Jesteś moim marzeniem

275 18 25
                                    

OSTRZEŻENIE: lekkie 18+

#DUNCAN# 

– Nie wierzę, że już jest styczeń. – powiedziała Courtney i pokręciła głową z niedowierzaniem. – Czas mi się przelewa przez palce. Masakra! 

– No... – wybąkałem, zbyt skupiony na niej, aby być w stanie udzielić jakiejś inteligentniejszej odpowiedzi. 

Siedziałem na łóżku Court, podczas gdy ona próbowała wybrać kreację na bal karnawałowy. W zeszłym roku nie został on zorganizowany, jednak tym razem miał być wielką uroczystością i wszędzie wisiały plakaty mówiące, jaki ten bal będzie wspaniały. Sama szatynka, jako bardzo czynna członkini wolontariatu, brała udział w jego organizacji i miała wygłosić przemowę, dlatego jeszcze bardziej zależało jej na ubiorze. Ponieważ wszystkie dziewczyny były zajęte, poprosiła mnie o poradę, a ja... cóż, nie byłem w stanie oderwać od niej wzroku. 

Przymierzyła już trzy sukienki i każdą odrzuciła, bo "wyglądała w niej źle" albo była "zbyt mało fenomenalna". Ja jednak uważałem, że w każdej z nich wyglądała jak bóstwo, i czułem się, jakby miało mi zabraknąć oddechu za każdym razem, gdy wychodziła z łazienki. 

– Wow, Duncan. Powiem ci, masz naprawdę szeroki zasób słownictwa. – rzuciła kąśliwie Courtney, na chwilę wychylając głowę z szafy. Wyrwała mnie tym z mojego zamyślenia. Rzuciłem jej zmieszany uśmiech, a ona przewróciła oczami, jednocześnie uśmiechając się lekko, i znów zanurkowała w ubrania. – Jezu, Gwen musi przestać kłaść swoje rzeczy na moje półki. Nie wytrzymam z tym bajzlem!...

Niekontrolowanie się zaśmiałem, co zwróciło uwagę szatynki. Znów wyłoniła się z szafy, stanęła przede mną i położyła ręce na biodrach. 

– Co? Z czego się śmiejesz? – zapytała buńczucznie. 

– Zabrzmiałaś trochę jak... jak stara ty. – wyjaśniłem, uśmiechając się do niej. 

– Stara, czyli? – Court uniosła brew. 

– Ta z pierwszej klasy. 

Ona również się uśmiechnęła i usiadła obok mnie. Nadal miała na sobie figową sukienkę na ramiączkach ze zwężeniem w talii i koronką przy krawędzi. 

– Nienawidziliśmy się wtedy – przypomniała mi. 

Zamyśliłem się. Pamiętam, że w pierwszej klasie liceum wszyscy uważali nas za naczelnych wrogów, którzy musieli jakoś ze sobą wytrzymywać z uwagi na wspólnych przyjaciół. Dokuczałem Courtney, a ona odpłacała mi pięknym za nadobne. Dogryzaliśmy sobie i utrudnialiśmy życie. Ale... czy tak naprawdę się nienawidziliśmy? Czy naprawdę można powiedzieć, że kiedykolwiek byliśmy wrogami? 

– Ja... ja ciebie nie nienawidziłem. – odparłem cicho, odwracając wzrok, speszony swoją szczerością. 

Kątem oka zauważyłem zaskoczenie na twarzy Courtney. 

– Serio? – zdziwiła się. – Przecież podkładałeś mi nogę na korytarzu i wyzywałeś od kujonek. No co ty, Duncan, nie pamiętasz? – roześmiała się. 

Zebrałem się na odwagę i spojrzałem w orzechowe oczy dziewczyny. 

– Pamiętam – przyznaję – ale to wszystko... nie było z nienawiści. Ja ciebie nigdy nie nienawidziłem. Po prostu... No... Sama wiesz, kto się lubi, ten się czubi. – wzruszyłem ramionami i wbiłem wzrok w podłogę. Tyle z mojej odwagi. 

Perlisty śmiech szatynki zdawał się łaskotać mnie w szyję. Wstała z łóżka, stanęła przede mną, pochyliła się i złożyła delikatny pocałunek na moim czole. Poczułem, jak robię się cały czerwony. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz