Louis tego nie przemyślał. Zostawiwszy plecak, nie ma na sobie nic poza ubraniem. Nie ma też swojej mapy, więc równie dobrze może wbiec z powrotem na terytorium Scotta, co byłoby totalną katastrofą. A przede wszystkim wcale nie chce odchodzić od stada Stylesów.
Kurwa. Łzy zasłaniają mu wzrok, musi zwolnić. Guzek w gardle utrudnia mu kontrolowanie oddechu, a cholerna noga wciąż go boli. Przestaje biec. W środku lasu, niepewny, gdzie się znajduje, siada na zawalonym drzewie i postanawia, że musi to przemyśleć. To takie typowe dla niego. Zachowuje się pochopnie, a potem myśli o tym, co powinien zrobić, tylko po to, by zdać sobie sprawę, że już wszystko spieprzył, zachowując się pochopnie. Louis czasami nienawidzi samego siebie. A właściwie to prawie zawsze.
Cisza panująca w lesie, gdy światło dzienne maleje, kontrastuje z szalejącym umysłem Louisa. Żal pojawia się szybciej, niż mógłby się spodziewać. Dlaczego uciekł? Harry powiedział mu, że chce, aby został. Dlaczego Louis nie może po prostu w to uwierzyć? Dlaczego nie może po prostu. Zostać. Kiedy słyszy, że ktoś się zbliża, zdaje sobie sprawę z łez na policzkach i czkawki w oddechu. Nawet płacząc, Louis przewraca oczami, natychmiast rozpoznając zapach. Oczywiście, że Harry pobiegnie za nim. Louis starał się zacierać ślady i biegać w nieprzewidywalny sposób, ale zaczynał myśleć, że Harry znajdzie go gdziekolwiek pójdzie, cokolwiek zrobi.
Alfa zbliża się powoli, jakby podchodził do zranionego zwierzęcia. Gdyby Louis nie płakał żenująco, miałby na ten temat kilka uwag do powiedzenia. Harry nie odzywa się, gdy podchodzi do Louisa i siada obok niego. Milczy, gdy przybliża Louisa do siebie i bierze go w ramiona. Louis sztywnieje. Wie, że będzie musiał to przerwać. Zdaje sobie sprawę, że odejście bez odpowiedniego pożegnania będzie niemożliwe. Harry nie zaakceptuje tego i nadal będzie próbował go odnaleźć.
- Harry...
Louis niechętnie wyrywa się z uścisku Harry'ego i staje naprzeciwko niego, krzyżując ramiona i chcąc, żeby szloch już ustał. Spojrzenie w zielone, pełne niepokoju oczy Harry'ego nie jest rozsądną decyzją, ale i tak ją podejmuje.
- Lou?
Zmartwienie Harry'ego jest wyczuwalne i natychmiast zaraża Louisa. Omega musi wziąć głęboki oddech, żeby uspokoić bicie serca.
- Harry... Ja muszę odejść. Przepraszam.
Jest szok, smutek, a potem złość. Wszystkie te uczucia były widoczne na twarzy Harry'ego, ale też niezwykle głośne w ich wewnętrznej więzi.
- Do kurwy nędzy, Louis! - Harry wstaje, a Louis nie może już utrzymać kontaktu wzrokowego.
- Harry ja...
- Nie Louis, dlaczego, do diabła, wciąż myślisz, że musisz odejść? Czemu nie rozumiesz słów "chcę, żebyś został"? W jakim języku muszę...
- Nie o to chodzi! Rozumiem. Chcesz, żebym został. Tylko... to nie tak.
Louis nie może znieść tego, że Harry robi krok do tyłu, nie znosi bólu w jego oczach.
- Więc o co chodzi Lou?
Louis potrząsa głową i spogląda na swoje skrzyżowane ramiona. Guzek w gardle uniemożliwia mu w tej chwili formułowanie spójnych słów.
- Proszę, Lou. Jeśli masz zamiar odejść, to przynajmniej powiedz mi, dlaczego. To jesteś mi winien.
Harry ma rację. Biorąc pod uwagę kłopoty, które już spowodował, i całą tę sprawę z bratnią duszą, Harry ma prawo do wyjaśnień. Louis przełknął, rozłożył ręce i wziął głęboki oddech.
- Nie mogę zostać twoim partnerem, Harry. Nie mogę być drugą połówką Alfy. To zbyt duża odpowiedzialność... Nie potrząsaj głową. Nic o mnie nie wiesz. Jestem złodziejem, Harry. Robiłem rzeczy, z których nie jestem dumny... Ty po prostu... nie znasz mnie. Nie jestem dobry, Harry. Jestem złodziejem, a w najlepszym razie darmozjadem.
CZYTASZ
Rogue | L.S. | Tł. ✔
Romance| A/b/o | ------ - Jeśli jeszcze raz przyłapię twoją łajdacką mordę na naszym terytorium, urwę ci łeb, czy to jasne? Rozkaz Alfy, był tak wyczuwalny w jego głębokim i intensywnym głosie, że ziemia pod Louisem zaczęła wibrować. Jak zwykle jednak, nie...