Kolejny dla was!
Sprawdźcie czy czytaliście ostatni!
Miłego dnia x
Brunet siedział z Luną w swoim gabinecie. Dziewczynka rysowała na swojej kartce, a on nie wiedział jak rozpocząć ten temat. To nie było proste. Nie chciał zrazić do siebie swojej córki. Zaprzestał grzebania w teczkach i kucnął przed wilczycą.
- Luna? Możesz na mnie spojrzeć kochanie?
Dziewczyna od razu puściła kredkę i odwróciła się w stronę omegi. Niebieskie oczy, spojrzały się w zielone, wyglądała na całkowicie skupioną na Stylesie. Niesforne loczki były spięte w warkocz, o który dziewczynka dzień w dzień dosłownie błagała bruneta.
- Wiesz kochanie, kim są złe osoby? Takie jak w bajkach złe charaktety... - swój ciepły wzrok utrzymywał na twarzyczce dziecka.
- Jak zła macocha w kopciuszku? - wykazała się znajomością jednej z bajek z czego zdecydowanie była dumna.
- Właśnie tak. Wysłuchasz mnie do końca? Wtedy będziesz mogła mnie pytać o wszystko - obiecał, a widząc małe skinięcie kontynuował - Jak byłem młodym wilczkiem, urodziłem moje małe szczęście. Cały świat. Jednak źli ludzie postanowili odebrać mi moje światełko. Cierpiałem przez lata, aż w końcu moje światełko do mnie wróciło. Moja córka, a jesteś nią ty Luna. Jesteś moją córeczką, którą źli ludzie zabrali z moich ramion - pociągnął nosem.
- Jesteś moją mamusią? - dziewczynka siedziała bez ruchu na krzesełku.
Wypowiedziała słowa, które brunet zawsze chciał usłyszeć od swojego dziecka. Do tego mała beta była zaskoczona i widocznie nie wiedziała jak inaczej zareagować.
- Jestem twoją mamusią kochanie. Przez lata cię szukałem, a ty sama się pojawiłaś znowu w moim życiu - złapał delikatnie rączki pięciolatki - To ode mnie dostałaś pana królika.
Niebieskie oczy zaszkliły się, a Luna wyciągnęła przed siebie rączki, oczekując na przytulenie przez Harry'ego. Emocji nie dało się uspokoić, dlatego rozpłakała się, jednak nie było w tym złości.
- Och, moje kochanie - przyciągnął do uścisku dziewczynkę, zaciągając się dyskretnie jej zapachem. Jego ręce szczelnie objęły szczenię - Moja Luna, moja mała córeczka.
Pociąganie noskiem, co było przez omegę słyszane przez chwilę. Piąstki dziewczynki zacisnęły się na swetrze Harry'ego, nie było mowy o odsunięciu szczenięcia od siebie. Brunet wstał z nią w swoich ramionach, żeby zaraz usiąść na meblu i łatwiej przygarnąć do uścisku dziecko.
- Nawet nie wiesz, jak z tatą za tobą tęskniliśmy - niechętnie wymienił Louisa, wiedząc że on też będzie ważnym elementem układanki.
- Tata? Mam tatusia? - zaczęła rozglądać się wokół siebie, jakby czekała aż alfa wejdzie do gabinetu.
- Masz tatusia, on nie może się doczekać, aż się z tobą zobaczy słoneczko - potwierdził łamiącym się głosem.
- Poznam dziś tatę? - niebieskie oczy błyszczały szczęściem - Ty jesteś tutaj, a gdzie jest tatuś?
- W swojej pracy, zadzwonię do niego, hm? - poprawił wypadające włoski dziewczynki - Nie musisz już nazywać nas mamą i tatą, możesz na nas mówić jak chcesz, wiesz?
- Ale jesteś moją mamusią - zmarszczyła czoło - Nie chcę mówić do ciebie inaczej. Do taty też.
- W takim razie się cieszę. Chcę żebyś też wiedziała, że z tatą walczymy, abyś zamieszkała w prawdziwym domku. Troszkę to potrwa, ale damy radę słoneczko.
CZYTASZ
Nobody Said It Would Be Easy//larry//
Fanfiction"- Tylko nie ty... - Harry cofnął się o dwa kroki, czując narastającą złość w swoim ograniźmie - Ze wszystkich osób na świecie, oczywiście musisz być to ty - nieprzychylnie spoglądał na szatyna. - Nie to żebym sam nie był zaskoczony... - przewrócił...