30.04.2016

131K 5.5K 6.5K
                                    

Culver City, Kalifornia, 30.04.2016, 22.15

Muszę stąd wyjechać. Jak najszybciej. Teraz. Zaraz.

To zaczęło się kilka godzin temu, gdy byłem w sklepie. Rzadko robię zakupy, bo i tak teraz mało jadam, więc moja lodówka jest ciągle pusta, co nie odpowiada Luke'owi. Często u mnie przesiaduje. Nie widzę sensu kupować czegoś, co i tak będę musiał wyrzucić, bo się przeterminuje. Wracałem z warsztatu i wstąpiłem do sklepu, bo skończyły mi się miętowe gumy do życia. W ostatnich dniach to one są moim największym sprzymierzeńcem, ponieważ zabijają uczucie głodu i pozwalają mi jako tako funkcjonować. Gdy nie jestem głodny, nie muszę na siłę wciskać w siebie jedzenia.

Stałem przy kasie i szukałem portfela, gdy nagle natrafiłem w kieszeni na coś, o czym całkowicie zapomniałem. Złota bransoletka z wysadzaną diamentami zawieszką czterolistnej koniczyny. Pamiętam dokładnie moment, gdy ją zobaczyłem. To było po tej cholernej nocy w piwnicy. Clark wybiegła stamtąd tak szybko, że nawet nie zarejestrowała, gdy ta błyskotka spadła jej z nadgarstka. Dalej nie wiem, dlaczego zabrałem ją ze sobą. Może chciałem ją sprzedać? A przynajmniej tak sobie wmawiam.

Znowu mało spałem. Nie mogłem zasnąć, a ta kiczowata bransoletka tylko mi to utrudniała. Leżała na mojej szafce nocnej i wciąż przypominała mi o tej nocy, jak gdyby chciała być moim prywatnym koszmarem. Bo skoro nie mogłem zasnąć, to moja głowa musiała męczyć mnie na jawie. Wiem, że mogłem ją schować, ale z nieznanych sobie powodów pozwoliłem, aby wciąż leżała obok mnie. Była dowodem na to, że ta noc wydarzyła się naprawdę. Chociaż po głębszym zastanowieniu, te powody wcale nie były nieznane. Może robiłem to dlatego, że lubiłem katować samego siebie? Jak nisko musiałem upaść, że nawet durna, brzydka bransoletka przypomina mi o tym, jakim śmieciem jestem?

Nie mogłem już na nią patrzeć. Nie miałem zamiaru spędzić kolejnej bezsennej nocy na wgapianiu się w to paskudztwo. Wyszedłem zły ze sklepu i chciałem wyrzucić ją do najbliższego śmietnika. Prawie to zrobiłem, ale coś nagle mnie powstrzymało. Bo co jeśli jest dla niej jakąś ważną pamiątką rodzinną? Nie, żeby jakoś interesowało mnie samopoczucie Clark, ale widziałem, że biżuteria jest droga. Clark nie należy do najbiedniejszych, ale to nie oznacza, że mogę pozbawiać ją cennych rzeczy. To ona jest rozpieszczonym bachorem, który nic nie szanuje. Nie ja.

Jestem żałosny i gdybym wiedział, jak to wszystko się skończy, pewnie wyrzuciłbym ją do najbliższej studzienki kanalizacyjnej.

Ostatnimi czasy zauważyłem, że z moim myśleniem jest coraz gorzej. Jestem inteligentniejszy od większości ludzi w moim otoczeniu, co nie jest trudne, bo poprzeczka nie jest za wysoko. Jednak przebieg ostatniego miesiąca sprawił, że sam zaczynam mieć co do tego wątpliwości, bo moje decyzje są coraz głupsze. A jedną z nich było zadzwonienie do Clark. Chciałem jej to oddać i nigdy więcej nie widzieć. Stałem przy swoim samochodzie na sklepowym parkingu. Paliłem papierosa i czekałem aż odbierze, ale tego nie zrobiła, co zdenerwowało mnie jeszcze bardziej.

Gdy odebrała za drugim razem, jej głos był oschły, co nawet mnie rozbawiło. Starała się grać niewzruszoną, ale po jej tonie wywnioskowałem, że bransoletka musiała być dla niej ważna. I wiedziałem, że nie powinienem. Było tyle innych sposobów na to, abym jej ją oddał. Mogłem przekazać bransoletkę Luke'owi, zostawić ją przed jej domem. Cokolwiek innego, ale wybrałem ten najgorszy. Dlaczego zdecydowałem się z nią spotkać?

Podjechałem na przystanek niedaleko jej domu. Paliłem papierosa, gdy nagle ją zobaczyłem. Szła chodnikiem wyraźnie zdenerwowana. Wyglądała dużo lepiej, niż ostatnio, na co miałem ochotę przewrócić oczami. Oczywiście, wszyscy mogli się normalnie wysypiać. Ta myśl rozdrażniła mnie jeszcze bardziej. Spędziłem całą noc na wgapianiu się w tę pierdoloną bransoletkę, podczas gdy Clark spała słodko w swoim obrzydliwie idealnym domu.

Chciała odebrać ją siłą, ale jej na to nie pozwoliłem. To było nawet zabawne. Była nieporadna i wolna. Przynajmniej tak myślałem do tej pory. Chciałem, aby mnie o nią poprosiła. Jej życie było sielanką, wszystko przychodziło jej łatwo. Chciałem, aby poprosiła o to, bym oddał coś, co i tak należy do niej. Chciałem się zabawić i w jakiś sposób ją upodlić. Nie spodziewałem się jednak, że to zagranie upodli mnie.

