Culver City, Kalifornia, 13.05.2016, 7.13
Dziś znów śniła mi się Victoria Clark.
Mam tego dość. To już trzeci raz w przeciągu ostatnich dwóch tygodni, a każdy następny sen jest gorszy od poprzedniego. Nie sypiam prawie wcale i to głównie z jej powodu, a gdy choć na chwilę uda mi się zmrużyć oko, ona nawiedza mnie nawet tam. Zaczynam poważniej zastanawiać się nad tym, czy nie jest wiedźmą i nie majstruje przy mojej głowie.
Pierwszy sen miał miejsce kilkanaście dni temu. To było po tym, jak zostawiłem w jej pokoju białą różę. Ten sen nie był zbyt realistyczny i na całe szczęście szybko się z niego obudziłem. W śnie stałem nad grobem Gabrielle. Nie było to dziwne, ponieważ często miałem koszmary z tego dnia. Było jak zwykle. Mama obok mnie głośno płakała, a ojciec pozostał obojętny. Niebo było pochmurne, a ludzie wokół zlewali się w jedną plamę. Było mi niewygodnie przez ciasne buty i krawat, który opinał moją szyję. Trzymałem w dłoniach białą różę obwiązaną czarną wstążką. Trumna Gabrielle była otwarta, więc widziałem jej idealnie porcelanową, pogrążoną w spokoju twarz. Wyglądała dokładnie tak, jakby spała.
Schemat tego snu zawsze był taki sam. Do tamtej nocy. W śnie zawsze wrzucałem kwiat do jej trumny, ta się zamykała, a ja budziłem się zlany potem. Tym razem było inaczej, bo gdy wrzuciłem różę do środka, nie było tam mojej siostry. Zamiast niej leżała Victoria. Miała na sobie śnieżnobiałą sukienkę, która kontrastowała z jej długimi, ciemnymi włosami, które okalały jej popielatą twarz. Była spokojna, dokładnie tak jak Gabrielle. Jednak gdy kwiatek opadł na jej klatkę piersiową, ona gwałtownie uchyliła powieki, a wzrok przekrwionych, zielono-brązowych oczu spoczął prosto na mnie.
Był to nieprzyjemny sen, bo jej spojrzenie wydawało się takie żywe. Jednak z dwojga złego chyba wolę ten sen od tego, który przyśnił mi się trzeciej nocy w klinice mamy.
Stałem w bibliotece swojego domu rodzinnego. Obrazy dziedziców na ścianach śledziły tępym wzrokiem każdy mój ruch. Mój również tam wisiał. Nie wiedziałem jak ani po co się tam znalazłem. Wiedziałem tylko, że było mi zimno, a z zewnątrz dobiegały odgłosy burzy. Wertowałem jedną z książek, które znalazłem na regale, gdy nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się. Weszła przez nie Darcy. Rzadko o niej śniłem, ale niestety czasami się zdarzało. Najbardziej nienawidziłem tego, że przeważnie te sny były przyjemne, więc budziłem się podwójnie wkurwiony. Czy moja własna głowa chce dać mi jakiś znak? Że może w jakiś chory – jak nasza relacja – sposób za nią... tęsknię? Unikam myślenia o niej. Minęły dwa lata i ruszyłem dalej. Nie chcę mieć z nią nic wspólnego, ale te cholerne sny sprawiają, że moja silna wola się sypie, a w głowie pojawiają się same głupie myśli napędzane przyjemnymi wspomnieniami. Tyle razy chciałem ją odnaleźć...
Jestem żałosny. Słaby i żałosny.
Jej włosy były lekko wilgotne, tak jak biała sukienka, którą miała na sobie. Wyglądała w niej jak zwykle idealnie. Gdy tylko mnie zobaczyła, uśmiechnęła się kokieteryjnie i ruszyła w moją stronę. Nie mogłem postawić nawet kroku, więc tylko na nią patrzyłem. Poruszała się z wrodzoną gracją, nie potrafiłem oderwać od niej wzroku. Dokładnie jak wtedy, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem.
Bez słowa podeszła na tyle blisko, że wyczułem woń jej migdałowych perfum. Były... znośne. Pozwoliłem jej na to, aby się zbliżyła, a następnie pocałowała. Obejmowała swoimi ciepłymi dłońmi moje policzki. Było tak jak zawsze. Na pozór idealnie, ale coś zaczęło mi nie pasować. Migdały nagle stały się zbyt mdlące, a po chwili ich zapach całkowicie zniknął, bo zastąpił go zapach... czereśni. Ciepłe dłonie stawały się coraz zimniejsze. Miękkie usta stały się nieco bardziej szorstkie. I wtedy to się stało. Usłyszałem to. Dwa słowa, które sprawiły, że do końca wizyty u mamy ciężko było mi się skupić na czymś innym.
„Nate, proszę."
Nie był to głos Darcy. Był to głos Clark. Gdy otworzyłem oczy na ułamek sekundy, zielono-brązowe tęczówki wpatrywały się we mnie wręcz błagalnie. Po tym sen się skończył, a ja się obudziłem. Do teraz nie wiem, co to było, ale za każdym razem wzdrygam się z obrzydzeniem. To nienormalne, aby mi się śniła. Z dwojga złego wolałem tę trumnę, niż... to. Co to może oznaczać? Nigdy nie interesowałem się znaczeniem snów, bo to dla mnie zwykłe bzdury, ale ten nie mógł wyjść z mojej głowy przez kilka dni. Dlaczego Darcy zmieniła się w Clark? A może coś po prostu sobie ubzdurałem? Może to wcale nie była ona i źle zapamiętałem? Kompletnie mi odbiło.
Ten sen mnie wkurwił. Clark powinna wyjść z mojej głowy i ją zostawić. Zostawić mnie. Jest mi całkowicie obojętna, więc dlaczego to wszystko wciąż się dzieje? Ten tydzień był znośny. Dużo pracowałem i trenowałem, a Laura i Matt przynosili mi śniadania i obiady. Ostatnimi czasu znowu zacząłem więcej jeść, co wychodzi mi na dobre, bo nie czuję się już tak zmęczony. Niedługo mam walkę i muszę być w szczytowej formie.
Wczoraj dzwoniła Felicity. Chciała wpaść, ale odmówiłem. Sam nie wiem dlaczego. Ostatnio zauważyłem, że od kilku tygodni nasz kontakt znacznie się pogorszył. Nie przeszkadza mi to. Jej raczej również, ponieważ nigdy nie narzekała na brak wrażeń. Mimo tego nie chcę żyć z nią w niezgodzie. Jest sprytna, ale wredna i często traktuje innych z góry. Felicity potrafi zrobić z życia piekło, a mi nie uśmiecha się użeranie z nią. Doskonale przekonał się o tym Luke. Kiedyś na jednej z imprez po pijaku zapytał ją, czy jej ojciec jest ogrodnikiem, bo nigdy nie widział u kogoś tak krzaczastych brwi. Durny żart skończył się tym, że ogoliła mu jego prawą brew, gdy spał. Dwa miesiące zajęło mu wyhodowanie nowej.
Oprócz tego dwa razy wyszedłem na spacer z Lukiem. Mieliśmy iść także dzisiaj, ale odwołałem to, bo mam całkowicie dość słuchania o blondynie. Widziałem ją raz w życiu, a czuję się, jak gdybym widywał się z nią zamiast z nim. I ten tydzień był naprawdę w porządku aż do dzisiejszej nocy. Przed chwilą wstałem. A raczej wybudziłem się z koszmaru, w którym znów pojawiła się Clark. Ten sen był inny, niż poprzednie. Śniło mi się nasze ostatnie spotkanie. Moment, w którym byliśmy w basenie. Wszystko wydawało się takie realne. Jej kpiący uśmiech, moja dłoń na jej szyi, błyszczące oczy...
Mam dość. Całkowicie. Dlatego postanawiam, że to koniec. Urwę z nią wszelkie kontakty, bo tak się już nie d-
Właśnie zadzwonił Luke. W sobotę jest impreza urodzinowa tej jego blondynki. Poprosił mnie o to, abym z nim poszedł. A ja się zgodziłem. Chyba muszę wykreślić poprzedni akapit. Dlaczego to zrobiłem? Przecież wiem, że będzie tam Clark. Po co znowu sobie to robię i narażam sam siebie na nasze spotkanie?
Ale w sumie to tylko urodziny. Co złego może się stać?
***
hej! zostawiam tutaj taki miły wpis na dobry poniedziałek. udanego tygodnia!
kocham i do następnego xx
CZYTASZ
Zmiana Narracji
Teen FictionNotatki z dziennika Nathaniela Gabriela Sheya opowiadające o tym, jak czuł się z Victorią Clark. © Pizgacz, 2022