No to ten, moje przewianie skończyło się dziś przeziębieniem, bo jak jechałam na cmentarz to złapał nas ogromny deszcz.
Nie ma to jak przeziębienie w lato,
No nic, miłego czytania i dnia!
Louis już następnego dnia zadzwonił do urzędu w rodzinnym mieście i zapytał o termin ślubu w sylwestra. Ku ich szczęściu była ostatnia wolna godzina, mieli się pobrać o piętnastej.
Przy przekazaniu informacji młodszemu dostał wiele pocałunków, na które nie miał zamiaru narzekać, przyjmując każde muśnięcie z zadowolonym mruknięciem. To było realne i nie mieli odczucia, że robią to tylko ze względu na Lunę. Musieli poinformować jeszcze rodzinę Louisa, ale to prawdopodobnie zrobią w same święta.
Nie poszli dalej w czułościach. Jakoś trzymali się bez słowa tego, żeby być na pozór czyści do czasu ich ślubu.
Harry tego dnia szedł do pracy, przy czym Louis zdecydował się dołączyć do niego, by spędzić trochę czasu z Luną. Podwórko przy placówce pozwalało im nawet przy takiej pogodzie pograć w piłkę. Musieli tylko dopilnować, by beta była odpowiednio ubrana.
- Tylko nie daj jej się przemęczać, czy zdjąć czapkę, szalik albo kurteczkę w czasie gry. Nie możemy sobie pozwolić, aby zachorowała - prosił Styles, wchodząc do ciepłego budynku domu dziecka.
- Wiem, wiem. Nie będziemy szaleć, a potem wrócimy do jej pokoju i przypilnuję żeby przebrała się w świeże rzeczy - zapewnił go Louis - Trochę już się nauczyłem w bycie rodzicem.
- Widzę Loueh, ale jestem mamą i zawsze się martwię - ucałował go w żuchwę - Muszę najpierw pójść do Julie, widzimy się za jakiś czas.
Brunet od razu skierował się do gabinetu swojej szefowej. Zapukał delikatnie, po czym wszedł, jak tylko usłyszał na to zgodę.
- Harry, dobrze cię widzieć. Śmiało, zapraszam - starsza omega posłała mu ciepły uśmiech.
- Pewnie już wiesz Julie, jaki był wynik rozprawy - usiadł na wolnym miejscu i spojrzał w czekoladowe oczy - Jednak mi i Louisowi zależy, żeby Luna przeżyła z nami święta. Chociaż te trzy dni...
- Dostałam wasze podanie, wiesz Harry że kibicuję wam, ale wyjście na więcej niż jedną noc to też stempel urzędowy. Wysłałam już dokumenty, razem z moją rekomendacją i opinią psychologa, którą mi dołączyliście. Widzę jaka pełna życia i wpatrzona w was jest.
Brunet westchnął, wewnętrznie licząc na coś więcej. Miał głupie myśli, że może da się coś więcej zrobić, odrobinę niezgodnie z prawem.
- Możliwe też, że moja dobra znajoma pracuje w wydziale adopcyjnym. Prosiłam ją, żeby się pochylili nad waszym wnioskiem i dali odpowiedź jak najszybciej się da - przyznała się - Miałam wam nie mówić, ale widzę twoją minę Harry.
- Przepraszam, to za dużo nas kosztuje. Nie sądziliśmy... Że sędzia aż tak nas skreśli - skulił się w sobie - To nasze dziecko. Każdy kolejny dzień jej tutaj, jest dla nas cięższy.
- Wiem Harry, dla mnie to nie pojęte. Ona ma cudowny dom u was. Pamiętaj, że wy jesteście dla niej domem - złapała przez biurko dłoń omegi - Wiesz, że byłabym pierwszą osobą, która by ci ją oddała od ręki.
- Wiem, dziękuję - ścisnął mocniej jej dłonie - A jak tam Zayn? Martwię się o niego, wiesz? Zawsze był moim przyjacielem.
- Wyjechał gdzieś aktualnie, ale nie mam pojęcia gdzie. Powiedział, że musi poukładać sobie wszystko, bo nasza rozmowa nie byka zbyt przyjemna - przymknęła powieki, lekko kręcąc przy tym głową - Ja się o niego tylko martwię, a on zachowuje się jak nastolatek w okresie buntu.
CZYTASZ
Nobody Said It Would Be Easy//larry//
Fanfiction"- Tylko nie ty... - Harry cofnął się o dwa kroki, czując narastającą złość w swoim ograniźmie - Ze wszystkich osób na świecie, oczywiście musisz być to ty - nieprzychylnie spoglądał na szatyna. - Nie to żebym sam nie był zaskoczony... - przewrócił...