34. Wracamy do nas (epilog)

2.3K 171 39
                                    

Już żegnamy się z tą historią, pamiętajcie że jest nowe ff na profilu!




- Jeszcze raz, obudzisz mnie wcześnie rano, wiedząc że nasz syn nie daje mi spać... - Harry otwarcie groził swojemu mężowi, rzucając w niego poduszką - Szkoła Luny cię nie uratuje!

- Nie zrobiłem tego specjalnie! Musiałem wstać, a ty masz ostatnio okropnie lekki sen - wiedział, że to nie był dobry dzień omegi, szczególnie przez to co właśnie się stało.

- Tak się tłumacz! - sięgnął po kolejną poduszkę i trafił nią w klatkę piersiową Louisa - Ty... Noszę twoje dziecko, przez okrągłe pięć miesięcy, a ty tak mi się tak odpłacasz?! - próbował znaleźć kolejną rzecz do rzucenia.

- Przestań Harry, przecież możesz iść spać dalej. Wstałem i muszę jeszcze ogarnąć Lunę, uspokój się - alfa łapał wszystko czym rzucał w niego brunet.

- Nie mogę - do zielonych oczu napłynęły łzy, a omega bezsilnie usiadła na łóżku - Nie potrafię się w nocy ułożyć, a teraz to...

- Hej, kochanie - Louis zmiękł całkowicie - Kupimy tę poduszkę dla ciężarnych, co? Może jednak ona pozwoli ci wygodnie spać? Tylko nie płacz proszę, bo serce mi pęka.

- A poszukasz ją w naszym mieście? - z nadzieją spojrzał w niebieskie oczy - Proszę, noce są okropne. Nawet jeśli jestem już na urlopie, to to rujnuje mój zegar biologiczny.

- Jak wyjdę z kancelarii to poszukam stacjonarnie. Postaram się wrócić z nią do domu, żebyś już dziś w nocy spał lepiej - otworzył ramiona, by brunet mógł się wtulić choć na chwilę.

Harry chętnie to uczynił, chowając nos w czułym punkcie Louisa. Nie miał już ochoty rzucania rzeczami z całej sypialni w męża. Uspokoił się. Kryzys zażegnany.

- Muszę iść obudzić Lunę, bo wiesz jakie ma tempo jedzenia śniadania rano - mruknął niechętnie - A wolę się nie spóźnić do szkoły z nią.

- Idź. Ja spróbuję zasnąć... Ale czuję przegraną walkę - ucieszył się, kiedy Louis położył wszystkie poduszki z powrotem na łóżko - Wypuść jeszcze Clifforda na zewnątrz!

- Jak co rano - uśmiechnął się mimo wszystko i ruszył do swojej porannej rutyny, miał jednocześnie nadzieję, że Harry w końcu odpocznie dostatecznie.

Obudził Lunę, wypuścił Clifforda na ich małe podwórko i wszedł do kuchni, gdzie zrobił smaczne kanapki na śniadanie.

Nie mógł się już doczekać, aż kompletnie wprowadzą się do nowego domu. Wszystko się przedłużało, przez to że nie mogli znaleźć kompetentnej firmy remontowej i wszystkie w ostatniej chwili rezygnowały. Luna zaspana przeżuwała kanapki, nie spiesząc się. Dokładnie tak jak obstawiał Louis, zbyt dobrze znał swoją córkę. Z resztą sam robił identycznie będąc dzieckiem. W tym czasie sam zjadł i wypił kubek mocnej kawy, aby porządnie się rozbudzić. W głowie pojawiła mu się ponownie sytuacja z ranka. Harry był jakby w amoku, jednak nie potrafił się na niego gniewać. Dobrze wiedział, że to jego hormony bryły górę. A do tego uroczo się denerwował.

- Dalej Lu, ubierz to co mama wczoraj przygotowała i przyjdź z plecakiem - poprosił szatyn, sprzątając po śniadaniu - Musimy zaraz wychodzić.

- Jeszcze ucałuję mamę - odpowiedziała, kierując się do schodów.

Louis z Harrym starali się dobrze wytłumaczyć sytuację dziewczynce. Dlaczego brunet aż tak zmienił sposób przejścia dnia. Dlaczego tyle spał w dzień i nie chodził już do pracy.

Nobody Said It Would Be Easy//larry//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz