Zarry, nouis, gdzie tu Larry?
Miłego dnia x
Harry wzdrygnął się, czując kilka pocałunków na swoim karku. Ostatnie kilka dni były intensywne. Ruja to jednak coś wielkiego. Brunet dosłownie zdążył w ostatniej chwili załatwić wszystko w pracy, kiedy otrzymał telefon od Zayna.
Na szczęście ruja Malika trwała tylko pełne trzy dni, nie więcej, jak to potrafiło być. Harry musiał wracać do domu dziecka.
- Musisz mnie wypuścić, wiesz? Nie mam więcej wolnego, ty też - wyszeptał, prostując się w ramionach Zayna.
- Wiem, ale jest tak dobrze - zamruczał i pocałował szczękę omegi - Najchętniej spędził bym tak kolejne trzy dni.
- Wina twojego wilka, który wciąż jest na skraju - jakoś się oderwał od drugiego ciała i usiadł na pościeli, odkrywając swoje "wyniszczone" ciało po tych dniach.
- Pięknie, pełen śladów. Podoba mi się to - przeciągnął się na materacu i przytulił poduszkę, na której jeszcze przed chwilą leżał Harry.
- Czuję je wszędzie - wyburczał, jęcząc na gwałtowniejszy ruch - Chodź wykąpać się ze mną - zaprosił, wiedząc że mała chwila bliskości zadowoli alfę po świeżej rui.
🐾🐾🐾🐾🐾
Harry usiadł z ulgą przy biurku, jeszcze nie widział się z Luną, bo dziewczynka miała wycieczkę do kina z innymi podopieczni. Mógł się zabrać za zaległą pracę, ale najpierw sprawdził telefon. Miał masę nieodebranych połączeń, a większość z nich była od Louisa. Do tego spora ilość smsów.
„Harry? Josh sugeruje, że musimy podjąć decyzję, zadzwoń do mnie. To pilne."
„Byłem w domu dziecka, dyrektorka nie chciała mnie wpuścić i powiedzieć gdzie jesteś. Odezwij się do cholery, bo musimy podjąć decyzję w sprawie Luny. Mówiłeś, że ci zależy i zrobisz wszystko."
„Kurwa Harry, trzeci dzień ciszy. Zacząłem się denerwować... W sensie martwić... Po prostu odezwij się, dla dobra Luny."
To były wybiórcze wiadomości, a było ich naprawdę kilkadziesiąt.
Brunet nie myśląc wiele wybrał numer Louisa, jeśli ten ma rozprawę, to na pewno ma wyłączony telefon. Ku jego uldze włączyło się normalnie dzwonienie. Jeden sygnał, drugi i trzeci...
- Halo, Louis? - powiedział, słysząc oddech w słuchawce.
- Boże w końcu oddzwoniłeś, wychodziłem tu z siebie - alfa brzmiał na mocno rozemocjonowanego.
- Przepraszam, zew natury - wiedział, że w pewnym sensie Louis to zrozumie - Ale już jestem, troszkę przestraszyły mnie twoje wiadomości. Chcesz się spotkać?
- Musimy koniecznie Harry, chcę też zobaczyć Lunę... - poinformował omegę - Bez ciebie nie było to możliwe, bo nie byłem nigdzie wpisany i dyrektorka mnie odesłała z kwitkiem.
- Będę dziś w domu dziecka do późnej godziny wieczornej, wiesz, zaległości. Jeśli ci to nie sprawi problemu, możesz przyjść. Porozmawiamy i spotkasz się z Luną - obiecał.
Nie chciał nic mówić, że Julie pewnie z chęcią go nie wpuściła. Za dobrze znał zagrania staruszki.
- Osiemnasta? Skończę pracę i zjem cokolwiek, bo nie będę miał wcześniej czasu na posiłek - zaproponował - Ostatnie spotkanie mam o szesnastej.
- Jasne. Znasz adres i wesz, gdzie mam gabinet. Miłego dnia Louis - uniósł delikatnie kącik ust. Nie chciał nikomu przyznać, ale napawał się dźwiękiem głosu szatyna.
CZYTASZ
Nobody Said It Would Be Easy//larry//
Fanfic"- Tylko nie ty... - Harry cofnął się o dwa kroki, czując narastającą złość w swoim ograniźmie - Ze wszystkich osób na świecie, oczywiście musisz być to ty - nieprzychylnie spoglądał na szatyna. - Nie to żebym sam nie był zaskoczony... - przewrócił...