*VANESSA*
Równo o ósmej stałam przed domem, a raczej willą, Harry'ego. Musiałam chwilę poczekać, aż ktoś mi otworzy drzwi.
- Cześć. - zobaczyłam uśmiechniętego mężczyznę w siwych dresach i bez koszulki. Ojejciu... Dlaczego on mi to robi? Czy zdaje sobie sprawę, że mam słabość do tatuaży?
- Dzień dobry. - wpuścił mnie do środka i pomógł odwiesić kurtkę na wieszak.
- Musze iść obudzić Liv. - wskazał palcem na schody.
- Ok. Zrobić śniadanie?
- Oh... tak byłoby super. - powiedział i zniknął. Udałam się do kuchni, wcześniej zdejmując szpilki. Oczywiście mogłam ubrać trampki, ale wiedziałam, że raczej nigdzie dzisiaj nie wyjdziemy z Liv, ponieważ pada deszcz.
Zajrzałam do szafki i jedyne co było dobre na śniadanie to owsianka. Jakoś odnalazłam się w tych wszystkich szafkach. Niektóre rzeczy pamiętam od wtedy, gdy robiłam babeczki.
Kiedy już ją nakładałam do misek, przyszli domownicy. Olivia była bardzo zaspana i wisiała na szyi Harry'ego. Ten był już ubrany w czarne rurki i żółta koszulę. Odjęło mi mowę, a to nie zdarza się często. Ta koszula była okropna. Żółta i do tego w czerwone kwiaty. Ale tak patrząc na całość to nie było najgorzej.
- Dzień dobry króliczku. - pogłaskałam małą po policzku. Odmruknęła coś cicho pod nosem i mocniej wtuliła się w Harry'ego.
- Podoba ci się moja koszula, Van? - zapytał rozbawiony widząc moją minę.
- Um.. mam być szczera? - pokiwał głową i posadził Liv na krzesełku dla dzieci. - Wyglądasz jak turysta na wakacjach.
- Nie może być tak źle! - popatrzył na siebie.
- Jest źle. - wyszeptałam do siebie i podałam mu miskę z owsianką. Wcześniej dorzuciłam tam jakieś owoce. Usiadłam do stołu razem z nimi i patrzyłam jak zaspana Livcia brudzi swoją twarz. Jest przeurocza!
- Nie mam czasu, żeby wyprasować swoje inne koszule. Ta była pod ręką. Jest całkiem fajna. - wytłumaczył jedząc śniadanie. - A ty nie jesz?
- Jadłam w hotelu.
- Okey... Oh, Van?
- Tak? - uśmiechnęłam się na to przezwisko. Już drugi raz tak mnie dzisiaj nazwał. Podoba mi się...
- Córka Rachel, sąsiadki z naprzeciwka, bardzo lubi bawić się z Liv. I tak jakby powiedziałem, że pójdziecie do parku.
- Ale przecież pada. - spojrzałam za okno. W piaskownicy Liv robiło się błoto i nie wyglądało to ciekawie. Na dodatek siatka zabezpieczająca w trampolinie ciągle się unosiła i to znaczyło, że wiatr ani trochę nie ustąpił. Ta pogoda jest okropna!
- Tak, więc przyjdą tutaj.
- Um.. dobrze. - wzięłam jego pustą miskę i odstawiłam do zlewu.
- Nie masz się co martwić, Rachel jest bardzo miła. - powiedział wstając z miejsca. Pokiwałam głową i nachyliłam się nad Liv, żeby wytrzeć jej buzię. - Będą około dwunastej.
- Rozumiem. Może później mogłybyśmy z Liv wyskoczyć na jakieś zakupy?
- Jasne. Jak znajdziesz czas. Proszę.. - podał mi swoja niebieską kartę kredytową.
- Harry ja nie mogę jej zabrać. Mam jeszcze jakieś pieniądze w p..
- Nie marudź, pin jest zapisany na lodówce. - pokazał mi małą zieloną karteczkę przyczepioną do lodówki magnesem.
- Harry, nie.
- Van, tak. - zaśmiał się i wcisnął mi kartę siłą. - Musze już iść. Livcia pożegnaj się z tatusiem. - mała wyciągnęła do niego rączki. Wyciągnął ją z krzesełka i posadził sobie na biodrze.
- Kocham cię. - Olivia pocałowała go lekko w nos. Moje serce w tym momencie się całkowicie rozpłynęło. Nie mam nic lepszego niż oglądanie córki i ojca.
- Bądź grzeczna, skarbie. Tatuś cię mocno, mocno kocha. - uścisną ją ostatni raz i postawił na ziemi.
- Okey. - zaśmiała się i popatrzyła na niego z dołu maślanymi oczkami. - Tato?
- No co jest?
- A pożegnasz się z Vanessą? - skubała rąbek swojej różowej bluzeczki i chichotała pod nosem.
- Oczywiście, że tak. - podniósł swój rozbawiony wzrok na mnie. - Do zobaczenia madame. - ukłonił się przede mną.
- Do zobaczenia monsieur.- drygnęłam jak prawdziwa dama i zachichotałam. Mała Liv klasnęła w dłonie i jeszcze raz przytuliła swojego tatę.
*HARRY*
- I jak dzisiejsze pożegnanie? Były łzy? - zapytał Liam kiedy czytaliśmy teksty piosenek. Właściwie to nie wiem po co to robimy. Po którymś razie to wychodzi mi już bokiem.
- Nie.
- Nie? - zdziwił się Niall.
- Był uśmiech na twarzy Liv. I się śmiała. Potem jeszcze rozmawiałem z Van o tym co może jeść Olivia, a czego nie. I nie uwierzycie...Wypchnęła mnie za drzwi.
- Vanessa?
- Olivia.
- Cholera.. - wymsknęło się Lou. - To dziwne, muszę to sprawdzić. - powiedział pod nosem.
- Nie waż się jechać do mnie. - zagroziłem mu. Ostatnim razem za bardzo to przeżywał i bałem się, że zajdzie na zawał czy coś.
- Muszę zobaczyć, czy nie będzie jak przedtem. Nie zabronisz mi, bo dzisiaj idę pierwszy do nagrań. - wzruszył ramionami i wrócił do czytania. Wywróciłem na niego oczami i również zacząłem wertować tekst. Van nie mogłaby nic zrobić Liv. Ona taka nie jest!
- Cholera, nie znasz jej! - wybuchnąłem po jakimś czasie.
- Tak i ty też jej nie znasz.
- Znam. - ciągle przystawałem przy swoim.
- Gościu, po prostu cię zauroczyła. - zaśmiał się i sięgnął po wodę.
- Co?
- To prawda. - przytaknął mu Liam, a po chwili Niall. - Namieszała ci w głowie.
- To niemożliwe. Odczepcie się ode mnie. - mruknąłem. - To tylko opiekunka mojej córki.
_______
Witam! Mój humor dzisiaj jest równy -3 c: Nie miałam wcale ochoty dodawać tego rozdziału i jeszcze te wyświetlenia mało jakoś w porównaniu do poprzednich. Ale cóż...Przepraszam jeśli skaleczyłam te dwa wyrazy po francusku (prawie wcale nie mam styczność z tym językiem lol)
Dziękuję za głosy i zachęcam do dalszego komentowania i czytania :)
Miejsce w Fanfiction ciągle to samo i jeszcze raz dziękuję.
Do następnego!

CZYTASZ
My Daughter's Babysitter h.s
FanfictionJestem Harry i mam dwadzieścia pięć lat. Mieszkam w Londynie razem z moją córką, Olivią.