Bo Clark, owszem, poprosiła mnie o to. A gdy to zrobiła, patrząc na mnie tymi wielkimi, zielono-brązowymi oczami, w mojej głowie pojawiła się inna myśl. Przez ułamek sekundy zapragnąłem tego, aby kiedyś patrząc mi prosto w oczy poprosiła o coś innego.

Trwało to chwilę. Ułamki sekund, a sprawiło, że mi samemu zrobiło się niedobrze. Tak mocno nienawidzę swojej głowy. Jestem słaby. Upodlony tysiąc razy bardziej, niż ona, bo zrobiłem to samemu sobie.

Ta myśl ponownie pojawiła się w momencie, w którym zapinałem bransoletkę na jej kościstym nadgarstku. Znów czułem zapach jej perfum. Jej opalona skóra była miękka. Widziałem, że starała się na mnie nie patrzeć, jej oddech był nierównomierny. Dopiero po chwili zorientowałem się, że ja nie oddychałem wcale. Bo gdy oddychałem, czułem czereśnie.

Chciałem, aby te myśli zniknęły z mojej głowy. Victoria Clark nie zasługuje na to, abym kiedykolwiek myślał o niej w ten sposób. Owszem, jest ładna, ale prócz urody nie ma sobą nic do zaoferowania. Jest głupiutka, rozwydrzona i słaba. Nie może wywoływać we mnie takich myśli. Nie może patrzeć na mnie tymi wielkimi oczami. Zapach czereśni nie może wypalać mi nozdrzy. Nie mogę myśleć o niej w jej najbardziej niewinnej wersji, ale w tamtej chwili nie potrafiłem tego zatrzymać.

Zacząłem panikować, bo traciłem kontrolę. Gdy stała tak blisko mnie, a moja dłoń coraz mocniej zaciskała się na jej wątłej ręce. Wiedziałem, że wystarczyło niewiele, aby zwichnąć jej nadgarstek. Czułem jej wystające kostki pod palcami. Widziałem ból w jej oczach, który nieporadnie maskowała. Była słaba. Chciałem, aby mi podziękowała. Za co? Bóg mi świadkiem, że sam nie wiem.

Ale ja byłem słabszy. Byłem słabszy, bo znów traciłem kontrolę. I znów nie wiedziałem co było tego powodem.

A potem stało się coś, czego się nie spodziewałem. Victoria Clark mnie uderzyła.

Jej refleks jednak nie jest tak słaby, jak myślałem. Jest naprawdę silna. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej widziałem w czyichś oczach tyle pogardy, ile widziałem w Victorii Clark. Nie wiedziałem, co mam myśleć. Gdy odeszła, stałem na tym cholernym przystanku przez dobre dwadzieścia minut. Mój policzek palił żywym ogniem, ale był to dobry ból, ponieważ mnie orzeźwiał.

Nie zostałem spoliczkowany pierwszy raz, ale wiem, że ten będę pamiętać przez długi czas. Co dziwne, nie czułem złości. Ani wtedy ani teraz. W każdym innym przypadku tak, ale nie w tym. I wiem, że tracę zmysły, bo gdy to wszystko przeanalizowałem, zacząłem się śmiać. Tak po prostu. Śmiałem się, bo w końcu ktoś mi się postawił. I paradoksalnie, była to osoba, która do tej pory była dla mnie najsłabszym ogniwem w Culver City.

Całkowicie mi odbija i o tym wiem. Tracę zmysły. Muszę wyjechać. Jestem już spakowany. Zadzwonię do Luke'a i poinformuję go o tym, że nie będzie mnie kilka dni. Zaraz wychodzę z mieszkania

Ale ciągle nie mogę wyrzucić z głowy jednej myśli, która jest naprawdę irytująca. Biłem się już dziesiątki razy, spędziłem na ringu tysiące godzin. Walczyłem z ważnymi i uzdolnionymi przeciwnikami czy to zawodowo, czy na głupiej ulicy. Mimo że mama wpoiła mi szacunek do kobiet, kilka razy zdarzyło się również, że jakiejś nie spodobało się moje zachowanie, więc dostałem w twarz. Za każdym razem to mnie rozdrażniało i nużyło, bo to było po prostu nudne. Ciągle ten sam schemat.

A mimo wszystko po dzisiejszym wieczorze w mojej popierdolonej głowie pojawiła się myśl, że gdyby Victoria Clark poprosiła mnie o to, abym pozwolił się jej uderzyć, zgodziłbym się bez wahania. I bardziej przerażające jest to, że gdy tak patrzyła na mnie tymi wielkimi oczami, zgodziłbym się na wiele rzeczy.

***

hej! dziś wlecą jeszcze cztery wpisy. pewnie będą się tak pojawiać co godzinkę, bo sobie je na bieżąco sprawdzam

ogólnie pojawiło się kilka pytań na temat tego, jak czytać ten pamiętnik. jest on prowadzony chronologicznie i będzie podzielony na trzy części (saf, bth i eth). na razie jesteśmy w części pierwszej i to perspektywa nate'a z PAPIEROWEGO saf, więc jak nie kojarzycie jakiejś sytuacji to jest ona w książce :D bodajże ten wpis to 6 rozdział rundy pierwszej. można sobie to porównywać

kocham i do następnego xx

Zmiana NarracjiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz