Witajcie w kolejnym rozdziale,
Coś opornie mi się sprawdza haha
Miłej nocy, pozostawcie coś po sobie z
- Tylko jedź ostrożnie. Będziesz miał naszą córeczkę w samochodzie - prosił Harry, pakując torbę Luny. Było to odrobinę ciężkie ze względu na prezenty, które otrzymała ona - Pojechałbym z wami, ale Jay chce choć trochę rzeczy zorganizować na nasz ślub.
- Plus twoja kość ogonowa nie zniosłaby dobrze, podróży w tą i z powrotem - zaznaczył Louis - Wiesz, że będę ostrożny. Mam w aucie nasz największy skarb.
- To chyba ostatnie rzeczy - zapiął torbę i podał ją narzeczonemu. Złoty pierścionek zabłyszczał na jego palcu.
Louis w pierwszy dzień świąt, wieczorem, mu się oświadczył. W salonie, przy zapalonym kominku. W momencie, kiedy byli tam kompletnie sami.
Dotrzymał słowa i był z tego dumny. Mógł jeszcze przez tę chwilę nazywać go narzeczonym, bo zaraz będzie to już jego mąż.
Alfa przeszedł do pojazdu, gdzie schował torbę. Na szczęście bagażnik był dość pojemny.
Sprawdził, czy Luna na pewno jest dobrze zapięta w pojeździe i pożegnał się ostatni raz z bliskimi. Harry mimo marudzenia Louisa wyszedł w samym grubym swetrze, żeby ostatni raz wycałować Lunę.
- Kocham mamusiu - mruknęła Luna, ciesząc się jeszcze zapachem bruneta, uwielbiała pokazywać uczucia i to było cudowne dla jej rodziców.
- Też cię kocham skarbie. Niedługo się znowu spotkamy. Bądź grzeczna i w razie problemów idź do pani dyrektor, albo wychowawczyni - prosił, składając ostatni pocałunek na jej czole - Teraz jeszcze pożegnam się z tatą i możecie jechać.
Louis czekał przy drzwiach koło swojego miejsca, nie oparł się przed połączeniem ich ust. A może nawet niejednokrotnie.
- Będę koło siedemnastej z powrotem, mam nadzieję, że zdążymy na obiad zgodnie z wytycznymi, które dostaliśmy - poprawił zbłąkany lok na czole omegi - Za szybko przyzwyczajam się do jej obecności.
- Tak samo. Mam nadzieję, że to przejściowe - spojrzał na dziewczynkę - Będziemy małżeństwem. Sąd nie będzie miał do czego się przyczepić - zadrżał na coraz większe zimno - Wracam do domu, nie mogę się przeziębić przed naszym dniem.
- Leć i wypij coś ciepłego. Dam znać jak będziemy już na miejscu - obiecał i otworzył drzwi od samochodu, zajął swoje miejsce i posłał ostatni pocałunek nim zamknął pojazd.
Brunet wrócił do domu swoich przyszłych teściów. Ostatni raz się odwrócił i pomachał w stronę odjeżdżającego samochodu.
W środku pierwsze co zrobił, to zawitał w kuchni, żeby przygotować sobie ciepłe kakao.
- Jay? Dan? Lottie? Chcecie też kakao? - zawołał.
Lottie jako jedyna zgłosiła chęć ciepłego napoju, nawet zaoferowała brunetowi towarzystwo w tym czasie, aby ten się nie nudził. Usiadła przy stoliczku, podpowiadając Harry'emu co nieco. Niektóre rzeczy zmieniły swoje miejsce.
- Wiem, że pewnie masz jeszcze sporo pytań. Więc jak chcesz, to wiesz... Możesz pytać - podał blondynce ciepły kubek z napojem.
- To jest szalone Harry, nikt mi niczego nie mówił. Przyjechałam i najpierw ty, potem Luna... Jest kochanym szczeniakiem, naprawdę cudowna - zachwycała się, siadając w salonie na miękkiej kanapie - Chciałabym, żeby moja córka taka była.
CZYTASZ
Nobody Said It Would Be Easy//larry//
أدب الهواة"- Tylko nie ty... - Harry cofnął się o dwa kroki, czując narastającą złość w swoim ograniźmie - Ze wszystkich osób na świecie, oczywiście musisz być to ty - nieprzychylnie spoglądał na szatyna. - Nie to żebym sam nie był zaskoczony... - przewrócił...