—
#myshieldff na Twitterze!
—Odwieźli Luke'a do domu, zabierając się na komisariat.
W samochodzie panowała cisza, której żaden z nich nie chciał przerwać; Louis nadal udawał wściekłego, lecz najlepsze było to że nawet na takowego wyglądał, co zaś wiązało się z tym że Harry wolał się nie odzywać.
Brunet zostawił samochód na parkingu, po czym równo z młodszym opuścili radiowóz, kierując się do jego samochodu. Stwierdził że nie będzie marnował czasu na przebieranie się na komendzie, i najlepszym jego pomysłem było to, aby przebrać się w domu.
— Harry! - Nagle obaj zostali zatrzymani przez Jerry'ego, który wybiegł z budynku, uśmiechając się do bruneta.
— Co jest? - Zapytał starszy otwierając drzwi, wsuwając jedną nogę do pojazdu. — Wsiadaj. - Kiwnął głową w stronę Louisa.
— Więc zastanawiałem się czy może jesteś wolny dziś wieczorem. - Powiedział delikatnie zestresowany, i już po tym zdaniu Harry wiedział że jego odpowiedź to nie. — Moglibyśmy skoczyć do kina, nie wiem, na jakieś jedzenie. Jak chcesz to możemy też po prostu posiedzieć u ciebie albo u mnie.
— Emm... - Brunet zaśmiał się nerwowo i opuścił głowę w dół, kładąc dłoń na swoim karku, zaczynając go pocierać. Po sekundzie uniósł wzrok na znajomego i zawinął wargi w cienką linię, kręcąc głową na boki. — Nie dziś. Przepraszam. - Wzruszył ramionami i nie czekając na jego reakcje wsiadł do samochodu.
— Wow. Masz branie. - zamruczał Louis uderzając językiem w podniebienie, aby następnie pokazać swoje zęby. Tym ruchem rozśmieszył Harry'ego, który stwierdził że szatyn wygląda jak kotek niż lew czy inny tygrys którego udawał.
— Ty też. - Odpowiedział unosząc brew w górę. — Jak się nazywa? Pytałem się o to czy nie? Zapomniałem. - Machnął ręką i odpalił pojazd.
— Luke. - Odpowiedział Louis czując delikatny zawód. Co jeśli jego misja wywołania zazdrości w Harrym nie wypali, a zamiast tego sprawi że Harry jeśli coś czuje (o ile) to po prostu go sobie odpuści? Zaczął panikować. — Ale to nic poważnego, nie wiem, nawet mi się nie podoba. W sensie, aż tak, bo jest przystojny, ale nie wiem. Nie mój typ. — Powiedział na jednym wydechu. — Nigdy nie znajdę nikogo dla siebie, życie ssie.
— Na pewno ktoś ci się trafi. - Powiedział luźno. — Życie wcale nie jest aż takie złe. - Zawiesił się przekręcając głowę w stronę szatyna, unosząc palec w górę. — Właściwie, to jest dobre. Naprawdę w porządku.
— Nie będę romantyzował życia. - Fuknął przekręcając głowę w stronę szyby, podpierając podbródek na dłoni, układając łokieć na drzwiach.
Louis wiedział że jego życie było do dupy. Wiedział o tym, tak samo jak Luke, który jednak w praktyce nie wiedział, a jedynie namawiał go do złego. Ale czy może być coś co pogorszy jego stan? Czy naprawdę alkohol był aż taki zły? Szatyn gwałtownie spuścił spojrzenie w dół, patrząc na korek z boku swojego plecaka. Zagryzł dolną wargę i wrócił wzrokiem do widoku za oknem, zaczynając myśleć o wszystkim jednak w bardziej pozytywny sposób.
Zerknął na Harry'ego. Wiedział że ten akceptuje to, że pali, jednak czasem naprawdę widać niechęć plączącą się po jego twarzy. Louis zaczął zastanawiać się czy na alkohol będzie reagował tak samo. Jedynym powodem dla którego wahał się aby spróbować był on. No i jeszcze jego ojciec. Nie chciał być jak on.
— Cóż... - mruknął zawstydzony. Nie wiedział co miał w tej sytuacji zrobić. — Wszystko okej? - Upewnił się zerkając na Louisa z uniesioną brwią.
CZYTASZ
My Shield | Larry Fanfiction
FanfictionLouis Tomlinson; syn komendanta, który zdecydowanie nie radzi sobie z życiem, o wychowaniu syna już nawet nie wspominając. Jest też i on- Harry Styles, policjant, który jest dla Louisa jedyną deską ratunku w pomocy z wyrwania się z domu alkoholika. ...