Rozdział 30

11.1K 419 88
                                    

Grace

Gdy wygrałam licytację, poszłam do łazienki i przebrałam się w swoje ubrania. Ludzie pozostali na sali i jak przypuszczałam słysząc ich donośne śmiechy, doskonale się bawili – głównie mężczyźni. Odniosłam wszystkie rzeczy na zaplecze, gdzie asystentki je spakowały i zabierając torebkę, miałam zamiar dołączyć do reszty gości. Przeszłam opustoszałym korytarzem i weszłam do głównego pomieszczenia, zatrzymując się w progu. Prześledziła kolejne krzesła, aby odnaleźć bruneta, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Uważnie się za nim rozglądając, podążyłam w głąb tłumu, który był tak pochłonięty tym co działo się przed nimi, że nie zwracali uwagi na nic innego. Zdezorientowana brakiem jedynej osoby, którą znałam, zatrzymałam się przy małym barze, gdzie kelner przygotowywał drinki. Poprosiłam o martini, które po chwili dostałam i opadłam na barowy stołek z zamiarem upicia się. Przyłożyłam szklankę do ust, ale natychmiast zamarłam, gdy poczułam na szyi ciepły oddech. Od razu wiedziałam kto za mną stoi. Silne dłonie oplotły mnie w talii, przyciągając do swojego torsu, a szorstka dłoń odsunęła mi włosy na lewe ramię.

- Szukałam cię.

- Więc znalazłaś. – Szept rozbił się na prawym policzku, uwalniając przyjemny prąd, który spłynął w dół szyi.

- Jedźmy do domu.

- Możemy jechać, ale nie do domu, jeszcze nie.

- To gdzie?

- Zobaczysz.

Odstawiłam nawet nietknięty alkohol na bar i podając mu dłoń, ruszyłam za nim. Wyprowadził nas z restauracji, gdzie chwilę czekaliśmy, aż parkingowy podstawi auto, a gdy to zrobił, ruszyliśmy do miejsca o którym nie chciał mi nic powiedzieć.

Gdy zobaczyłam, że wyjeżdżamy poza miasto, trochę się zdziwiłam. Zaczynało robić się ciemno, a ja nie przypominałam sobie, żeby mówił o jakichś interesach, które miał załatwić. Od dłuższego czasu było spokojnie i właściwie nie potrzebował mojej pomocy. Swoją drogą musiałam znaleźć sobie jakieś zajęcie, bo siedzenie w pokoju albo ogrodzie nie było szczytem moich marzeń czy ambicji. Problem był w tym, że nie widziałam siebie w żadnym zawodzie, a na pewno nie takim, gdzie miałabym kontakt z ludźmi, bo zdecydowanie by tego nie przeżyli.

Samochód zatrzymał się przed dużą drewnianą bramą, która była lekko uchylona. Odpięłam pasy i wychodząc ze środka, stanęłam na kamiennej dróżce, ciągnącej się w głąb, gęsto nasadzonych drzew. Spoglądając w nieprzeniknioną ciemność, wyszczerzyłam zęby w uśmiechu i niedowierzając, pokręciłam głową.

- To randka? - Zapytałam.

- Owszem.

- Ale przecież przegrałeś licytację. – Odparłam z założonymi na piersi rękami.

- Nie do końca. Zapłaciłaś naszymi wspólnymi pieniędzmi, więc w sumie to razem wygraliśmy.

Właściwie to zapłaciłam jego pieniędzmi, ja oprócz pomagania mu, nie miałam innego zajęcia.

- Tak ściślej, to twoimi. - Powiedziałam speszona.

Po czasie było mi głupio, że dałam się tak ponieść, przecież nie miałam nawet takiej kwoty, aby uregulować rachunek.

- Nie, Grace. Wykonujesz połowę moich obowiązków, więc te pieniądze są tak samo moje jak i twoje. Uczciwie na nie zarabiasz. No przynajmniej teoretycznie, uczciwie. – Dodał z uśmiechem.

- W takim razie niezmiernie mnie to cieszy, bo do końca tygodnia trzeba zapłacić.

Głośny śmiech wydobył się z jego gardła i sprawił, że mi również udzielił się jego nastrój.

Try to love me, Try to understand me | TOM 1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz