Skrajność

145 8 23
                                    

#COURTNEY#

Kiedy dziesiątego września wyszłam z budynku sądu, myślałam, że oszaleję od ilości emocji.

Po pierwsze, szczęście. Rozpierające mnie, prawdziwe, autentyczne szczęście. Nie mogłam uwierzyć, że to był już koniec całego tego szaleństwa. Nie byłam w stanie przyswoić wiadomości, iż dwójka ludzi, która tak bardzo mnie skrzywdziła, przez którą musiałam podjąć jedną z najcięższych decyzji mojego życia, właśnie trafiła do więzienia na długie lata. Nie na zawsze, ale wystarczająco długo, aby mnie już nie było na tym świecie, gdy znów będą wolni.

Nie mogło być jednak tak bajecznie, jak chciałabym, żeby było. Nie odczuwałam jedynie radości. Poczucie winy tliło się we mnie potężnym ogniem, a ja nie potrafiłam go ugasić. Pamiętałam mordercze spojrzenie mojego ojca, gdy sędzina ogłosiła wyrok. Nie mogłam przestać myśleć o wyrzucie, z jakim spojrzała na mnie matka.

To bolało. Świadomość, że w ich oczach na zawsze pozostanę uciekinierką, zdrajczynią i złą córką, bolała. Chciałam tylko być szczęśliwa, dlaczego oni tego nie chcieli? Czy ja naprawdę byłam złą osobą?

Pragnęłam pozbyć się wątpliwości, ale nie byłam w stanie. Zbyt dużo głosów szeptało w mojej głowie te trzy słowa, żebym mogła je po prostu zignorować. Nieustannie słyszałam to zdanie: Jesteś złą córką.

– Ah, chodź tu, kochana!

Ciotka uściskała mnie mocno, a ja uśmiechnęłam się. Miałam nadzieję, że uśmiech był na tyle przekonujący, aby kobieta nie dostrzegła jego sztuczności.

– Nawet nie wiesz, jak się cieszę! – załkała zapłakana ze szczęścia kobieta.

Wtedy zdałam sobie sprawę, że po moich policzkach również płynęły łzy. Nie wiedziałam jednak, czy były to łzy szczęścia czy bólu, jaki odczuwałam.

Wujek również mnie przytulił. Trwaliśmy w uścisku przez dłuższy czas, stojąc przed budynkiem sądu. Próbowałam się szczerze śmiać, ale było mi ciężko. Mogłam udawać, w końcu opanowałam to do perfekcji, jednak autentycznego szczęścia nie odczuwałam.

Wujostwo odsunęło się, nie zdążyłam jednak odetchnąć, gdyż prawie upadłam pod ciężarem czyjegoś uścisku. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że była to Bridg.

– Kochana, jak ja się cieszę! – krzyczała blondynka, pociągając nosem. – Dobry Boże!...

Okazało się, że cała moja paczka czekała na mnie przed sądem. Nie mogłam powstrzymać łez, gdy mnie przytulali. To się naprawdę działo. To było prawdziwe!...

Chyba dopiero w momencie, w którym przytuliła mnie Bridgette, zdałam sobie sprawę, że to wszystko nie było snem. Moi rodzice naprawdę trafili do więzienia. To była prawda.

Zaczęłam się śmiać. Ból odsunął się na bok, przez chwilę pozwalając mi odczuć prawdziwą radość. Płakałam, śmiejąc się. Nie byłam w stanie uwierzyć w to wszystko. Oni na serio byli sądzeni, na serio dostali wyrok. 

– Court, powiedz coś, bo zaczynam się martwić – usłyszałam głos Trenta. 

W odpowiedzi roześmiałam się niekontrolowanie. 

– Ja... Ja przepraszam, po prostu nie potrafię wydobyć z siebie głosu – wydusiłam przez ściśnięte z emocji gardło. 

LeShawna zaśmiała się głośno i jeszcze raz mnie przytuliła. 

– Jak dobrze widzieć cię taką szczęśliwą... – wymamrotała. 

Gdy tylko się od siebie odsunęłyśmy, uśmiechnęłam się do niej promiennie. Naprawdę byłam szczęśliwa. Przez te cudowne dziesięć minut, kiedy ściskałam się ze wszystkimi i śmiałam przez łzy, odczuwałam autentyczne szczęście. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz