Culver City, Kalifornia, 10.06.2016, 18.43
Mam przejebane. Luke dowiedział się o lekach.
Przestałem chodzić na treningi. Cóż, praktycznie w ogóle przestałem wychodzić z domu. Zadzwoniłem do warsztatu i powiedziałem, że się rozchorowałem. Od pięciu dni nie wyszedłem nawet na klatkę schodową. Już dawno skończyło mi się jedzenie w lodówce, ale nawet się tym nie przejmowałem, bo i tak nie byłem głodny. W końcu mogłem normalnie spać i spałem długo. Może to przez to, że brałem większą dawkę niż zalecano, ale wtedy czułem się dobrze. Nie nadchodziły mnie natrętne myśli i wszystko wydawało się takie... spokojniejsze.
Nie odbierałem telefonów, a odpisywałem jedynie pojedyncze na wiadomości. Słyszałem, że kilka razy Luke i reszta próbowali dobić się do moich drzwi, ale z marnym skutkiem. Wiem, że zachowywałem się źle, ale każdy potrzebuje czasem czasu tylko dla siebie. Szczególnie jeśli nie ma się chęci ani nastroju na kontakt ze światem. Nie lubię uciekać w takie zachowania, ale mogliby dać mi odpocząć. Zawsze jestem, załatwiam ich problemy i ogarniam wszystko. Chciałem w końcu odpocząć.
Ale dziś chyba przekroczyłem granicę. Z rana obudziło mnie walenie w drzwi. To był Luke, słyszałem jak krzyczał. Jak zwykle miałem nie otworzyć, ale zagroził, że jeśli nie zrobię tego po dobroci to wezwie policję. Wiedziałem, że był do tego zdolny. Robił mi też wstyd przed sąsiadami. Dla własnego spokoju zwlokłem się z łóżka i mu otworzyłem. Nie wiedziałem, czy był bardziej wściekły czy uspokojony, że żyję. Nie miałem ochoty na kłótnię, którą niestety wszczął. Wydzierał się dosłownie o wszystko i jedynie sprawił tym, że rozbolała mnie głowa. Był na mnie zły o to, że nie dawałem znaku życia i nie dało się ze mną skontaktować.
Niestety, przez moją nieuwagę nie ogarnąłem, że słoik z lekami stoi na stole. Luke również go zauważył. Ostatni raz tak zawiedzioną minę widziałem u niego chyba wtedy, gdy jego matka obwieściła mu, że wyprowadza się z kolejnym chłopakiem. Nie sądziłem, że kiedykolwiek poczuję się tak chujowo, jak poczułem się w tamtej chwili. Przez dłuższą chwilę obaj milczeliśmy. Chyba nie wiedzieliśmy, co mamy powiedzieć. Luke zapytał tylko od kiedy biorę, więc odpowiedziałem zgodnie z prawdą, że od ponad tygodnia. Na szczęście nie pytał o dawkę, ale jestem pewny, że wiedział, że nie przestrzegałem zaleceń.
Przez pół godziny siedzieliśmy w ciszy w salonie. Czułem się paskudnie. Taki słaby i przegrany. Musiałem posunąć się do brania tabletek, aby jakkolwiek poukładać syf w mojej głowie, a prawda jest taka, że tylko sobie tego syfu przysporzyłem. Dopiero wtedy Luke zapytał dlaczego, więc szczerze mu odpowiedziałem. Opowiedziałem mu o coraz bardziej natrętnych i często destrukcyjnych myślach, o snach i o tym, że coraz częściej myślę o ojcu. Wiedziałem, że on mnie nie wyśmieje. Zawsze mogę na nim polegać. Jest dla mnie jak drugi młodszy brat.
Luke mnie nie oceniał, ale powiedział, że przykro mu z tego powodu, że nie zwróciłem się z tym do niego. Poczułem się jak śmieć. Miał rację, zamiast poprosić o pomoc, ja odpierdalałem. Miałem siebie dość. Wszystkiego co we mnie jest. Nadal mam. Oddałem mu opakowanie z lekami. Wiem, że spożytkuje je lepiej, niż ja. Znów zasugerował lekarza. Powiedział, że nie ma nic złego w braniu leków, ale trzeba to robić świadomie i pod okiem specjalisty. Wiem, że ma rację, ale dalej nie chcę iść do tego pierdolonego psychiatry.
Później wypiliśmy herbatę. Zamówił mi jedzenie i nie chciałem być niemiły, dlatego je zjadłem, choć ledwo powstrzymywałem odruch wymiotny. Razem posprzątaliśmy moje mieszkanie. Według wielu jestem pedantem (z czym się nie zgadzam), ale przez ten tydzień strasznie je zaniedbałem. Cieszyłem się, że Luke wciąż ze mną w tym był. Niestety w połowie odpadłem, bo zmorzył mnie sen, ale gdy wstałem wszystko lśniło. Nawet zrobił kolację. Luke nie umie gotować, ale zapiekanka ziemniaczana wychodzi mu całkiem nieźle.
Zjedliśmy i właśnie oglądamy film. Jutro mam walkę, ale jestem na nią kompletnie niegotowy. Muszę porozmawiać z moimi trenerami. Obawiam się, że mogę przegrać, a tego nie chcę. Wiem, że wtedy Brooklynowi może wpaść do głowy jakiś idiotyczny pomysł, aby mnie na następny raz „zmobilizować".
Nie wiedzieć czemu pomyślałem o Clark. Ciekawe co u niej. Nasze ostatnie spotkanie zakończyło się kłótnią. A może cała nasza relacja właśnie się skończyła? Tak też może być. Ale może to i lepiej? I tak wiecznie się kłóciliśmy. Moje mieszkanie całkowicie wywietrzało i już nigdzie nie czuję jej zapachu. Powinienem skupić się na sobie i powrócić do swojego życia. Mieliśmy kilka w porządku momentów, ale ona zawsze będzie dobrą dziewczynką z dobrego domu. A ja zawsze będę problematyczny.
Jak zawsze przed walką spędzam dzień z Lukiem. Zazwyczaj jest również reszta, ale dziś zgodnie uznaliśmy, że chcemy spędzić czas razem. Gramy w fifę i jest w porządku. Nadal nie czuję się dobrze, ale jest trochę lepiej. Cieszę się, że jest razem ze mną. Nie zasługuję na niego. Jest zbyt dobrym przyjacielem.
Na nic nie zasługuję, a już na pewno nie na to, aby niszczyć jej życie i ciągle ją na coś narażać.
***
dla przypomnienia to ta akcja z około 500 strony papierowej rundy pierwszej. jeszcze dwa wpisy wlecą na dobrą noc ;)
kocham i do następnego xx
CZYTASZ
Zmiana Narracji
Teen FictionNotatki z dziennika Nathaniela Gabriela Sheya opowiadające o tym, jak czuł się z Victorią Clark. © Pizgacz, 2022