"Poproszę światła na niespodziankę!"

226 11 25
                                    

#DUNCAN# 

Nie wiedziałem, że tęsknota może boleć tak mocno. Nigdy nie czułem takiego bólu, jaki ogarniał moje serce, kiedy jej nie było. Jeszcze nigdy tak mocno nie uderzyła we mnie świadomość, jakie uczucia do kogoś żywię. Wcześniej nie pragnąłem ujrzeć niczyjej twarzy tak bardzo, jak wtedy chciałem ujrzeć jej buzię.

Była moim światem i nie wstydziłem się tego. Gdyby teraz Heather powiedziała mi, że podoba mi się Court, odpowiedziałbym: Tak. Tak, kocham ją. A dlaczego? Bo taka była prawda. W końcu nauczyłem się nazywać swoje uczucia i bez dwóch zdań zawdzięczałem to jej. Ta drobna szatynka obudziła we mnie emocje, których wcześniej nie znałem. Jej oczy sprawiały, że moje serce wypełniało się błogim ciepłem, śmiechu mógłbym słuchać godzinami i nigdy by mi się znudził. 

Pokochałem Courtney i nie wstydziłem się do tego przyznać. Przepadłem całkowicie. 

Ta świadomość podtrzymywała mnie na duchu przez te dni, które zmuszone byłem spędzić bez niej. Sprawiała, że ból stawał się nieco lżejszy, gdyż wiedziałem, że w końcu ją zobaczę i będę mógł powiedzieć "Kocham cię". Nie miałem co prawda pojęcia, jak się za to zabrać, i próbowałem obmyśleć w głowie najlepszy sposób oraz okazję, jednak kompletnie nie miałem pomysłu. 

Był poniedziałek. Wiedziałem, że dzisiaj wracała, jednak nie chciałem naciskać na to, żeby się ze mną spotkała. Skoro potrzebowała sobie przemyśleć parę rzeczy, jak sama zresztą powiedziała, nie miałem prawa jej tego zabronić. Jej pragnienia były dla mnie najważniejsze. 

Ze względu na to, że nie spotykałem się z szatynką, zgodziłem się na pójście na imprezę, którą zaproponował mi Geoff. Blondyn był trochę zaskoczony, gdy zgodziłem się od razu, ale zaraz jednak zaśmiał się i oznajmił, że to będzie najlepsza impreza mojego życia. Nie skomentowałem tych słów, chociaż miałem ogromną ochotę powiedzieć, że nawet najbardziej dziki melanż nie może być wspaniały bez Court. 

Impreza trwała już od pół godziny, a ja i Geoff wychodziliśmy dopiero teraz. Przyjacielowi, zwykle szybkiemu w kwestii ogarniania się, tym razem zebranie się zajęło o wiele dłużej. Zniecierpliwiony stałem w przedpokoju razem z Charliem, który wciąż uśmiechał się z nie wiadomo jakiego powodu, i czekałem na blondyna. Westchnąłem z irytacją. Charlie to usłyszał i zagadnął: 

– Co ci się tak śpieszy? Czyżby ta twoja wybranka tam była? 

– Nie ma jej tam – odpowiedziałem – i nie będzie, ale chciałbym już iść, zanim wypiją wszystkie dobre alkohole. 

– Fakt, dobre podejście – zaśmiał się krótko Charlie. 

Było to nieco zaskakujące, jednak starszy brat Geoffa nigdy nie zabraniał nam chodzić na imprezy, na których mieliśmy pić. Nie prawił kazań o tym, że jeszcze jesteśmy niepełnoletni. Zresztą o Geoffa nie miał się co martwić, on w końcu praktycznie nie pił, a ja miałem mocną głowę. No wiecie, z ojcem alkoholikiem da się dużo nauczyć. Połowa mojego doświadczenia pochodzi od niego. 

– Jestem! – zawołał tryumfalnie młodszy blondyn, wpadając do przedpokoju. – Możemy iść! 

– No w końcu! – fuknąłem. – Ile można się zbierać? 

– Dobra, nie marudź – zbył mnie machnięciem ręki, przecisnął obok mnie i otworzył drzwi. – Nara, Charlie! 

– Nara. Bawcie się dobrze! – skinął nam głową, po czym zamknął za nami drewniane drzwi. 

Weszliśmy do windy, a Geoff spojrzał na mnie i wyszczerzył. 

– To będzie dla ciebie naprawdę niezapomniana impreza, stary. 

Toksyczna miłość | Duncney | ZAWIESZONE!!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz