Milczenie

211 9 7
                                    

#COURTNEY# 

Wiem, że chciał czegoś więcej. 

Wiem, że go zraniłam. 

Wiem, że może mnie znienawidzić. 

Wiem, że wszystko zepsułam. 

Owszem, wiem to wszystko i źle mi z tym, ale wiem też, że tak będzie najlepiej. 

Bolało go to, co zrobiłam. Widziałam to w jego oczach, w sposobie, w jaki na mnie zerkał. Czuł się zdradzony, odtrącony, zignorowany, a ja nie mogłam zaprzeczyć, że zrobiłam mu to wszystko. Już nie patrzył na mnie tak samo, teraz w jego spojrzeniu był niemy wyrzut. Czasem pragnęłam, żeby to wykrzyczał, powiedział mi to prosto w twarz. Chciałam usłyszeć, że ma mi to za złe. Chciałam, żeby powiedział, jak źle się przeze mnie czuje. Chciałam mieć szansę wytłumaczyć mu, odpowiedzieć na pytanie wypisane na jego twarzy. 

Tak wielu rzeczy chciałam, a tak wielu nie mogłam mieć. 

Zacisnęłam palce na piasku. Małe ziarna przesypywały się przez moje palce, muskając skórę, słońce ogrzewało ciało, a szum wody powinien uspokajać umysł. Nie sądziłam, żeby cokolwiek jeszcze było w stanie uciszyć burzę myśli, która szalała w mojej głowie. 

Słyszałam śmiechy i plusk towarzyszący wskakiwaniu do jeziora. Wiedziałam, że powinnam się teraz dobrze bawić, ale nie potrafiłam zmusić samej siebie do tego, aby powstać z koca, przebrać się w strój, jednocześnie odsłaniając ślady pozostawione przez rodziców, i dołączyć do wygłupów. Czekał tam na mnie nie tylko miło spędzony czas, ale również jego twarz i wzrok, który wyrażał urazę i wyrzuty. Nie byłam na to gotowa, ale z drugiej strony czy kiedykolwiek naprawdę będę? 

– Court, wkurwiasz mnie. Masz tam przyjść albo cię zawlokę, zrozumiano?!

Leniwie uniosłam powieki i ujrzałam LeShawnę. Stała nade mną z puszką piwa w jednej dłoni, drugą ręką na biodrze i groźną miną. Podniosłam się do pozycji siedzącej, wzięłam łyka napoju gazowanego i rzuciłam: 

– Sorry, ale ja dzisiaj odpuszczę. Nie czuję się jeszcze na siłach. 

– Mówisz tak od tygodnia, laska – westchnęła dziewczyna i zajęła miejsce obok mnie na kraciastym kocu. 

– Bo taka jest prawda. 

Czy wykorzystywanie faktu, że ktoś mnie prawie zabił i jestem po paru zabiegach, aby nie musieć znosić poczucia winy, jest toksyczne? Mam nadzieję, że nie, bo robię to od siedmiu dni. 

– Przestań pieprzyć, Courtney. – głos i wyraz twarzy LeShawny nagle stały się poważne. – Przecież wspólnie z nami organizowałaś tą całą akcję z Party Time. Duncan miał mieć miłą niespodziankę i tak dalej, no i niby to się udało, ale od tego czasu wasze relacje najwyraźniej się pogorszyły. Co się między wami stało? 

– Nic się nie stało, LeShawna – odpowiedziałam ze sztucznym zniecierpliwieniem, które było tylko materiałem maskującym dla strachu, że ktokolwiek się dowie. 

– Jasne. Duncan już naprawdę dawno nie był taki przygaszony. Coś się musiało wydarzyć, a ty mi właśnie kłamiesz w żywe oczy, kochanieńka, i bardzo mi się to nie podoba! – oznajmiła, biorąc duży łyk z puszki. 

– Słuchaj, to jest sprawa między nami. – oświadczyłam, wstając gwałtownie z koca. Zaczęłam się zbierać, dalej mówiąc. – Nie jest to żaden okropny spór, nic, co będzie was angażowało. Nie pokłóciliśmy się, po prostu... – urwałam. Zamarłam z dłonią na materiale bluzy i chwilę stałam w milczeniu, szukając odpowiednich słów. Gdy je odnalazłam, wciągnęłam na siebie ubranie i dokończyłam: – ...po prostu czasem trzeba pomilczeć, żeby zrozumieć parę spraw. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz