Toksyczni

194 11 27
                                    

muzyczka na górze trochę smutna, jednak myślę, że pasująca do rozdziału.
PS. muszę was ostrzec: powraca do nas ból :(

//

#DUNCAN# 

Zdążyłem poznać wiele rodzajów bólu. Ból fizyczny, ból towarzyszący patrzeniu na cierpienie bliskiej osoby, ból świadomości popełnionych błędów... Naprawdę dużo. A jednak jednego z nich nigdy wcześniej nie doświadczyłem i właśnie teraz uderzył we mnie z pełną siłą. 

Ból złamanego serca. 

Kochałem Courtney i nie wstydziłem się już swoich uczuć, jednak ona najwyraźniej tego nie odwzajemniała. Byłem pewien, że w końcu będziemy mogli żyć szczęśliwie i normalnie, ale ona ze mną praktycznie nie rozmawia od prawie dwóch tygodni i dała mi oczywistego kosza przed Party Time. Powiedziała mi, że też mnie kocha. Powiedziała to, a moje serce prawie zrobiło potrójne salto. Zaraz potem jednak dodała słowa, które mnie złamały. 

"Kocham cię, Duncan, lecz nie w TEN sposób. Wybacz mi, jednak uważam, że powinniśmy pozostać przyjaciółmi"

Pamiętam, jak Trent mówił mi kiedyś, że muszę przyzwyczaić się do friendzone'u. Wtedy ochrzaniłem go, że nic takiego nie ma między mną a Court, natomiast teraz wiedziałem, że miał rację. Ja się jej nigdy nie podobałem. Zawsze byłem dla niej jedynie przyjacielem i nigdy nie sądziła, że moglibyśmy być kimś więcej. 

Wydałem z siebie przeciągłe warknięcie, po czym bez wahania podniosłem się z koca, pobiegłem na pomost i wskoczyłem do wody. 

Masa ciemnej cieczy otoczyła mnie całego. Poczułem, jak mnie zgniata, i oddałem się temu uczuciu. Pchała mnie w dół, ku głębi i ciemności – nie protestowałem. Delektowałem się chwilą, w której brak oddechu miażdżył mi płuca, organizm wypominał debilizm i zapalał czerwone lampki, a ja miałem na wszystko wywalone. 

W końcu jednak musiałem się wynurzyć. Zaczerpnąłem gwałtownie powietrza. Ból fizyczny to był pikuś w porównaniu ze złamanym sercem. 

Czułem, jak to mnie rozrywa od środka. Miażdżyło mnie całego, kopało mi grób. Wiedziałem, że nie wytrzymam tak długo. Każdego dnia, gdy tylko wstawałem, świadomość, że ona mnie nie kochała, przygniatała mnie z powrotem do łóżka. Zacząłem zapijać smutki w alkoholu i próbowałem się bawić, aby nie myśleć o szatynce, która najpierw zdobyła moje serce, a później je złamała. 

Tylko jak miałem o niej nie myśleć? Była na każdej imprezie, na której byłem ja, i zawsze wyglądała tak kurewsko pięknie, że nie mogłem na nią nawet patrzeć. Ciągnęło mnie do niej, ale zrozumiałem dobitnie, że to był koniec. Koniec wszystkiego. Chciała mnie jako przyjaciela, lecz ja nie umiałem patrzeć na nią jak na "dobrą znajomą" czy "bliską koleżankę". Wiedziałem, że nasza znajomość nie będzie taka sama po tym, co się wydarzyło, i nie chciałem się bawić w to udawanie, że nic między nami nie zaszło, że nie podeptała mojego serca i uczuć do niej. 

– Pierdolę to wszystko – mruknąłem rozjuszony pod nosem, wychodząc z wody. 

Wróciłem na koc. Była tam cała nasza paczka oprócz Cou... oprócz niej. Wszyscy dobrze się bawili, gadali, pili piwo i jedli chipsy. Panowała wspaniała, wyluzowana atmosfera, nikt się nie spinał, nie myślał o trzeciej klasie, każdy cieszył się z tego, że trwały wakacje. 

Ale ja się nie cieszyłem. 

Nie było się z czego cieszyć, jeśli ona właśnie spakowała manatki i opuściła moje życie. 

Bez niej nic nie miało sensu. Kompletnie, kurwa, nic. Bez niej byłem pustą skorupą, w której nie ma duszy ani serca. Bez niej mogłem tylko przeżyć, bo na pewno nigdy już nie będę tak naprawdę żył. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz