#10 Kiss

968 74 48
                                    



#myshieldff na Twitterze!

Louis rzeczywiście wrócił do Harry'ego przed północą. Był cały mokry przez deszcz który złapał go i jego znajomych w centrum miasta z którego jednak droga do mieszkania policjanta była długa. A znaleźli się tam z racji że mieli wstąpić do baru, lecz nie zdążyli, bo złapał ich właśnie deszcz. Tak więc od chwili wyjścia z parku ciągle biegli. Trząsł się z zimna, pociągał nosem, miał czerwone policzki, na jego twarzy oraz dłoniach ciągle widniała krew, a woń papierosów biła od niego z kilometra.

Szatyn wszedł do środka domu i trzasnął za sobą drzwiami, oddzielając dźwięk burzy ciągnącej się nad miastem od ciszy panującej w domu. W tle słyszał dźwięki strzału pistoletów, co mogło świadczyć tylko o tym że brunet oglądał jakieś filmy akcji. Brał głębokie wdechy, układając dłonie płasko na drewnianej płycie, stykając również czoło z jej powierzchnią. Czuł w butach wodę, jak i również kropelki krwi zmieszanej z wodą spływające po jego włosach oraz twarzy.

— Wszystko okej? - Zapytał Harry stając kilka kroków za Louisem. — Matko, jesteś cały mokry. - Westchnął.

— Tak? - Louis pociągnął nosem i zezłoszczony oderwał się od drzwi, odwracając się w stronę starszego. — Nie gadaj, kurwa. - Dodał sarkastycznie, rozkładając ręce na boki.

Harry patrzył na młodszego z szeroko otworzonymi oczami. Nigdy nie spodziewał się że zobaczy go w takim stanie, i na dodatek w swoim domu. A w tym miejscu zaczynały się dziać naprawdę dziwne rzeczy; najpierw alkohol, teraz bójka. Coś zaczynało się psuć.

Brunet widział to jak bardzo zdenerwowany był szatyn. Nie wiedział tylko co miał w tej sytuacji robić. Nie wiedział czy ma się pytać, zignorować swoje przypuszczenia, czy może go przytulić. Chciał zrobić coś aby odciążyć szatyna, bo najwidoczniej stało się coś, co sprawiło mu przykrość. Tylko bał się jego reakcji na cokolwiek.

Niebieskooki parsknął pod nosem i zrobił krok w przód, sprawiając że na podłogę od razu upadło sporo ciężkich kropel.

— Wróć tam. - Polecił brunet układając dłoń na ramieniu młodszego, pchając go na drzwi. — Kto cię tak sprał?

Szatyn zderzył się łopatkami z drewnianą powłoką, biorąc przy tym głęboki wdech. Harry ściągnął ze swojego ciała czarną koszulkę i przyłożył ją do twarzy młodszego, zaczynając wycierać krew oraz deszcz z każdego możliwego miejsca, aby ta nie spływała na jego ubrania.

— To nie jest twoja krew. - Westchnął po czym odrzucił koszulkę na bok i w szoku złapał szatyna za nadgarstki. — Louis, co ty zrobiłeś?

Oczy szatyna zeszkliły się mocno. Nie był gotowy na taką rozmowę. Odebrał te słowa w inny sposób. Co zrobił? To w głowie Louisa zmieniło wydźwięk na coś ty narobił, a to wiązało się z tym że poczuł się o coś obwiniony. Ale on tylko bronił swojej mamy. Kochał swoją mamę. Jego mamy już nie było. Nie był zły, prawda? Chciał dobrze. Popatrzył na swoje pozdzierane kostki i zaszlochał głośno, w sekundę wybuchając płaczem. Był okropny. Pobił kogoś niemal do nieprzytomności. Zachowywał się jak zwierzak.

— Matko. - Jego głos się załamał, a on sam bezsilnie po prostu wtulił się w nagi tors Harry'ego.

Brunet zaczął głębiej oddychać. Jego reakcja była spowodowana przez dwa elementy- pierwszym było to, że Louis był zimny jak sopel lodu i trząsł się zmarznięty w jego objęciach, a drugim zaś, że loczek nie miał zielonego pojęcia co do cholery jasnej się stało.

— Louis, nie płacz, proszę. Jesteś już bezpieczny. - Obiecał mu i zaczął kojąco gładzić po mokrej białej kurtce, która teraz nie była już do końca biała, ba, miejscami nawet znajdowały się na niej czerwone plamy. — Louis, spójrz na mnie. - Poprosił naprawdę nie potrafiąc słuchać płaczu młodszego.

My Shield | Larry FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz