Chapter 45

1.7K 40 14
                                    

Te dwa tygodnie były niezapomniane i chyba najlepsze w moim życiu. Wodospad, który chciałam zobaczyć okazał się jeszcze piękniejszy i większy niż się spodziewałam. Kai chciał zdjęcia dlatego Alan bawił się w fotografa i nie powiem, zdjęcia wyszły przepiękne. Od razu wstawił na insta i facebooka, by się pochwalić. Ja ustawiłam sobie na tapetę je. Oczywiście Jessica i Alan nie byli gorsi i też zrobili sobie zdjęcia ale bardziej profesjonalne i namiętne.

Opalaliśmy się na plaży parę razy i Alan prawie spalił się na raka, że tak powiem. Za to ja i Jess mamy piękną opaleniznę. Wieczorami graliśmy w alkoholowe planszówki. Niestety Jessica była zbyt wściekła, że gramy bez niej ze względu na stan. Wtedy też Alan się przyznał, że zostanie ojcem, dlatego podwójnie zabalowaliśmy. Ja miałam największego kaca, dlatego przez jeden dzień chorowaliśmy w łóżkach. Kai należycie się mną zajął zarówno w dzień jak i w nocy. Czasami miałam wrażenie, że go podnieca świadomość, że mój brat może nam wpaść do pokoju w każdej chwili.

Nie mogło też zabraknąć zakupów i jedzenia na mieście ale tylko w obecności ochroniarzy, bo mnóstwo dziennikarzy się zleciało. Nie dawali nam spokoju i praktycznie wszędzie chodzili za nami jak takie przylepy.

Zwiedziliśmy piękny Park Narodowy Canaimy, chodziliśmy po Andach z przewodnikiem i świetnie się bawiliśmy. Tylko Jess czasem miała humorki...

Naprawdę nie spodziewałam się, że tak miło spędzę te 3 tygodnie ale niestety, dziś musimy lecieć do domu. Tak się składa, że kiedy przylecimy do Kalifornii, będę miała 19 lat. Co za ironia losu, wyleciałam jako osiemnastka, wróciłam jako dziewiętnastka.

Wdychałam powietrze z balkonu. Było południe, chłopaki już ogarniali wymeldowanie, a my musiałyśmy ich spakować. Najgorsze było szukanie kabli. Musiałyśmy zajrzeć wszędzie.

Jessica w letniej sukience dołączyła do mnie.

- Myślałaś sobie kiedyś co by było, gdybyśmy się nie spotkały?- zapytała.

- Pewnie nie miałabyś dziecka z moim bratem, nie byłabym ciotką oraz dziewczyną przystojniaka- odparłam lekko rozbawiona.- A tak poważniej, nie zastanawiałam się nad tym- dodałam.

- Czemu?

- Nie chcę roztrząsać czegoś co było dawno. Trzeba cieszyć się chwilą, a nasze chwilę są zbyt gorące, by o nich nie myśleć- rzekłam.

- Racja, mamy dwóch przystojniaków, trzeba ich ujeżdżać puki można- powiedziała. Wybuchłyśmy śmiechem.

- Tylko jedno ci w głowie.

- No cóż...- posłała mi uśmiech.

Wtedy do pokoju weszli chłopacy.

- Wszystko załatwione, możemy jechać- oznajmił Kai.

- Dobrze!

Zamknęłyśmy drzwi balkonowe i zeszłyśmy z chłopakami na dół. Wsiedliśmy do jeepów i pojechaliśmy na lotnisko. Podczas tej jazdy, buzie się nam nie zamykały.

Koło godziny 20 wylecieliśmy do domu, a ja ponownie zapadłam w sen na cały lot.

- Lily- ktoś wyszeptał mi coś do ucha. Poznałam głos Kaia.

- Już jesteśmy na miejscu?- zapytałam.

- Nie- zaśmiał się.- Ale jest północ.

Usiadłam na kanapie i zaspana spojrzałam się na jego tajemniczy wyraz twarzy.

- Coś się stało?- zapytałam nie ogarniając.

- Są twoje urodziny głuptasie- powiedział z uśmiechem. Uwielbiałam jak się tak uśmiechał. Sam widok kiedy jest radosny przyprawiał mnie o szybsze bicie serca.- Wszystkiego najlepszego kochanie- wyszeptał tak, by Alan nie słyszał.

Nagle mój uśmiech urósł i rzuciłam się mu na ramiona, a potem namiętnie pocałowałam.

- Dziękuję skarbie.

Znowu złączyłam nasze usta w pocałunku i usiadłam okrakiem na nim. Wiedziałam, że długo nie wytrzyma, dlatego przestałam i obiecałam sobie, że w domu będziemy wariować.

- Ile jeszcze do domu?- zapytałam.

- Chwila- odparł.

Rzeczywiście pięć minut później pilot ogłosił przygotowywanie do lądowania. Zajęliśmy swoje miejsca i z niecierpliwością czekałam na lądowanie.

Gdy samolot się zatrzymał, wyszliśmy z niego i wsiedliśmy do naszych aut. O dziwo Kai jechał ciągle za Alanem. Zawsze go wyprzedzał i się bawili w berka na autostradzie.

Kiedy dojechaliśmy do domu, Kai puścił przodem Alana.

- A ty co dzisiaj taki grzeczny?- zapytałam.

- Za chwilę się przekonasz- odparł z fikuśnym uśmiechem.

Wysiadł pierwszy i pomógł mi wysiąść, a potem zaprowadził pod garaż. Alan z dumą go otworzył. Patrzyłam jak brama garażowa się unosi, a w środku stoi mustang.

- Nieee...- nie mogłam uwierzyć. Ten sam, który się robił, tylko w innym kolorze.- Ja śnię?!

- Nie- rzekł Alan.

- Wszystkiego najlepszego Lily- powiedziała Jess za mną. Byłam tak szczęśliwa, że chciałam krzyczeć, tańczyć, skakać i śpiewać.

- Matko dziękuje!- pisnęłam i przytuliłam Jessi, a potem Alana. Na koniec wtuliłam się w Kaia i pocałowałam go.- Naprawdę dziękuję- dodałam.

- Musisz się jakoś prezentować- zaśmiał się brat.

Nie mogłam uwierzyć, to najlepszy prezent na świecie. Już nawet nie pytam ile kosztował, bo poznałam że to nowsza wersja. Jest zadziorniejsza.

Kocham te szaloną trójkę. Nie wyobrażam już sobie życia bez nich. Stali się moja rodziną, która mnie potrzebuje i szanuje, a nawet kocha. Stali się rodziną, której zawsze pragnęłam... 

Brother's Sweet Enemy[ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz