Konfrontacja

164 9 10
                                    

#DUNCAN# 

Całą śnieżną sobotę spędziłem w pokoju, grając na komputerze. Czułem się bardzo dobrze i wyjątkowo nie doskwierała mi samotność, wręcz przeciwnie, cieszyłem się, że mogę sobie tak spędzić parę chwil – na spokojnie, samemu, robiąc to, co kocham. 

Była już prawie siedemnasta. Właśnie zakończyłem rozgrywkę i postanowiłem przejść się na stołówkę, aby zdobyć coś do zjedzenia. Nie jadłem od paru godzin, a mój brzuch głośno domagał się, abym coś pochłonął. Wziąłem do ręki telefon i opuściłem pokój. 

W drodze na stołówkę przeglądałem media społecznościowe. W momencie, w którym nakładałem sobie makaronu bolognese na talerz, zadzwonił do mnie Geoff. Ramieniem przycisnąłem telefon do ucha, a do rąk zabrałem talerz i kubek z herbatą. 

– Siema, stary. Jak tam wizyta? Bridgette się dobrze czuje? 

Jeszcze się nie skończyła, czekam na nią w poczekalni – wyjaśnił mi przyjaciel. Brzmiał na zrelaksowanego, jakby miał pewność, że wyniki badań będą dobre. – Słuchaj, mam do ciebie taką sprawę. Zamówiłem Bridg kwiaty w tej kwiaciarni przy rondzie i miałem je odebrać o wpół do szóstej, ale raczej się nie wyrobię. Mógłbyś je odebrać za mnie? Wysłałbym ci wszystko, co potrzebne. 

– Jasne, nie ma problemu – odparłem, zjadłem trochę makaronu i dodałem: – Położę je pod drzwiami pokoju dziewczyn, będzie bardziej romantycznie czy coś. 

Ooo, świetny pomysł. Dzięki, dupę mi ratujesz – zaśmiał się blondyn. 

– Powiem ci, że naprawdę podziwiam cię za to twoje podejście. – powiedziałem ze szczerym podziwem w głosie. – Jesteśmy dopiero w trzeciej klasie liceum, dziecko masz w drodze, a ja się czuję, jakbym rozmawiał z doświadczonym ojcem trójki dzieci, żyjącym sobie spokojnie z żoną w domku z psem, dużym ogrodem i... 

Dobra, dobra, nie rozpędzaj się! – przerwał mi Geoff i roześmiał się. – Cóż, chcę do tego wszystkiego podejść na poważnie. Dziecko to nie jest byle co, to są ważne sprawy. Mimo to... – głos chłopaka nagle spoważniał. – Bridg i tak jest na pierwszym miejscu. Zawsze będzie. 

Ściągnąłem brwi z konsternacją. 

– O czym ty mówisz? – spytałem ostrożnie. Byłem zaskoczony tą nagłą zmianą humoru przyjaciela. 

Wiesz... To nie są żadne sprawdzone informacje ani nic, ale wiesz, poczytałem trochę i dowiedziałem się, że jeżeli matka dziecka jest młoda, to prawdopodobieństwo tego, iż umrze przy porodzie, jest wyższe. Wiesz, chodzi o wykształcenie narządów rozrodczych i tak dalej. Ja po prostu... Jeżeli na szali będzie życie dziecka i Bridg, z całą pewnością wybiorę ją. Nie pozwolę, żeby umarła za dzieciaka. 

– Ah, czaję. – pokiwałem głową, chociaż przyjaciel nie mógł tego przecież widzieć. – Mam jednak nadzieję, że nie dojdzie do sytuacji, w której będziesz musiał dokonywać tego wyboru. 

Tak, ja też... 

– Dobra, dojadam makaron i lecę po te kwiaty. 

Jeszcze raz dzięki. Na razie!

Rozłączyłem się. Kończąc obiad, myślałem o słowach blondyna. 

Zgadzałem się z Geoffem w stu procentach, w końcu to oczywiste, że jeśli była opcja uratowania Bridgette przed ewentualną śmiercią, to powinien z niej skorzystać. Gdyby to Courtney była na jej miejscu, a ja na jego, to niezależnie od ofiary zawsze wybrałbym ją. Nieważne, ile osób przez to ucierpi. Court była dla mnie najważniejsza. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz