Chapter 44

1.7K 45 13
                                    

Epilog

4 miesiące później...

Lily

- Kai do cholery jasnej wstawaj- syknęłam, gdy nadchodziła już szósta, a on wciąż przygniatał moje ciało.

- Skarbie nie musimy się nigdzie spieszyć- wymruczał w poduszkę.

Westchnęłam ale miał rację.

Minęło dużo czasu i prawie nic się nie zmieniło między mną i Kaiem. Za to dużo się stało w naszych życiach.

Kai nie zmienił swojego charakteru mimo tego wszystkiego, nadal jest irytujący ale odkryłam, że uwielbiam się z nim droczyć. Przez te miesiące nie spuszczał mnie z oczu i opiekował się mną jak małym dzieckiem za co jestem mu wdzięczna najbardziej na świecie. Poznałam wtedy jego opiekuńczą naturę i muszę przyznać, że podoba mi się, gdy tak robi. Co dziwniejsze, Alan przestał jakoś szczególnie reagować na jego obecność, tak jakby się pogodzili. Widać, że sprawa z moim ojcem ich czegoś nauczyła.

A właśnie, Kai pogodził się z ojcem! Nie było to łatwe ale jako ich mediator dołożyłam swoje pięć groszy i potrafią się nie kłócić. Kai wciąż mu nie ufa ale nie jest już taki zaborczy dla niego jak wcześniej.

Natomiast jeśli chodzi o mojego ojca... Niczego się nie nauczył. Miesiąc temu dostał 25 lat bez możliwości wcześniejszego wyjścia. Na sali rozpraw nie oszczędzał szczegółów i tak jakby się szczycił tym, że prawie odebrał mi życie. Odgrażał się nawet, że po wyjściu to dokończy ale nie wiadomo czy wcześniej nie umrze ze starości.

Ponad to przed rozprawą ja, Kai i Jessica napisaliśmy matury. Zadania okazały się łatwe nawet ale nie ze wszystkich przedmiotów. Obawiam się jednego wyniku ale tak to jestem spokojna i mam ochotę na zabawę.

Jednym słowem, wszystko zaczęło się układać i nie chciałabym tego zmieniać. Jestem cholernie szczęśliwa, że spotkałam w swoim życiu Kaia oraz Jessice. Oni i Alan to cały mój świat i nie mam zamiaru ich tracić. Moje zmartwienia dzięki temu aroganckiemu przystojniakowi odeszły w zapomnienie i pozostały tylko plany na przyszłość.

Ziewnęłam i przytuliłam się do jego gołej klatki. Z uśmiechem myślałam o minionej nocy. Trochę nas poniosło w łóżku ale raczej Alan nie będzie miał mi tego za złe.

Nagle poczułam jak coś się poruszyło między moimi nogami.

- Kai- wyspałam.- Twój kolega niepotrzebnie stanął na baczność.

- Przepraszam ale od razu się prostuje, gdy widzi twoje ciało- powiedział.

Zaśmiałam się i otworzyłam oczy. Natknęłam się na jego wzrok. Przygryzłam wargę, a on pocałował mnie. Jak zwykle zaczęło nas ponosić.

Pocałunek stał się agresywny i łakomy, on pod kołdrą rozszerzył mi nogi i zaczął mnie pieścić dłonią. To miejsce było delikatniejsze ze względu na nasze nocne igraszki, dlatego od razu poczułam rozkosz i wplątałam dłonie we włosy swojego chłopaka. Doprowadzał mnie do szaleństwa zaledwie dotykiem, więc chyba nie muszę opowiadać co czułam w nocy...

***

Godzinę później przerwaliśmy, bo oboje mieliśmy już dość. Spaliśmy zaledwie 6 godzin, a musimy się jeszcze przygotować do wyjazdu. Naszą czwórką jedziemy na lotnisko, a z lotniska lecimy prywatnym samolotem do Wenezueli, by pozwiedzać trochę góry Andy. Wylot mamy wieczorem ale musimy się spakować, znaczy ja muszę pomóc spakować się Kaiowi.

- Idziemy do wanny?- zapytałam, gdy leżeliśmy spokojnie w łóżku.

- Zanieść cie?- zapytał.

- Pytasz czy wiesz?- posłałam mu fikuśny uśmiech.

Brother's Sweet Enemy[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz