Naprawdę Cię Kocham

266 16 87
                                    

#DUNCAN# 

- Boże, Trent, uspokój się...! - krzyknąłem, bijąc po ręce chłopaka, który próbował zjeść pająka. 

- Ale ceeemu? - zajęczał jak małe dziecko. 

- Bo pająków się nie je! - odwrzasnąłem i pokręciłem głową z zrezygnowaniem. 

Czemu to ja dostałem pierwszą wartę przy dwóch pijakach? Nie podobało mi się to, szczerze mówiąc. Niesprawiedliwość na tym świecie sięgnęła szczytu. 

Właśnie miałem powstrzymywać Gwen od zrobienia tego, co przed chwilą chciał zrobić jej ukochany, gdy na korytarzu rozległ się głośny huk i podniesione głosy. Chwilę odczekałem i przeznaczyłem te dwie minuty na wyrzucenie nieszczęsnego pająka przez okno, jednak krzyki nie ustępowały. Nie byłem zaniepokojony, co się stało, bardziej wkurzony, że ktoś tak hałasuje. Uznałem przywołać tego ktosia do porządku, ale wtedy do pokoju wpadł zdyszany Geoff. Miał rozbiegane spojrzenie i strach na twarzy. 

- E, stary, co jest? - zlustrowałem go wzrokiem. 

- Oj, źle jest! - wykrzyknął, po czym zamknął drzwi. Zbliżył się do mnie i powiedział cicho: - Starzy Court tu są. 

Nie. No kurwa, nie! 

Spojrzałem na niego z przerażeniem, mając nadzieję, że krzyknie coś w stylu "Żartowałem!". To się jednak nie wydarzyło. 

- Powiedz, że pierdolisz.  

- Nie... - pokręcił głową i zaczął ciągnąć się za włosy. - Słuchaj, ja nie wiem, co my zrobimy! Oni są strasznie wściekli, nie wiem...

- Dobra, po pierwsze: Courtney. - przerwałem mu. 

Spojrzał na mnie zdziwiony. 

- Myślałem, że spanikujesz. 

- Bo panikuję - odparłem - tyle że w środku.

Nie spodziewałem się po sobie takiej szczerości. Naprawdę, w środku czułem się... oh, nie umiałem tego opisać. To było takie... okropne, dziwne uczucie. Czułem, że sytuacja wymykała mi się spod kontroli, jednak podświadomie wiedziałem, że nie mogę panikować, bo wtedy już całkowicie stracę chociażby te resztki kontroli. 

Wyszliśmy z naszego spokoju, nie myśląc już o dwóch pijakach, niech się zajmą sobą. Poza tym, znając życie, oboje zaraz usną przez kac. 

Szybko zapukałem do pokoju dziewczyn. Otworzyła Bridg z zaniepokojeniem na twarzy. Geoff od razu przyłożył palec do ust - zrozumiała. 

- Co się stało? - wyszeptała. 

- Gdzie jest Court? - spytałem, zamiast odpowiedzieć. 

- W łazience. - kiwnąłem głową. - To... o co chodzi?

- Jej rodzice tu są - odparł blondyn. 

- O kurwa. 

To nie była Bridgette, Geoff ani ja. To była Courtney, która zdążyła wyjść z łazienki i stała za blondynką. Wyglądała na przerażoną, jej spierzchnięte usta były lekko otwarte, a w oczach pojawiło się coś, co było gorsze od strachu czy przerażenia. Od razu przybrałem pogodną minę i powiedziałem: 

- Ludki, na luzie! Damy sobie ra-... Court...?

Po jej twarzy zaczęły płynąć łzy. Pociągnęła nosem i szybko je otarła. Spróbowała się uśmiechnąć, ale ja już nie byłem w stanie wymazać z pamięci widoku tych słonych kropel spływających ciurkiem po jej twarzy, które tak przypominały mi o całym tym zjebanym roku. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz