Coraz bliżej końca :)
- Wszystko spakowane Luna? Zgodnie z listą, którą zrobiliśmy? Dziś tylko dzień zapoznawczy, ale schowaj do zeszytu wszystkie karteczki, jakie dostaniesz od pani, dobrze kochanie? - omega kucnęła przed córką, która zgłosiła gotowość do wyjścia.
- Wiem mama. Nie musisz się martwić, jestem dużą dziewczynką. Pamiętam wszystko - zapewniła uśmiechając się lekko, nie panikowała tak jak rodzice, nie wiedząc jeszcze czym dokładnie jest szkoła.
- Jesteś, po prostu upewniam się, że będzie dobrze - poprawił spódniczkę dziewczynki - Jest ci wygodnie czy jednak wolałabyś spodenki?
- Wygodnie mamo, jest ciepło. Za ciepło na spodenki - poprawiła swoje długie warkoczyki - Idziemy? Tato czeka w samochodzie.
- Tak idziemy, pożegnałaś się z Cliffordem? - spytał Harry, sięgając po swoje klucze, portfel oraz telefon.
- Nie. Cliff! - zawołała i z plecaczkiem na ramionach pobiegła do swojego psiego przyjaciela.
Wycałowała pisaka i pogłaskała go kilka razy, nim wróciła do omegi zadowolona z siebie.
- Świetnie. Leć do auta, ja zamknę dom i sprawdzę czy dobrze zapięłaś pasy - otworzył drzwi przed Luną, po czym zrobił to co zapowiedział.
Clifford spoglądał na niego wielkimi, zawiedzionymi oczyma, jednak wygrywał dzielnie tę walkę i znalazł się pięć minut później w samochodzie.
Nie tylko omegę zżerał stres, ale i Louisa. To było widoczne na pierwszy rzut oka i Luna nie wiedziała jak na to reagować. To... Było dziwne.
Wybrali dla dziewczynki odpowiednią szkołę, miała mnóstwo dobrych opinii, do tego sami poszli zobaczyć jak wszystko wygląda. Ich marzenie o odprowadzeniu Luny pierwszy raz do szkoły, było bardziej stresujące niż przypuszczali.
- Pamiętasz co masz robić kochanie, a czego nie? - podeszli do budynku, gdzie mogli wejść tylko rodzice. Więcej nikt, no chyba że ktoś ma zgodę rodzica na odebranie dziecka, uprzednio informując wychowawcę.
- Tak, mogę już iść? - dopytywała się, niebieskie oczka błyszczały podekscytowaniem na poznanie rówieśników i naukę nowych rzeczy.
- A pożegnasz się chociaż z nami? Dopiero po piętnastej się spotkamy - Harry ukucnął i wystawił swoje ramiona do dziecka.
Luna chętnie uściskała mamę, dając jej soczystego buziaka w policzek i za chwilę to samo zrobiła z tatą. Kolejne co widzieli to betę biegnącą w stronę klasy z podskakującym tornistrem na jej plecach.
- Nie płacz Harreh, ona po prostu dorasta i to jest kolejny etap - alfa objął męża.
- Po prostu nasza córcia robi się taka duża Lou, a tyle nie widzieliśmy - schował nos w karku męża, pociągając cicho nosem.
- Jeszcze dużo przed nami kochanie. Będziemy światkami jeszcze wielu ważnych rzeczy w jej życiu. I w życiu naszych innych szczeniąt - szepnął do zielonookiego.
- Lou - jęknął pod nosem i szturchnął nosem skórę męża - Tym gadaniem sprawiasz, że jeszcze szybciej tego chcę - odsunął się od alfy.
- Powinniśmy porozmawiać o kolejnym dziecku, bardzo bym chciał mieć szczenię i myślę, że jesteśmy na to gotowi. Co o tym myślisz? - Szatyn był ciekawy zdania partnera.
- Zaczynamy szukać jakiegoś domu, Luna jest nasza. Pracujemy, zarabiamy. Jesteśmy na plusie - wyliczał powoli - Chciałbym szczenię Lou. Naprawdę. I tak będzie duża różnica między nim a Luną.
CZYTASZ
Nobody Said It Would Be Easy//larry//
Fanfiction"- Tylko nie ty... - Harry cofnął się o dwa kroki, czując narastającą złość w swoim ograniźmie - Ze wszystkich osób na świecie, oczywiście musisz być to ty - nieprzychylnie spoglądał na szatyna. - Nie to żebym sam nie był zaskoczony... - przewrócił...