—
#myshieldff na Twitterze!
—— Kurwa!
Louis nie potrafił ukryć swojego zdenerwowania. Zaszedł do sklepu po papierosy, z racji że był on jedynym który był w miarę oddalony od wszystkiego, i na dodatek specjalizował się on w sprzedaży fajek tytoniowych, e-papierosów, i innych podobnych wyrobów, więc zawsze mógł znaleźć to, czego szukał.
Tak więc było to jego najlepsze źródło pozyskiwania papierosów. Był wściekły kiedy usłyszał od kasjerki że nie może mu sprzedać, bo ma policję na karku, właśnie przez sprzedawanie papierosów osobom niepełnoletnim. Wyszedł więc ze sklepu wściekły, z pustą paczką papierosów i mokrymi od nerwów dłońmi.
— Woah, co jest? - Nagle niebieskooki usłyszał bardzo dobrze znany sobie głos.
Za danym sklepem znajdował się pusty teren. Nikt tam nie chodził- nikt oprócz nastolatków, którzy przedzierali się w dane miejsce poprzez dziurę w siatce, która ukryta była pod gałęziami drzewa. Znajdowały się tam stare fotele oraz jakieś cegły, więc młodzież stworzyła sobie tam idealne miejsce do posiedzenia, ukryte między budynkami, drzewami i krzakami, tak aby mogli w spokoju się napić i zapalić. Nie zdziwił go więc fakt, że zobaczył Luke'a, który wychodzi z tamtego miejsca z butelką soku w dłoni, w której wcale soku nie było.
— Nic. - Chrząknął łapiąc się za szelki od plecaka, zaczynając kopać czubkiem buta w kamień leżący na chodniku.
— Weź, Louis. Jesteśmy w jednej klasie! Możesz mi zaufać. - Przysiągł chłopak z uśmiechem na twarzy, zarzucając rękę na jego ramiona. — No, co się stało?
— Jesteś najebany. - Fuknął szatyn odpychając od siebie znajomego.
Luke odleciał na dwa kroki, sprawiając że podeszwy jego butów trzeszczały od tarcia z chodnikiem, nieprzyjemnie drażniąc słuch szatyna.
— Nie chcieli ci fajek sprzedać, prawda? - Zacmokał i zaraz po tym zaśmiał się pod nosem. — Jakie palisz?
— Pall Mall. Czerwone. - Szepnął cicho, spuszczając głowę w dół. Był naprawdę zdesperowany.
— Potrzymaj mi soczek. - Czknął podając mu plastikową butelkę, po czym uśmiechnął się szeroko.
— Luke, nie idź tam. Nie sprzeda ci. - Zapewnił go i odetchnął głośno, obserwując to jak chłopak chwiejnym krokiem kieruje się do sklepu. — Cholera by to. - Fuknął zaciskając dłonie w pięści.
Szatyn podszedł do krawężnika i usiadł na nim, pogrążając się w myślach. Kiedy wstał rano, zostając obudzonym przez budzik, czekało na niego piekło. A w nim wcale nie było gorąco- było przeraźliwie zimno i samotnie. I to właśnie poczuł Louis. Samotność i zimno. Bo kiedy się obudził, był już sam. Po Harrym nie było śladu. Cały salon był wysprzątany, i nie było nawet żadnego okruszka, który mógłby być potwierdzeniem tego że Louis tej nocy nie był sam.
Miał nadzieję że dostanie chociaż wiadomość czy znajdzie od Harry'ego karteczkę, ale ten naprawdę ulotnił się tak, jakby nigdy go tam nie było. Tak, zaśnięcie w objęciach ukochanego, ale pobudka już bez niego; tak wyglądało piekło.
Co do jego ojca; Louis nie widział go od poprzedniego wieczora. Nie dostał też żadnej wiadomości ani połączenia, więc szatyn nie miał zielonego pojęcia gdzie ten się podziewał. Szczerze mówiąc; mało go to obchodziło. Dla niego mężczyzna mógłby już nigdy nie wrócić.
— Co tam, mały? - Zapytał Luke i po sekundzie ześlizgnął się z krawężnika, odruchowo poszukując jakiejkolwiek pomocy do utrzymania równowagi, więc złapał szatyna za głowę. — Skurwysyn! Pierdolone krawężniki, kto to wymyślił. - Odetchnął z ulgą i spojrzał na Louisa, który uśmiechnął się rozbawiony. — Bolało? - Zapytał głaszcząc go po włosach.
CZYTASZ
My Shield | Larry Fanfiction
FanfictionLouis Tomlinson; syn komendanta, który zdecydowanie nie radzi sobie z życiem, o wychowaniu syna już nawet nie wspominając. Jest też i on- Harry Styles, policjant, który jest dla Louisa jedyną deską ratunku w pomocy z wyrwania się z domu alkoholika. ...