Chapter 17

2.4K 59 4
                                    

Kai

Minął miesiąc odkąd pocałowałem Lily w sylwestra. Przez miesiąc przywiązałem się do niej i teraz nie wyobrażam sobie gdziekolwiek wyjeżdżać. Po części powiedziałem jej to specjalnie. Ale rzeczywiście chciałem wyjechać i nadal chcę. Marzy mi się apartament w Los Angeles i zdołałem odłożyć wystarczającą sumę pieniędzy, by je całkowicie wykupić. Mój ojciec zupełnie nie zwraca na mnie uwagi, liczy się dla niego ta Olivia czy jak ona tam ma. Zadomowiła się szybciej niż myślałem i teraz, żeby dostać się rano do toalety muszę wstawać o 5. O szóstej wstaje ona i siedzi pieprzone 2 godziny. Wychodzi z tapetą na brzydkiej i fałszywej mordzie. Nie wiem kto jest gorszy z nich. Ojciec, który chce mieć utrzymankę i ladacznicę w łóżku, czy ona, która leci na 50 latka, właściciela firmy, wdowca z dorosłym synem. Obrzydzają mnie, dlatego spędzam czas u Lily. Tam chociaż mogę się spokojnie wyspać.

Z początku traktowałem ją rzeczywiście z góry. Nie wierzyłem, że przypadkowo przyszła do mojej klasy, szczególnie, że jest siostrą Alana. Jednak gdy zaczęła pokazywać tą swoją drugą stronę, zaintrygowała mnie. Byłem ciekaw jak może tak dobrze udawać grzeczną, kiedy jednocześnie posiada takiego demona w sobie. Ja nie umiałbym się uśmiechać jeśli ktoś, by mnie wkurzył.

Nagle moja ślicznotka zaczęła się kręcić. Miała wciąż zamknięte oczy ale nogami szukała wyjścia spod kołdry. Robiło się coraz cieplej, a w pokoju niekiedy przez nas jest koło 30 stopni.

Zaczęła otwierać oczy.

- Czemu nie śpisz?- zapytała. Uśmiechnąłem się.

- Lubię patrzeć jak śpisz- odparłem. Było koło 3 w nocy ale nie byłem zmęczony.

Usiadła na łóżku.

- Coś się stało?- patrzyła się z troską na mnie. Martwiła się o mnie nieustannie. Chyba serio jej na mnie zależy.

- Nic owieczko- powiedziałem. Natychmiast zmarszczyła brwi. Nienawidziła jak ją tak nazywałem ale przecież mówiłem prawdę. Jej burza loków jest niesamowita. Poza tym, uwielbiam ją drażnić.

Przewróciła oczami i odwróciła się plecami do mnie, przykrywając całą siebie kołdrą. Zaśmiałem się, bo wiedziałem co robić.

Włożyłem dłoń pod kołdrę, wskazującym palcem jeździłem po jej plecach. Zjechałem w dół i zacząłem ją łaskotać po brzuchu. Natychmiast się zaśmiała, a ja przyciągnąłem do siebie.

Odsunęła kołdrę i wyglądała jakby ją piorun trzasnął.

- Idź spać, jutro mamy sprawdzian z historii- powiedziała odrzucając kołdrę.

- I co z tego?- zdziwiłem się.

- Nie pomogę ci jak nie pójdziesz spać- dobrze wie, że kiedy ona się uczyła ja odpowiadałem na mejle.

- Nie mogę zasnąć- westchnąłem teatralnie kładąc się na plecach. Lily mruknęła i poczułem jak siada na mnie, a potem delikatnie obejmuje moje usta. Serce zabiło mi szybciej i od razu odpowiedziałem na jej pocałunek. Chwyciłem ją za pośladki i przysunąłem do siebie. Zachichotała.

Kiedy oderwaliśmy się od siebie, wpadł mi do głowy pewien pomysł.

- Teraz to i ty nie zaśniesz- rzekłem z figlarnym uśmieszkiem. Ona też się uśmiechała.- Co powiesz na spacer?- zaproponowałem.

- Teraz?- zdziwiła się.- W środku nocy?

- Nikt nas nie przyłapie, a poza tym jest piękne niebo- odparłem.

- Skąd wiesz skoro mam zasłony zaciągnięte?- zapytała.

- Zakład?- uniosłem brew. Odkryłem, że Lily uwielbia rywalizację i chodź czasem przegrywa, potrafi się dobrze bawić.

- O co?- spojrzała się na mnie zawadiacko.

- Bez uprzedzenia przegrany całuje wygranego w szkole- powiedziałem. Wiedziałem, że tego nie zrobi.

- Zgoda- rzekła, a ja osłupiałem.

- Zrobisz to?

- Aż się zdziwisz- uśmiechnęła się szyderczo i zeszła ze mnie.

Ubrałem ciemną bluzę i dżinsowe spodenki. Ona postawiła na długą sukienkę w odcieniu zieleni na ramiączkach.

- Nie będzie ci za zimno?- zapytałem. Westchnęła.

- Będzie dobrze.

Zeszliśmy na dół, Lily zamknęła dom i poszliśmy w stronę plaży. Chwyciłem ją za rękę i spojrzałem w niebo. Pełno jasnych światełek i w dodatku księżyc w pełni, wygrałem.

Z radością spojrzałem na Lily, która również była w nie zapatrzona.

- Tak wiem- powiedziała.

- Będę czekać- rzekłem.

Zbliżyła się do mnie i szła z uśmiechem. Za każdym razem kiedy mieliśmy złączone ręce, czułem się jakbym miał odlecieć ze szczęścia. Tego nie dało się opisać. Może i teraz jestem jakby pizdą ale nie umiem być chamem w stosunku do niej. Jest zbyt wrażliwa i słodka na to. Nawet nie wiem kiedy się w niej zakochałem. To po prostu przyszło samo od siebie, kiedy się przed nią otworzyłem albo tej burzowej nocy, trzymałem ją w ramionach. Moje serce biło szybciej, a jej bliskość jest dla mnie jak lek na samotność, którą wypełniały suplementy w postaci szybkich romansów. Po śmierci mamy czułem, że już nikt mnie nie potrzebuje, poczułem się jak śmieć, a ona dała mi nadzieję. Dała mi szansę na pokazanie, że rzeczywiście potrafię kochać.

- O czym tak myślisz?- zapytała.

- O tobie- odparłem, a ona natychmiast odwróciła ode mnie wzrok. Gdy padało na nią światło z latarni, widziałem jej rumieńce.

Poszliśmy na plażę i chwilę staliśmy przy morzu. Stałem za nią i obejmowałem rękoma kładąc głowę na ramieniu. Lily miała cały czas uśmiech na twarzy i wyglądała jakby nie chciała wracać ale była już 4.

Kiedy wróciliśmy, szybko zasnęła w moich ramionach, podobnie jak ja. 

Brother's Sweet Enemy[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz