Miłego dnia x
Kolejne dni prędko mijały. Mieli już za sobą cztery kontrolne spotkania w domu, które zostały pozytywnie zakończone. Luna się zalimitowała i nawet bardziej otwierała przy rodzicach, czując że ci jej nie zabiorą z powrotem do domu dziecka. Dzielili się opieką najlepiej jak mogli, będzie im zdecydowanie łatwiej, kiedy Luna pójdzie do szkoły, jednak teraz musieli dawać sobie radę sami.
Beta była z resztą wpatrzona w nich jak w obrazek. Louis pracował w swojej kancelarii i jak się ze zdziwieniem przekonał, dosłownie wszyscy klienci do nich przeszli, mając kompletne zaufanie do Louisa jak i Josha.
Zamówili też pieska, który miał urodzić się w kolejnym miesiącu. Mieli czas, żeby przygotować się na szczeniaczka. Ciężko czasami było im trzymać przy Lunie język za zębami. Chcieli aby dziewczynka miała niespodziankę, zwłaszcza że jej urodziny wielkimi krokami się zbliżały.
- Obudzimy mamę Luna? Chyba chętnie zje ciepłe naleśniki. Może urodą nie grzeszą, ale są dobre w smaku - Louis spojrzał na talerz ze stosem placków.
- Budzimy, mama leniuszek - zeskoczyła ze stołka - Mogę sama? Chcę mamusię obudzić i zejdziemy na dół. Mogę, mogę, mogę?
- Leć skarbie, tylko nie biegnij po schodach, tak? - odwrócił się w stronę szczenięcia - I patrz pod nogi!
- Dobrze tato! - zawołała, dość niechętnie stosując się do słów alfy.
Przeszła do sypialni rodziców i wskoczyła na duże łóżko. Przeczołga się do spokojnie śpiącej mamy i delikatnie zaczęła potrząsać ramieniem Harry'ego, składając jednego mokrego buziaka na policzku omegi.
- Mamo, mamo wstawaj.
- Lu... Nie śpisz już? Połóż się jeszcze z nami. Nie skacz po łóżku, bo obudzisz tatusia - omega na oślep próbowała złapać ciało bety i przyciągnąć je do siebie.
- Ale tatuś już dawno nie śpi! Śniadanko zrobiliśmy mamo - mimo swoich słów chętnie się wtuliła w ciepłe ciało - Naleśniczki czekają.
- Tata zrobił naleśniki? Jesteś pewna? Widziałaś to? - brunet uchylił powieki, widząc dziecko przed sobą - Koniecznie muszę sprawdzić co ten tata wykombinował.
- Z moją pomocą! - potwierdziła, ukazując przy uśmiechu swoje braki w ząbkach - Muszą być dobre. Robiliśmy je z całą miłością.
Harry nie powstrzymał uśmiechu przez słowa Luny. Usiadł na łóżku i chwycił koszulkę męża oraz spodenki, które zostawił na łóżku. Lubił być otulony zapachem alfy. Zeszli razem na dół. Przyjemny zapach roznosił się po całym parterze. Brzuch omegi aż wydał dość nieprzyjemny dźwięk.
- Czyli ptaszek nie kłamał, ćwierkając o śniadanku - Harry zagryzł dolną wargę, podchodząc do szatyna i całując jego wargi na przywitanie.
- Nie kłamał, są trochę krzywe naleśniki, ale da się je przykryć dodatkami. Są smaczne! Próbowałem! - bronił swoje dzieło.
Na stole stały trzy talerzyki, kubki z herbatą, owoce, dżem oraz czekolada. Byli gotowi na każdy wariant śniadania na słodko.
- Nieważne jak wyglądają, zapach sam mówi za siebie - potarł bok alfy i usiadł na swoim stałym miejscu - Tylko za co trzymałem tak miły poranek?
- Bo cię kochamy mama! - wtrąciła się Luna.
- No właśnie, kochamy cię. Ostatnio ty robiłeś śniadania i postanowiliśmy tobie zrobić przyjemność - alfa wyłączył kuchenkę i zdjął ostatniego naleśnika z patelni.
CZYTASZ
Nobody Said It Would Be Easy//larry//
Fanfiction"- Tylko nie ty... - Harry cofnął się o dwa kroki, czując narastającą złość w swoim ograniźmie - Ze wszystkich osób na świecie, oczywiście musisz być to ty - nieprzychylnie spoglądał na szatyna. - Nie to żebym sam nie był zaskoczony... - przewrócił...