Culver City, Kalifornia, 09.07.2016, 17.00
Dzisiejszy dzień jest tragiczny. Już dawno tak mocno nie zawiodłem się na nikim. Rozumiem wiele rzeczy, doceniam to, że moi bliscy się o mnie troszczą. Przynajmniej staram się doceniać. Ale dzisiaj przesadzili.
Zabrali mnie do dentysty.
Czasami wydaje mi się, że na świecie jest więcej rzeczy, których nie lubię, niż lubię. Uważam, że mój wskaźnik tolerancji jest naprawdę wysoki. Tak samo jest z bólem, w końcu trenuję boks, co niesie za sobą wiele kontuzji. Wiele razy miałem pokiereszowaną twarz, połamane kości i wyłamane stawy. Zazwyczaj unikam lekarzy, bo uważam to za niepotrzebne. Dobre leki przeciwbólowe potrafią załatwić sprawę. Mój organizm jest silny. Podejrzewam, że gdyby ludzie prowadzili podobny tryb życia do mojego, mało kto wytrzymałaby chociaż miesiąc. Czasami testuję sam siebie. Testuję to, ile potrafię wytrzymać, nim ból odetnie mi świadomość. Lubię to uczucie, gdy jestem już na skraju utraty przytomności. Często zdarza mi się to podczas walk.
Czasami jednak wiem, że lekarz jest mi potrzebny, więc chowam dumę i nie protestuję. Często się badam, bo moje wyniki są potrzebne trenerom. Gdy byłem młodszy oddawałem nawet krew. Nie mam problemu z igłami, stetoskopami i całą tą otoczką. Wszystko jest w porządku.
Ale dentyści to całkowicie inna bajka, bo gdy widzę tego skurwysyna z wiertłem to mam ochotę podpalić jego i jego gabinet.
To nie tak, że się ich boję, jak zarzuca mi wiele osób, a w szczególności Matt z Lukiem. Śmieją się, a tu nie ma powodu do śmiechu. Nie lubię ich, tak po prostu. Moja awersja do dentystów zaczęła się w momencie, w którym musieli usunąć mi trzy ósemki. Mój ojciec od zawsze powtarzał, że ból jest dla słabych. Chciałem mu pokazać, że taki nie jestem, więc robili to bez znieczulenia przez prawie trzy godziny. Nie jestem pewny, czy nie zemdlałem gdzieś w połowie, ale dawno nie czułem się tak źle, jak wtedy. Po powrocie do domu przez tydzień nie mogłem wstać. Schudłem cztery kilogramy. Nienawidzę dentystów.
Na całe szczęście problemy z zębami nie zdarzają mi się za często. Chyba mam szczęście, bo nigdy żadnego nie złamałem, a z moimi... przygodami jestem na to bardziej narażony. Wszyscy wiedzą, że nie lubię tam chodzić, a zaciągnięcie mnie tam graniczy z cudem. Może to zachowanie bachora, ale nie cierpię, gdy ktoś grzebie mi w moich własnych zębach.
Niestety, wiedziałem, że coś się dzieje, bo od ostatniej walki bolała mnie szczęka. Starałem się to zignorować i zapomnieć, ale ból stawał się coraz mocniejszy, a leki przestawały działać. Dziś rano nie mogłem już nawet jeść. Na domiar złego Luke z Laurą i Scottem postanowili, że mnie odwiedzą. Myślałem, że jakoś to przeżyję.
A potem Laura wyciągnęła ciasto orzechowe, które specjalnie dla mnie upiekła.
Nie powiedziała tego głośno, ale to ona najbardziej ucieszyła się, gdy usłyszała, że zgodziłem się wygrać walkę dla Clark. Nie wiem co jest tego powodem, ale nawet nie pytam. Jest naprawdę dobrą kucharką i lubię jej jedzenie, ale w tamtym momencie miałem ochotę wyrzucić to pierdolone ciasto przez okno. Na początku nawet pomyślałem o tym, aby spróbować powiedzieć jej, że nie jestem głodny, ale gdy spojrzała na mnie tymi maślanymi oczami to nie potrafiłem. Może nie lubię zwierząt, ale czułbym się, jakbym miał skopać szczeniaka. Myślałem, że może uda mi się nie skrzywić i jakoś to przeżuć, ale po pierwszym gryzie już wiedziałem, że przeceniłem swoje możliwości.
Chyba nigdy wcześniej nie wyplułem czegoś tak szybko, jak wtedy. Większość przeżutego ciasta wylądowała na rękach Scotta. Z początku Laura nie wiedziała co się stało i bała się, że zrobiła coś nie tak, ale Luke zorientował się od razu. Cóż, gdyby tego nie zrobił, okazałby się kretynem, bo wykręciło mnie przez ból.
Każdy z nas wiedział, co to oznaczało. Nie jestem dzieckiem i umiem sam o siebie zadbać. Wiem, kiedy coś mnie boli i kiedy mam udać się do lekarza, ale to... jeszcze nie był ten dzień. Pewnie przeszłoby mi samo, ale zaczęli panikować i mnie jeszcze bardziej wkurwiać. Nawet nie zapytali mnie o zdanie, jakbym co najmniej nie potrafił samodzielnie myśleć. Banda kretynów. Gdy Laura zaczęła dzwonić do dentysty od razu zakomunikowałem, że nigdzie nie jadę, bo nie czuję takiej potrzeby. Naprawdę nie czułem. Ten ząb nie bolał mnie jakoś mocno, po prostu jest unerwiony. Jak to ząb.
Zaczęliśmy się kłócić, a bardziej bić. Chciałem wyjść z mieszkania. Nie dlatego, żeby uciec, a po prostu chciałem zapalić papierosa. Próbowali mnie zatrzymać jak jakiegoś przestępcę. Tak, może poszedłbym na spacer, ale to tyle. Wynikło małe zamieszanie. Nie moja wina, że przypadkiem uderzyłem Scotta z łokcia w brzuch. Sam się pchał. Przypadkiem też rozbiłem Lukowi nos i poszła krew. Nie przeproszę go, to jego wina.
Nagle znikąd wpadł tam Matt. Z pierdolonym sznurkiem.
Moi właśni przyjaciele, ludzie których traktuję jak rodzinę obwiązali mnie cholernym sznurkiem.
Próbowałem walczyć, ale Luke zaszedł mnie od tyłu. Nienawidzę ich. Połowa bloku widziała, jak wynosili mnie na rękach i wpakowali do samochodu jak przedmiot. Nie wiem czy istnieje jeszcze jakaś obelga, której dziś nie rzuciłem w ich stronę. Wyzwałem im chyba każdego członka rodziny. Upodlili mnie w największy możliwy sposób. Jechałem autem wciśnięty pomiędzy Luke'a a Matta pierdolone dwadzieścia minut ze skrępowanymi nogami i rękoma. Gdy teraz na to patrzę, może lekko przesadziłem, ale nie powinni tego robić.
Czułem, że wszyscy w obrębie kilkudziesięciu metrów patrzyli na nas, gdy szliśmy do gabinetu. Nie chciałem wzbudzać jeszcze większego zamieszania, więc się nie odzywałem i szedłem sam, ale wciąż byłem związany. Ten psychopata z wiertłem niechętnie wpuścił mnie bez kolejki. Słyszałem, jak mówił Laurze o tym, że założy nam sprawę w sądzie, jeśli podczas zabiegu straci jakiś palec. Kretyn. Przecież bym go nie ugryzł. Nie lubię smaku krwi.
Wiedziałem, że jestem na przegranej pozycji, więc skapitulowałem. Obiecałem sobie, że jeszcze mi za to zapłacą. Cały zabieg trwał godzinę i wciąż patrzyłem dentyście prosto w oczy. To go chyba peszyło, bo ciągle drżała mu ręka. Przepisał mi leki i odesłał do domu. Gdy wychodziliśmy powiedział swojej asystentce, że ma odwołać wszystkie wizyty na dziś, bo nie da rady przyjąć po mnie nikogo więcej. To sprawia mi satysfakcję. Ci psychopaci terroryzują ludzi, więc ja mogę terroryzować ich. I tak przesadza. Przecież nawet go nie uderzyłem.
Podczas drogi powrotnej nie odezwałem się ani słowem. Dalej się nie odzywam, choć wciąż są w moim mieszkaniu. Laura robi zupę, ale i tak jej nie zjem. Luke ma trochę spuchnięty nos, ale żyje. Banda popapranych sukinsynów.
Ale przynajmniej nie boli mnie już ząb.
***
hej! wracam z dwoma wpisami. nie mogłam sobie odpuścić tej sceny, bo miałam ją w głowie już od dawna
jak pierwszy dzień szkoły?
kocham i do następnego xx
CZYTASZ
Zmiana Narracji
Teen FictionNotatki z dziennika Nathaniela Gabriela Sheya opowiadające o tym, jak czuł się z Victorią Clark. © Pizgacz, 2022