Chapter 4

3.1K 85 5
                                    


5 minut później zgasiłam silnik. Oparłam głowę o kierownicę i patrzyłam w dół. Obraz stawał się coraz bardziej zamazany przez łzy. W końcu skapnęła jedna duża kropla na moją nogę. To uczucie samotności będzie mnie chyba zawsze prześladować. Sama do końca nie wiem czego albo kogo mi brakuje. Po prostu wiem, że jestem sama i nie umiem myśleć inaczej.

Boli... zaczęłam cicho płakać, wciąż tłumiąc krzyk, który chciał się wydostać ze mnie. Chce oznajmić, jestem tutaj! Zauważ mnie w końcu!

Kiedy niebo zabarwiło się od zachodzącego słońca, wyszłam z auta. Zamknęłam je, a ręce wraz z kluczykiem włożyłam do kieszeni czarnego stroju. Podeszłam tak blisko wody jak tylko mogłam, by nie zamoczyć butów. Spojrzałam się w dal i wsłuchałam się w szum morza. Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie, że jestem pod powierzchnią wody, że jest cisza i spokój, że czuję to co chciałam od dawna. Wyobraziłam sobie piękny błękit wody oraz słońce które wciąż widzę, dzięki czemu woda cała błyszczy. Właśnie tak... jestem bezpieczna i spokojna, lekko zmartwiona ale wierzę, że poradzę sobie. Muszę tylko wziąć się w garść i nie myśleć o tym.

Otworzyłam oczy i czułam się znacznie lepiej. Wytarłam ostatnie łzy i uśmiechnęłam się do siebie. Małymi kroczkami idź naprzód, powoli i z uśmiechem.

Nagle ktoś chwycił mnie za ramię i odwrócił. Przestraszyłam się i krzyknęłam, a moje serce zaczęło walić.

- Boże nie strasz mnie tak!- powiedziałam przerażona do Kaia.

- Przepraszam, nie chciałem- rzekł i puścił moją rękę. Wyjął słuchawki z uszu.- Co tu robisz tak późno?- zapytał.

- Spaceruję- skłamałam. Spojrzał się na mnie podejrzliwie, jak ojciec na córkę, która mówi, że będzie nocować u przyjaciółki, a tak naprawdę jedzie do chłopaka.

- Płakałaś, nie kłam- westchnął. Patrzyłam w jego niebieskie oczy i nie wiedziałam co myśleć. Facet był zmienny jakby nosił dziecko. Nie rozumiem go.- W szkole też płakałaś, prawda?

Cały mój spokój został zburzony. Ścisnęło mnie serce.

- Nawet jeśli to nie twoja sprawa- powiedziałam odwracając twarz, bo znowu zbierało mi się na płacz.

- Teraz też płaczesz- stwierdził.

- Jeszcze nie ale za chwilę do tego doprowadzisz- uniosłam drżący głos.

- Co ci leży na sercu?- zapytał lekko unosząc kąciki ust.

- Jeszcze się bezczelnie uśmiechasz- wyszlochałam.- Zawsze tak robisz, uśmiechasz się, a potem przez ciebie zastanawiam się czy w ogóle jestem kobietą!- krzyczałam, a łzy same spływały.- To przez ciebie teraz płacze! Gdyby nie głupie drwiny z twojej strony i tej pojebanej suki, dałabym ze wszystkim radę. Ale nieeee...- przetarłam oczy.- Jesteś jebanym panem, który myśli, że każda laska leci na ciebie, kiedy tylko cię zobaczy. Puściłeś plotę, że się niby rucham, że Jessica wtrąciła mnie w jakieś cholernie towarzystwo. Rywalizujesz z moim pojebanym bratem i mam was dość. Nienawidzę go, rodziców, a najbardziej nienawidzę ciebie!- wrzeszczałam już pod koniec, a potem zaczęłam płakać. Błagalnie patrzyłam się na niego, bo wybuchłam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę co zrobiłam. Powiedziałam mu większość co mnie dręczyło, zwierzyłam się mu. Cholera jutro już będzie cała szkoła wiedzieć. Powiedziałam, że go nienawidzę, dupek pewnie się będzie chciał zemścić. Dlaczego to Jessica nie mogła mnie znaleźć?

- Lepiej?- zapytał i zdziwiona spojrzałam się na niego zdziwiona.

- Oczywiście, że nie- odparłam.- Nawet nie wiesz jak teraz się boje, że tobie to powiedziałam- dodałam znowu przecierając oczy. Posmutniał.

- Wiem możesz uznawać mnie za chuja...

- Ja wiem, że nim jesteś- przerwałam mu. Roześmiał się.

- Nie jestem aż takim chujem, by dręczyć cię jak widzę, żepłaczesz - wyjaśnił.

- Sumienie cie ruszyło czy co?- zapytałam. Najpierw mnie dręczy, a teraz co... na litość mu się zebrało?- Nie potrzebuje twojej litości, ani współczucia ani nawet rozmowy z tobą- powiedziałam.

Niespodziewanie chwycił mnie za rękę i przyciągnął do siebie. Stałam sztywno, bo nie wiedziałam co robi. Obejmował mnie, a ja słyszałam jego serce, które mocno biło. Do tego poczułam perfumy, nie dusiły mnie tak jak pozostałych facetów. Były przyjemne, wręcz kojące. Zamknęłam oczy i spłynęła mi ostatnia łza.

Nieśmiało objęłam go ramionami i przycisnęłam głowę do jego piersi.

- Nie myśl sobie, że po tym nie będę cię nienawidzić- powiedziałam. Pogłaskał mnie po plecach, a po moim ciele natychmiast przebiegł dziwny dreszcz.

- Wiem- rzekł.- Ale nie zostawię cie jak mojej mamy- wyszeptał i myślałam, że się przesłyszałam.

Kiedy się od niego odkleiłam, zawiało chłodem i natychmiast zrobiło mi się zimno.

- Nie masz nic do założenia?- zapytał.

- Nie ale moje auto stoi za rogiem, więc za chwilę będzie mi ciepło- odparłam.

- A nie chcesz zostać ze mną dłużej?- zapytał. Spojrzałam się na niego, bo nie dowierzałam.

- Uderzyłeś się w głowę, albo ćpałeś coś?- zapytałam.

- Widzę, że humor wraca- zaśmiał się.

- Nie, po prostu się ciebie boję- rzuciłam, znowu się roześmiał, a mnie ukuło w brzuchu.

Kai odprowadził mnie do auta. Zanim wsiadłam, postanowiłam, że pokażę mu, że nie jestem jak inne.

– Może i cię nienawidzę- zaczęłam, a potem spojrzałam się na niego.- Ale potrafię podziękować, tak więc dziękuję- dodałam.

- A ja mam nadzieję, że kiedyś mnie polubisz- powiedział posyłając mi zawadiacki uśmieszek.

- Nigdy w życiu- odparłam ze śmiechem.

- Szkoda ale i tak wyglądasz ładniej jak się szczerze śmiejesz- stwierdził i odszedł.

- Baran.

- Owieczka!- krzyknął. Uśmiechnęłam się i pojechałam do domu.

Brother's Sweet Enemy[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz