28.04.2016

142K 6.5K 5.6K
                                    

Culver City, Kalifornia, 28.04.2016, 00.11 w nocy

Dzisiejszy dzień nie był przyjemny i to z kilku powodów, które następowały po sobie.

Wszystko zaczęło się od tego, że oczywiście znów nie mogłem zasnąć. Kręciłem się w łóżku do dziewiątej i spałem dosłownie dwadzieścia minut. Gdy zrozumiałem, że to na nic, postanowiłem wstać i pojechać do warsztatu. Niby miałem wolne, ale Thiago odwołał mi dziś trening. To zaczyna mi się nie podobać. Ostatnio wspomniał coś o tym, że schudłem, a moje ciosy tracą na sile. Zrzuciłem to na to, że jestem na redukcji, ale Thiago ma dostęp do mojej diety, więc tego nie kupił.

Niestety, zanim zdążyłem pojechać do warsztatu, dostałem niezapowiedzianą wizytę. Przyszła do mnie Laura z workiem jedzenia. Na moje nieszczęście, zauważyła ostatnio to, co Thiago. Zaproponowała, że zrobimy razem śniadanie. Nie wiedziałem, jak mam przekazać jej, że tego nie chcę w taki sposób, aby nie drążyła. Nie chcę znowu przechodzić tego samego. Bo problem ciągle tkwi w tym, że od kilku tygodni znów mam problem z jedzeniem. Nie potrafię jeść wtedy, gdy jestem niewyspany, a już nie pamiętam nocy, podczas której naprawdę bym wypoczął.

Starałem się powiedzieć jej, że jestem zajęty, ale była nieugięta. Nie zdążyłem rzucić ani słowa, gdy nagle znalazła się w mojej kuchni, robiąc w niej całkowity syf. Choć nie chciałem dać tego po sobie poznać, stałem się jeszcze bardziej rozdrażniony. Wiedziałem, że zjedzenie chociażby głupiej kanapki skończy się wymiotami, a jeśli Laura byłaby tego świadkiem, zaraz wiedziałby Luke i cała reszta. Wszyscy wiedzą, że mam zaburzenia odżywiania odkąd skończyłem piętnaście lat. Nigdy nie odkryłem, skąd się to u mnie wzięło. Lubię swoją sylwetkę i to, jak wyglądam, ale problem polega na tym, że mój żołądek nie przyjmuje jedzenia. Nawet gdy jestem cholernie głodny, wystarczy jeden gryz czegokolwiek, aby zrobiło mi się niedobrze. Wymiotuję w całkowicie losowych sytuacjach przynajmniej trzy razy w tygodniu. Czasami ze stresu, innym razem z obrzydzenia.

Wszystko jest w porządku, gdy się wysypiam. Mam wtedy większy apetyt, jedzenie nie smakuje jak styropian, energetyki bez cukru nie są potrzebne. Ale aktualnie mam z tym zajebiście duży problem.

Laura była nieugięta. Siedziałem przy stole, zaciskałem palce na widelcu i w duchu modliłem się o to, aby zdarzył się jakiś cud. Aby wyszła z mieszkania. Z Laurą mam ten problem, że jest to jedna z niewielu osób, dla których nie umiem być niemiły. Nie wtedy, gdy przypomina mi o tym, abym nosił czapkę po prysznicu czy wtedy, gdy uzupełnia moją domową apteczkę, aby nigdy nic mi nie zabrakło. Za bardzo przypomina mi mamę.

Gdy podstawiła mi pod nos talerz wypchany goframi, sosem klonowym i owocami, chciało mi się wymiotować już od samego zapachu. Mój żołądek ścisnął się w kulkę. Do tego wciąż na mnie patrzyła... Zmusiłem się do tego, aby okazać brak jakiegokolwiek zainteresowania. Wydawało mi się, że mogę to zrobić, ale skończyło się tak, jak zakładałem. Pół gofra, którego mieliłem jak glinę w ustach, wystarczyło abym rzygał jak kot przez dziesięć minut.  Rwało mnie tak mocno, że zacząłem pluć żółcią. Laura była tam cały czas ze mną i nawet nie chciało mi się krzyczeć, aby wyszła.

Gdy skończyłem minęło dziesięć minut, a Luke z Jasmine stali już w moim salonie. Musiałem przez godzinę wysłuchiwać ich narzekania. Przez następny kwadrans musiałem kłócić się z Luke'iem o to, że nie pójdę do żadnego psychologa, bo nic mi nie jest, a przez kolejne pół godziny patrzyłem na płaczącą Laurę, która wręcz błagała mnie o to, abym coś zjadł. Bezskutecznie.

Chociaż może w sumie to i dobrze? Żaden organizm nie był niezniszczalny. Nawet mój.

Gdy Jasmine z Laurą wyszły, zostałem sam z Luke'iem. Ciężko mi się na niego patrzy, gdy jest tak przybity. Wiem, że się martwi, ale niepotrzebnie. Do tego wciąż dzieje się coś pomiędzy nim, a blondyną, o czym nie chce mi powiedzieć, ale jest wyraźnie podłamany. Obiecałem mu, że pójdę spać, gdy wyjdzie, ale w końcu to Luke. Gdy się położyłem w sypialni, on przyspawał się do kanapy w moim salonie. Przekonywałem go, aby wyszedł, ale równie dobrze mogłem rozmawiać z betonem.

Sen nie był zbyt dobry jakościowo, ale udało mi się trochę odpocząć. Gdy wstałem był już wieczór, a Luke kończył robić spaghetti. Gdybym go nie zjadł, znowu zacząłby się ten cyrk, a ja naprawdę miałem dość, więc wepchnąłem w siebie ten cholerny makaron. Nie był nawet taki zły, ale dwa razy musiałem zwalczyć odruch wymiotny. Później poszliśmy na spacer. Lubię to robić. Luke jest jedyną osobą, z którą czuję się w stu procentach komfortowo. Bywały wieczory, w których pokonywaliśmy kilkanaście kilometrów rozmawiając o niczym. Uspokajało mnie to. Znaliśmy Culver City jak własną kieszeń.

W końcu opowiedział mi o tym, dlaczego był taki zdołowany. Okazało się, że nie wie, co ma robić z blondyną. Znów był dla niej niemiły na swojej imprezie i miał z tego powodu wyrzuty sumienia. Nawet nie wiem, co mam mu poradzić. Luke sam nie jest pewny, czego chce. Z jednej strony nie lubi jej, bo jest sztuczna, ale z drugiej podoba mu się, do czego sam nie chce się przyznać. Coś czuję, że ich historia nie skończy się tak szybko.

Oczywiście nie obyło się bez małego przystanku w sklepie, gdzie Luke kupił mi batona i prawie siłą zmusił mnie, abym go zjadł. Niestety pół gofra, talerz spaghetti i snickers nie było dobrym połączeniem, bo cztery minuty później wyrzygałem go i makaron na trawnik, podczas gdy Luke trzymał kaptur mojej bluzy. Wiem, że czuje się z tym okropnie, ale wie również, że nic nie może z tym zrobić. Nie chcę iść do psychologa. Nie chcę, aby ktoś dowiedział się, jak wielkie problemy mam ze samym sobą. Ludzie uważają mnie za kogoś, z kim chce się być. Kim chce się być. Za kogoś, kto nie zna definicji słowa przegrany. Przez lata przekonywałem wszystkich, że nie czekam na świat, bo to świat czeka na mnie.

Chociaż tak naprawdę czekam jedynie na to, aż świat się zbuntuje i mnie wygna. Niestety, na razie się na to nie zapowiada.

Luke dziś u mnie nocuje. Słyszę jego chrapanie z salonu. Ja wciąż nie mogłem zasnąć, więc poszedłem do kuchni, aby napić się wody. I wtedy to się stało. Zapewne była to pozostałość po zakupach Laury. Głupia paczka waniliowych ciastek z cynamonem.

Głupie ciastka z nadzieniem wiśniowym, które właśnie jem. I o dziwo, nie smakują jak karton.

***

ostatni na dziś. wiem, że to ciężki wpis, ale czułam, że jest potrzebny.

pamiętajcie, nie bójcie się prosić o pomoc.

kocham i do następnego xx

Zmiana NarracjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz