać. Już od dłuższego czasu podejrzewałem, że całkowicie przestawiło mu się w głowie, więc nawet nie pytałem. Teraz wiem, że mogłem zapytać.

Okazało się, że podjechaliśmy pod dom jednego ze znajomych Clark. Była tam impreza. Mieszka w naprawdę bogatej dzielnicy i może jest popularny, ale to niemożliwe, aby znał aż tyle osób. Nikt nawet nie sprawdzał, kto mógł tam wejść. To obrzydliwe i żałosne. Kręciły się tam piętnastoletnie dzieciaki i każdy miał to w dupie. W tym mieście mieszkają śmieci i przekonałem się o tym dosadnie.

Luke szukał swojej blondynki. Nie musiał mi tego mówić, wiedziałem to. Z jednej strony cieszyłem się, że zabrał mnie ze sobą, bo mogłem mieć na niego oko. Pilnowałem, żeby nie zrobił nic głupiego. W końcu blondynka nie różniła się niczym od córki sędziego Pottsa. Nie chciałem, aby przechodził przez to samo, co Aiden, bo spodobał mu się ktoś nieodpowiedni. Podejrzewałem, że będzie tam też Clark.

Nie myliłem się, zauważyłem ją od razu. Nie wyglądała na zadowoloną. Była wyraźnie zmęczona. Poczułem się z tą myślą nawet dobrze. Może nie tylko ja miałem problem, aby zasnąć tej nocy. Nie wiem dlaczego poszedłem w jej stronę. Może z nudów? Aby trochę ją podrażnić? To popierdolone, obiecałem sobie, że urwę z nią kontakt. Nie obchodzi mnie, bo jest tylko jedną z wielu niewyraźnych twarzy. Jest kolejną nudną osobą, kolejnym głosem w chaosie. Więc po co to zrobiłem? Po co specjalnie skręciłem w ten korytarz, aby na mnie wpadła?

Gdy mnie dotknęła, poczułem nieprzyjemny dreszcz. Tak strasznie mnie drażni. Ona cała, jej głos, twarz i wszystko, co jest z nią związane. Ten pierdolony zapach czereśni. Popatrzyła na mnie z pogardą. To zabawne. Jak nisko upadłem, że ktoś taki jak ona mną gardzi? Nie chciała ze mną rozmawiać i było to odwzajemnione. Po prostu sobie poszła, więc ja też miałem taki zamiar. Luke musiał poradzić sobie sam, skoro chciał brać udział w tym cyrku.

Miałem już wychodzić, gdy zadzwonił mój telefon. To była Jasmine. Od kilku dni mnie irytuje. Gdy dowiedziała się o Clark, dostała jakiejś obsesji. Wiem, że się martwi, ale zaczyna być nieznośna za każdym razem, gdy powtarza, że to się źle skończy. Ale to było już skończone. Przynajmniej tak myślałem.

Dopóki nie zszedłem do tej pierdolonej piwnicy. Nie planowałem tego, nie wiedziałem, że ona też tam będzie. To był splot przypadków. Była tam. Stała pośród ciemnych butelek win. Wyglądała na wykończoną. Wtedy poczułem coś, czego nie powinienem. Poczułem coś na kształt... współczucia? Jestem popierdolony. To nie miało prawa się wydarzyć. Nie zasługiwała na moje współczucie, ale gdy widziałem jej podkrążone i zmęczone oczy, popielatą skórę, która w świetle jarzeniówek przybrała jeszcze bardziej niezdrowy odcień... Gdy obserwowałem jej poplątane włosy i słyszałem ciężkie westchnięcia... przez jedną, ale to jedną sekundę poczułem wobec niej współczucie, bo w tamtej chwili wiedziałem, co czuje. Wiem jak to jest być wykończonym. Jak to jest nie mieć siły.

Przez ułamek sekundy zauważyłem w Victorii Clark samego siebie.

To mnie zdenerwowało. Nie powinienem tak myśleć. Nigdy nie powinienem w jakikolwiek sposób jej do siebie porównywać. Jest rozpieszczona, wyszczekana i naiwna. Nie wie nic o życiu. Nie wie, co to prawdziwy ból. Nie wie, jak to jest widzieć cierpienie najbliższych. Nie wie nic o życiu.

To mnie zdenerwowało. Znów traciłem kontrolę. Nad sobą i swoimi myślami. Nie musiała nic mówić, sam jej widok mnie dekoncentrował. Znów nie mogłem się skupić. Zaczęły drżeć mi dłonie. Musiałem się stamtąd uwolnić, aby nie oszaleć, ale drzwi nie ustępowały. Chciałem się wyżyć, a ona była jedyną osobą w pobliżu. I wtedy znów pojawiła się ta durna myśl. Pojawiło się współczucie względem niej, bo wiedziałem, że zostanie moją ofiarą. Ale tylko to znałem. Tylko tak potrafiłem poradzić sobie z natłokiem myśli w głowie. Aby uratować siebie musiałem zniszczyć kogoś innego. A tylko ona była w pobliżu.

Byłem wkurwiony. Na wszystko. Na to pierdolone miasto i niesprawiedliwość, jaka w nim panuje. Na Luke'a, przez którego znalazłem się z nią w jednym pomieszczeniu. Na siebie, bo byłem słaby i nie umiałem walczyć z własną głową. Ale najbardziej denerwował mnie widok zmęczonej Victorii Clark wyglądającej jak moja definicja chaosu.

Dlaczego Victoria Clark jest moim chaosem? Nie zasługuje na to, aby nim być. Nie może być nim ktoś tak słaby.

Piła. Dużo piła. Chciałem zapomnieć. Chciałem odzyskać kontrolę. Chciałem przestać czuć. Nie potrafiłem odejść. Nie potrafiłem ściągnąć dłoni z jej talii. Była taka poddana, zdana na mnie. Mogłem zrobić z nią, co tylko chciałem, więc dlaczego jedyne do czego byłem zdolny, to do tego, aby na nią patrzeć? Nie potrafiłem oderwać wzroku od stróżek wina, które ciekły po jej brodzie. Od mętnych oczu, które obserwowały mnie jak zza grubej szyby. Jej zapach palił moje nozdrza. Czułem się tak, jakby wyżerał od środka moje ciało. To mnie przeraża.

Chciałem, aby ją zabolało. Aby znienawidziła siebie tak mocno, jak ja. Chciałem przestać widzieć w niej siebie. To nie działało. Było tylko gorzej. Nie potrafiłem się odsunąć. Dlaczego, gdy już zasnęła, ja wciąż trzymałem ją w ramionach przez następne dziesięć minut? Dlaczego czułem na policzku dotyk jej włosów? Dlaczego sobie to robiłem, chociaż jej bliskość mnie parzyła? Jestem aż takim masochistą? Ułożyłem ją na stole i przez całą noc nie spojrzałem na nią ani razu. Nie potrafiłem.

Ale ona nigdy się o tym nie dowie. Nie dowie się, że o tym, że tamtej nocy siedziałem na niewygodnym krześle pod jedną ze ścian i myślałem tylko o tym, aby podciąć sobie żyły jedną z butelek po winie, które wypiła. Nie dowie się, że tej nocy stała się moim prywatnym koszmarem. Nie dowie się, że wdychałem woń jej perfum, które przesiąkły przez moje ubrania.

Po powrocie do domu myłem się godzinę, aby zmyć z siebie ten zapach, ale on nadal ze mną jest. Wciąż go czuję.

Ale najgorsze w tym wszystkim jest to, że wciąż czuję dotyk jej ust. I to nie znika.

***

potężnie moi drodzy, potężnie

kocham i do następnego xx


Zmiana NarracjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz