#11 You Will Be Alright

1.1K 70 44
                                    



#myshieldff na Twitterze!

Nie udało im się zobaczyć przez następny tydzień. O poranku, kilka godzin po ich incydencie z buziakiem, Harry obudził Louisa do szkoły. Zrobił mu kanapki, pozwolił się na spokojnie umyć, dał czyste ubrania, zawiózł do szkoły. Nie chciał poruszać żadnego tematu o pocałunkach, z racji że Louis był wyjątkowo szczęśliwy, wszędzie było go pełno, ciągle coś mówił, ciągle się uśmiechał, ciągle żartował.

Styles ciągle pisał do niego wiadomości, czy ten może do niego wpaść. Jednakże Louis na każdą odpowiadał negatywnie, przez co nie mieli nawet szans się zobaczyć.

— Zleziesz z tego łóżka? - Ojciec Tomlinsona wszedł do jego pokoju, stając w progu.

— Już. - Przytaknął szatyn od razu podnosząc się do pozycji siedzącej, przesuwając się na krawędź łóżka.

— Chłopaki wrócili do domu. Na dwór i zabawki posprzątać. - Wydał polecenie, wskazując kciukiem na korytarz. — Dopiero co kurwa wrócił i od razu na łóżko. - Ostatnie zdanie wypowiedział sam do siebie, będąc już w drodze powrotnej.

Chciał tylko odpocząć po lekcjach.

Louis odetchnął głęboko, po czym potarł uda dłońmi, i zerwał się na proste nogi. Teraz nie miał czasu na użalanie się nad sobą. Nie miał czasu na łzy, nie miał czasu na żadne sprzeciwy.

— I zamknij to okno. - Fuknął odkręcając się do syna przez ramię. — Zimno jak skurwysyn. Sobie otworzył okno i zadowolony, zaraz całą chałupę mi wywietrzysz.

— Jest mi gorąco. - Odparł drapiąc się po karku.

— W chuju to mam. Rozbierz się.

Louis odetchnął krótko, wracając się do pokoju aby zamknąć okno. Przez cały ten czas towarzyszyły mu te same emocje; strach, gniew, niepewność. Wchodząc do salonu zobaczył na kanapie swojego ojca, wujka oraz ciocię, i dwójkę małych chłopców. Mimo wszystko zignorował ich obecność i poszedł dalej, wychodząc z domu, ruszając na jego tyły. Wszędzie roiło się od zabawek- zaczynając od małych samochodzików poprzez te większe, kończąc na rowerkach biegowych. Westchnął głośno, szukając w pobliżu jakiejkolwiek torby, do której mógłby wcisnąć zabawki. Znalazł to czego szukał, po czym chodząc po danym terenie pakował do niej wszystkie kolejne małe zabawki.

Teraz był czas na żale i rozmyślenia.

Nie rozumiał dlaczego jego ojciec uczepił się akurat go. Przy nikim innym nie pokazywał swojego prawdziwego ja. Na nikogo innego nawet nie uniósł pieprzonego głosu. Powinien go wspierać. Powinien pokazać że smierć matki jak i żony była czymś, co nie może ich złamać. Ale złamała. Złamała obu. Teraz obaj mieli problemy.

Po pozbieraniu zabawek i ustawieniu ich wszystkich starannie pod ścianą, Louis wrócił do domu. Przechodząc przez salon zaczepił go Simon, który zaczął kręcić się wokół niego, śmiejąc się i krzycząc przy tym.

— Hej, Louis. Nie masz może żadnego znajomego, którego chciałbyś odwiedzić? - Zapytał Lucas, patrząc na to jak ojciec nastolatka wlewa sobie kolejny kieliszek, kiedy to spotkał się z odmową brata.

— Em... - Szatyn przełknął ślinę, wiedząc, że Lucas nie chce aby ten został pod opieką pijanego mężczyzny. Ten sam wychowywał się przy takim człowieku, i prawdopodobnie był on jedyną osobą która rozumiała co się dzieje. — Tak. Mam. - Przytaknął kiwając głową.

— Super. Możesz... ? - Zapytał nie wiedząc jak ma ubrać swoje myśli w słowa, aby przypadkiem nie zabrzmieć tak, jakby chciał go wygonić.

Louis posłał pytające spojrzenie swojemu tacie. Mężczyzna opróżnił kieliszek po czym skrzywił się delikatnie i machnął dłonią w jego stronę, dając mu tym samym znak żeby poszedł.

My Shield | Larry FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz