Dach

374 23 76
                                    


#CORTNIE# 

Nienawidzę tej szkoły.

Myślałam, że umrę na fizyce, a potem tak samo czułam się na kolejnych siedmiu lekcjach. W dodatku Geoff i Duncan znikali gdzieś na każdej przerwie, a bez nich rozmowa nie toczyła się tak samo, jak wcześniej. W dodatku Gwen i Trent zniknęli gdzieś na czwartej lekcji, a potem zachowywali się dziwnie, strasznie dziwnie, jakby mieli jakąś tajemnice. 

Z ulgą weszłam do pokoju i zrzuciłam plecak na swoje łóżko. Miałam już dosyć tego dnia, tego tygodnia, tej szkoły. Naprawdę, to wszystko jest... pojebane. Tak właśnie, ja, Cortnie, właśnie powiedziałam, że coś jest pojebane. To nie tak, że nie przeklinałam wcześniej, wtedy to były jakieś krytyczne sytuacje albo mi się wymsknęło. Tym razem chciałam to powiedzieć, zresztą i tak nie mogłam znaleźć innego określenia na wszystko. 

Dziwne. Przeklinanie sprawiało, że czułam się wyzwolona, ale przekleństwu zawsze towarzyszył strach przed karą. Mogłam kłamać przed przyjaciółmi, że zostawiłam przeszłość za sobą, że zasady ustalone przez moich rodziców już mnie nie ograniczają, ale prawda była inna. Te reguły nadal były dla mnie ważne mimo tego, co przez nie przeżyłam, nadal były dla mnie aktualne, wciąż były dla mnie klatką, z której nie umiałam i prawdopodobnie nigdy się nie wydostanę.

Westchnęłam ciężko, ale zaraz wpadłam na pewien pomysł: może poprzeklinam teraz, żeby przekonać się, że to w porządku? Że mogę sobie przeklinać? Że nikt mi tego już nie zakaże? 

- Ja pierdole - spróbowałam. Poczułam gęsią skórkę. Nie, zdecydowanie nie byłam jeszcze na to gotowa. Kiedyś będę, ale jeszcze nie dziś. 

- Co ty robisz? 

Podskoczyłam z przerażenia. Nie wiedziałam, że w drzwiach przez cały ten czas stał Duncan. 

- Kurde, Duncan! Prawie przez ciebie dostałam zawału!  

- Sorry? - wzruszył ramionami i nawet nie pytając o zgodę, wszedł do środka i usiadł na łóżku obok mnie. 

- Co robisz? - uniosłam brew. 

- Spytałem o to pierwszy. 

- O czym ty mówisz? - grałam głupią. 

Spojrzał na mnie przymrużonymi oczami. 

- Wiesz, o co chodzi. 

- Nieprawda, nie wiem. Coś ty znowu wymyślił? 

- Przestań.

- Słuchaj, naprawdę nie mam pojęcia... 

- Cortnie, stop. 

- Ale o co ci... 

- Cortnie! 

Aż się wzdrygnęłam, gdy podniósł głos. Spojrzałam na niego pytająco. Patrzył na mnie poważnie, rzadko jest okazja go takiego zobaczyć. 

- Powiesz w końcu, czemu nagle powiedziałaś "ja pierdole"? 

- Nie powiem. - wstałam z łóżka i przeniosłam się na parapet okna. Duncan został na łóżku, na co liczyłam. Patrzył na mnie badawczo. 

- Chodzi o twoich starych? 

- Co? Nie! - zestresowałam się, że odkryje, o co chodzi, a po chwili wkurzyłam, że nazywa moich rodziców "starzy". - Nie mów tak na nich! I w ogóle idź stąd! Nikt cię tu nie zapraszał! 

- Sam się zaprosiłem. 

- Jazda stąd - wysyczałam. - Już. Spadówa. 

Nie wiem, czy wspominałam, że potrafię być wredna. Znaczy, nie chodzi o to, że potrafię, czasami po prostu jestem wredna. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz