"Elektroniczny Azyl"

265 21 67
                                    

#DUNCAN# 

Zaczynał się grudzień, a w internacie rozpoczęły się przygotowania do Mikołajek. Ja zwykle nie miałem problemu z wymyślaniem prezentów, ale w tym roku musiałem wymyśleć coś dla Marthy - i to nie chodziło jedynie o sam upominek, w końcu wypadałoby ją gdzieś zabrać! 

Nie udzielał mi się wesoły nastrój panujący w całej szkole z kilku powodów, które w chwili nudy zapisałem na kartce: 

1. Nie mam pomysłu na prezent dla Marthy; 

2. Wszyscy moi przyjaciele jakoś dziwnie się zachowują; 

3. Zepsuł mi się telefon i nie mam dostępu do świata;

4. Moi rodzice chcą, żebym przyjechał do nich na święta. 

Jeśli chodzi o dziwne zachowanie moim przyjaciół, było to naprawdę podejrzane. Zupełnie jakby mieli jakąś tajemnicę! Nie chodziło mi już nawet o dziewczyny, bo one mają mnóstwo tajemnic, to bardziej zachowanie chłopaków przykuło moją uwagę. Kiedy przeglądali instagrama i coś sobie pokazywali, a ja chciałem to zobaczyć, zwykle mówili coś w stylu "to nic wielkiego" i szybko zmieniali temat czy wyłączali telefony. Serio, dziwne. 

Telefon zepsuł mi się z dnia na dzień, trzy dni temu zaniosłem go do serwisu i tego dnia miałem po niego pójść, a przy okazji planowałem rozejrzeć się za jakimś prezentem dla Marthy - w końcu za pięć dni Mikołajki, przydałoby się już coś mieć. Dla innych - Geoffa, Trenta, Mike'a i tak dalej - miałem już kupione upominki, leżały one zapakowane pod moim łóżkiem. 

- Duncan? Duncan! 

Ostry głos wyrwał mnie z zamyślenia. No tak, jest matematyka, a wściekła nauczycielka, Matilda Venne, mierzyła mnie zezłoszczonym spojrzeniem. Już wiedziałem, że jestem w tarapatach. 

- Czy możesz nam powiedzieć, o czym przed chwilą mówiliśmy? - pani Venne spojrzała na mnie przesłodzonym spojrzeniem. 

Wkurzyłem się na nie wiadomo co i odpyskowałem podniesionym głosem, zupełnie zapominając o istnieniu czegoś takiego jak konsekwencja: 

- Pewnie znów o jakimś matematycznym gównie, bo jakżeby inaczej!

### 

No i bach, siedziałem w kozie. 

Brawo Duncan! Naprawdę, geniusz z ciebie, stary! Już parę minut po zajściu nie mogłem uwierzyć w to, co zrobiłem. Na co ja się tak zdenerwowałem? Nic się nie stało, tylko stara Venne zwróciła mi uwagę. Boże, naprawdę jestem idiotą.  

W kozie ze znanych mi osób siedzieli Owen i Scott. Ten pierwszy opowiadał z ekscytacją o rekinach jakiejś przestraszonej pierwszoklasistce, a rudy trzymał w ręce telefon. W ustach miał wykałaczkę, a nogi położył na ławce. Gdy do sali weszła ta dziwaczna Dawn rzucił jej wyzywające spojrzenie, jednak dziewczyna była jak często wpatrzona w przestrzeń, zupełnie jakby była gdzie indziej i nie zwróciła na niego uwagi, co wyraźnie go zdenerwowała. 

W końcu do klasy wszedł pan Izaak, całkiem spoko nauczyciel historii, usiadł na fotelu i powiedział leniwym głosem:

- Słuchajcie, żadne z nas nie chce tu być, więc po prostu przepiszcie pięćdziesiąt razy Zastanowię się nad swoim zachowaniem. Nie jest to mądra forma kary, ale nasz genialny dyrektor Chris kazał mi właśnie tak was ukarać, więc nic nie mogę zrobić. Wiecie, sklejcie taśmą parę długopisów, to wam pójdzie szybciej. 

Gdy historyk wypowiadał ostatnie zdanie, ja już byłem w trakcie sklejania długopisów. Scott krzyknął do mnie z drugiego końca sali: 

- E, Duncan, podaj taśmę. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz