27.05.2016

80.8K 3.2K 4.2K
                                    

Culver City, Kalifornia, 27.05.2016, 1.55 nad ranem

Dzieje się ze mną coś dziwnego. Martwi mnie to. Chyba nawet stresuje. Nie wiem co mam ze sobą zrobić, bo od bardzo długiego czasu nie byłem w takiej sytuacji, bo wydaje mi się, że chyba...

Chyba jestem szczęśliwy.

I to popierdolenie dziwne uczucie. Pierwszy raz od dawna w całości zjadłem kolację, którą sobie zrobiłem i była dobra. Nie czuję chęci wymiotowania, nie jestem zmęczony, choć od kilku dni praktycznie nie sypiam. Czy to możliwe? Czy to możliwe, abym był... szczęśliwy? Albo może to raczej zadowolenie. Sam nie wiem, to dla mnie nowe, nie umiem tego określić.

Bardzo martwi mnie to, co spowodowało ten stan. A raczej jaka sytuacja. Robiłem w życiu wiele głupich i nieprzemyślanych rzeczy. Nigdy nie byłam uzależniony od zakładania się, aby pokazać innym, że mogę wszystko, ale dziś to zrobiłem. Założyłem się z Clark.

Wiedziałem, że przyjedzie z blondyną do baru Luke'a, bo sam mi to wydyszał do telefonu. Czasami zastanawiam się skąd on ma tyle energii godnej golden retrievera. Poprosił, abym też przyszedł, ale od razu odmówiłem. Nie miałem zamiaru spędzać z nimi więcej czasu, niż było to konieczne. Szczególnie, że wiedziałem jak to się skończy. On miał wpatrywać się w tę swoją blondyneczkę jak w obrazek, a ja miałem zostać sam z Clark, z którą i tak zapewne bym się kłócił.

Cóż, przewidziałem to.

Niestety, Luke miał inny plan. Jego upór był porównywalny do uporu maniaka i zaszantażował mnie, że powie Clark o zdarzeniu z Louisem, jakie miało miejsce w poniedziałek. Wiem, że Luke byłby do tego zdolny, a nie chciałem, aby Clark zaczęła wysnuwać sobie jakieś chore i niestworzone historie. Jeszcze wzięłaby to za akt jej obrony, gdzie tak naprawdę już dawno chciałem to zrobić, bo Louis mnie wkurwia. Dlatego postanowiłem na chwilę wpaść. I tak mieszkam blisko.

Przez telefon Luke poprosił mnie o to, abym był miły. Definitywnie zaczął z tym przesadzać, bo wymaga tego ode mnie prawie przy każdym spotkaniu. Wiem, że zależy mu na tym, aby Clark miała o nim dobre zdanie, ale odbija się to moim kosztem. Bycie dla niej miłym powoduje u mnie wrzody żołądka. Jednak dawno nie widziałem, aby Luke był kimś tak zainteresowany, więc zmusiłem się.

Tak jak podejrzewałem, wraz z blondyną nie widzieli nic poza sobą. Szybko dostrzegłem Clark. Stała przy bilardzie i dawała pokaz swoich umiejętności – a raczej ich braku. Stwierdziłem, że wolę jej towarzystwo, niż pozostałej dwójki. Nie chciałem patrzeć, ale muszę być ze sobą szczery, więc tak, spojrzałem na jej nogi w tych ciasnych jeansach. Nic nadzwyczajnego, szczerze mówiąc.

Jak zwykle była skora do kłótni. Zastanawiam się czy już urodziła się taka wyszczekana. Czy ona nie wie, że to właśnie przez to pakuje się w kłopoty?

Wyglądała dziś... znośnie. Miała na sobie golf, zapewne po to, aby zakryć siniaki. Gołym okiem widziałem, że nie chciała mojego towarzystwa, a to podziałało na mnie jak zastrzyk dopaminy. Mogę zrzucić to na chęć wyprowadzenia jej z równowagi, co oczywiście też w jakimś stopniu jest prawdą, ale miałem jeszcze jeden powód. Chciałem znów porozmawiać z nią jak wtedy w sali teatralnej. Jak wtedy, gdy szczerze zaśmiała się z czegoś, co powiedziałem. Wtedy wątpiłem w to, że po sytuacji w jej domu i w klubie Brooklyna znów uda mi się to zrobić.

Ale to nie tak, że starałem się ją rozbawić. To na pewno nie.

Jej marna egzystencja powinna bawić ją już wystarczająco, a poza tym, chciałem ją tylko podręczyć. I właśnie dlatego zaproponowałem zakład. Ten idiotyczny zakład w rzutki. Skąd mogłem wiedzieć, że jest pierdolonym strzelcem wyborowym? Cóż, celność nie jest moją najmocniejszą stroną. Zawsze wolałem sporty siłowe. W szkole byłem kapitanem drużyny koszykarskiej, ale tylko wyłącznie dlatego, że szybko biegałem i miałem niezawodną kondycję. Jednak ze strzelaniem do kosza było gorzej.

Zaproponowałem zakład tylko dlatego, że byłem pewny wygranej. Chciałem, aby wykonała jakieś jedno durne zadanie, które jej wskaże. Miał mi się poprawić humor, a potem miałem wrócić do domu i zasnąć z zadowoleniem. Tyle że... Clark ze mną wygrała. I chociażbym chciał mówić, że oszukiwała, wiedziałem, że zrobiła to uczciwie.

Nie jestem przyzwyczajony do tego uczucia. Prawdę mówiąc, dziś doznałem tylu nowych rzeczy, że ciężko mi je odpowiednio nazwać i poukładać. W ciągu całej mojej kariery przegrałem zaledwie cztery walki i to na samym początku. Od dwóch lat nie mam na koncie żadnej porażki nie tylko na ringu, ale i życiowej. Więc jakim cudem pokonała mnie w pierdolonych rzutkach? To mnie ubodło, ale jestem człowiekiem honoru, dlatego zgodziłem się na to, co chciała. Ale gdybym wiedział wcześniej...

Panie chroń mnie i innych ludzi przed Victorią Clark.

Ona jest nienormalna. Ma poważne uszkodzenia mózgu, albo całkowity jego brak. Kazała mi biegać nago pod sklepem, w którym robię zakupy. Połowa ludzi mnie znała i już dawno nie czułem się tak upodlony. Z drugiej jednaj strony wiedziałem, że jest to tylko zabawa, a ja sam się w to władowałem. Czy mogłem kogoś winić? Chyba tylko siebie. Przecież doskonale wiedziałem o tym, że Victoria Clark jest wiedźmą i umie rzucić czar nawet na rzutki.

Już w momencie, w którym się rozbierałem, miałem w głowie plan zemsty. Jak zwykle chciałem zabrać ją w jakieś opuszczone miejsce, trochę postraszyć, a może nawet zostawić na jakiś czas. Jednak gdy biegałem między samochodami i spojrzałem na wózki sklepowe, przypomniałem coś sobie.

Miałem czternaście lat i przyjechałem na wakacje z internatu. Tego dnia spędziłem dużo czasu z Gabrielle. Byliśmy w parku rozrywki, na obiedzie i w kinie. Ten dzień był jednym z lepszych, jakie miałem i ceniłem to, ponieważ nie pamiętałem praktycznie niczego z okresu swojego dzieciństwa. Tylko pojedyncze wydarzenia i kłótnie. Tego dnia po kinie poszliśmy do sklepu niedaleko. Jedliśmy płatki czekoladowe z opakowania i popijaliśmy mlekiem z kartonu. W pewnym momencie Gabrielle stwierdziła, że chce pojeździć wózkiem sklepowym. Nie miałem pojęcia dlaczego, bo wydawało mi się to głupie. Jednak tak głośno się śmiała, że nie miałem serca jej odmówić. Wsiadła do koszyka, a ja woziłem ją po pustych ulicach Culver City przez kilkadziesiąt minut. Słuchaliśmy wtedy albumu Pink Floyd, który puściła ze swojego telefonu. Ze śmiechu bolał mnie brzuch.

Po wszystkim do domu odstawiła nas policja, a my dostaliśmy szlaban. Na szczęście nie dowiedział się o tym nasz ojciec. Wtedy skończyłoby się dużo gorzej.

Chyba właśnie przez to wspomnienie złapałem dwa sklepowe wózki. Skoro robiłem już tak strasznie niepodobne do mnie rzeczy, chciałem cofnąć się do tego czasu. Do tamtej lipcowej nocy sprzed kilku lat, kiedy rzeczywistość nie była jeszcze tak trudna do zniesienia.

I... i nawet przez chwilę tak się poczułem. Kiedy zjeżdżaliśmy wzdłuż pustej ulicy, drąc się wniebogłosy. Gdy krzyczałem, nie byłem razem z resztą. Nie było mnie w Culver City w roku 2016 razem z Clark, Lukiem i blondyną. Gdy tego wieczoru krzyczałem, byłem razem z Gabrielle w 2010. Wróciłem do chwili, w której rozumiałem co oznacza bycie szczęśliwym. I to było dobre.

Tak bardzo dobre. Chociaż przez chwilę stałem się wolny. Nie było wokół mnie tego całego syfu. Miałem znów czternaście lat, całą rodzinę i dobre wakacje. Nie musiałem bać się o bliskich, nie musiałem bić się na ringu, aby zapłacić za leczenie mamy, nie musiałem pracować, nie musiałem patrzeć w lustro z obrzydzeniem.

Chociaż na ułamek sekundy nie należałem do nikogo.

A potem otworzyłem oczy. I pierwszym co dostrzegłem była roześmiana twarz Victorii Clark. Z zamkniętymi oczami, rozwianymi włosami i rumieńcami na policzkach. I nagle 2016 nie był już taki zły.

Ale było to chwilowe. Każda zabawa musi się kiedyś skończyć dlatego zatrzymaliśmy się, a prawa Clark oddała wózki. Dalej nie wiem jak to zrobiła nie ponosząc za to żadnej odpowiedzialności. I chyba nigdy się nie dowiem.

Nie przeprosiłem jej, ale podarowałem papierosa. Można to zaliczyć do pokoju, prawda?

Właśnie wróciłem do domu. Nawet nie pożegnałem się z Lukiem, ale pewnie i tak spotkam się z nim jutro. Muszę iść spać.

Tak. Zdecydowanie byłem dziś szczęśliwy. Chociaż na kilka chwil.

***

chyba jedna z moich ulubionych scen w całej trylogii

kocham i do następnego xx


Zmiana NarracjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz