Dodatek #04 (Ostatni)

894 42 49
                                    


Louis obudził się z przeciągłym jękiem, czując ścisk w podbrzuszu.

Nie sądził, że zostanie obudzony przez swój własny orgazm. Louis nie spodziewał się, że w ogóle kiedykolwiek doświadczy czegoś takiego. Ale doświadczył- i już mógł stwierdzić, że to było niesamowite.

Pierwszy raz od dawna poczuł ukojenie i rozluźnienie o poranku, nagłe rozbudzenie, dawkę energii i szczęście. Dziwną świeżość, która sprawiała, że od razu poczuł się dobrze.

— Dobrze się bawisz? - Zapytał zachrypniętym głosem, przeczesując między palcami włosy bruneta, który przysiadł między jego nogami, z kocykiem na plecach, przełykając to co otrzymał od Louisa.

— Żebyś wiedział. - Przytaknął i od razu uśmiechnął się szeroko. — Cudowny poranek, prawda? Coś dziwnego wisi dziś w powietrzu. Jest tak... Lekko. - Mówił z uśmiechem na twarzy, po czym ułożył dłonie po obu stronach głowy szatyna, pochylając się, aby skubnąć go wargami w usta. — Dzień dobry, piękny.

— Nie wiem co jest dziś na świecie, ale zdecydowanie takie poranki jak ten przechodzą do moich ulubionych. - Oznajmił i leniwie ułożył dłonie na karku i na potylicy bruneta, zaczynając masować skórę jego głowy, przyciągając go do siebie ponownie. — Dzień dobry, kochanie. - Mruknął przed tym jak złączył ich wargi w pocałunku, lecz jego buziak był dużo głębszy i słodki. — Robimy coś dziś?

— Cóż... - Westchnął zielonooki drapiąc się po ramieniu, finalnie opadając tuż obok szatyna, układając się na lewym boku, pozwalając na to aby ten wtulił się w jego tors, przytrzymując go przy tym za biodro. — Wezmę prysznic, zjemy śniadanie, pójdziemy na spacer, wrócimy, wypijemy gorącą herbatę, poprzytulamy się na kanapie, zrobimy obiad, zjemy obiad, pogramy, pojedziemy w plener, i później... Chciałbyś pojechać do mojej mamy? Może pogadam z Gemmą.

— Tak za tobą tęskniłem. - Oznajmił przytulając się mocniej do jego ciała. Uwielbiał kiedy Harry planował im dzień co do jednej czynności. Był przeuroczy. I wrócił. — Gemma nie będzie zła o to, że mi powiedziałeś? - Zapytał zadzierając głowę do góry.

— Jesteś członkiem rodziny. - Odparł pewnym głosem. — Nie będzie zła, o ile nie będziemy jej na siłę mówić o aborcji.

— Nie wspomnę ani słowa. Chcę je zobaczyć, naprawdę dawno tam nie byłem.

— I cudownie.

— A ty? Kiedy ostatnio tam byłeś?

— Tydzień temu. - Westchnął zawijając wargi w cienką linię. — Co na śniadanie? - Zapytał uśmiechając się, unosząc brwi w górę, przekręcając głowę w bok.

— Co zaproponujesz? - Zapytał Louis odwzajemniając uśmiech.

— Mam ochotę na coś słodkiego. Gofry?

— Idealnie.

— Poleż i znajdź jakiś film, okej? Ja zrobię. - Polecił brunet i pochylił się, całując niebieskookiego w czoło.

Harry zwlókł się z łóżka, stając przed ławą. Wyciągnął się mocno w górę a następnie w boki, po czym opuścił swój tors w dół z przeciągłym jękiem. Louis zaśmiał się na ten ruch, przekręcając się na bok w jego stronę.

— Harry. - Gwizdnął zwracając na siebie uwagę zielonookiego, który pytająco uniósł brew w górę. — Kocham cię, staruszku.

Styles zaśmiał się głośno, po czym pokręcił głową na boki i zgarniając swój telefon ze stolika, ruszył w stronę kuchni. Louis sięgnął po pilot, po czym włączył telewizję, szukając filmu.

My Shield | Larry FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz