#29 First of December

758 60 61
                                    



#myshieldff na Twitterze!

— Louis! Louis!

Szatyn stanął w miejscu, wyciągając słuchawki z uszu. Zdziwił się kiedy Zayn i Oli biegli w jego stronę, a na ich twarzach nie było wymalowanego szczęścia i radości, tylko raczej przejęcie.

— Co jest? - Zapytał wyciągając rękę w stronę rudowłosego, lecz ten kompletnie to zignorował.

— Jest tu Harry. - Oznajmił czarnowłosy. — Wszyscy mówią że ktoś diluje w szkole.

— I co z tego? - Dopytał niebieskooki marszcząc brwi.

— Cóż, mam przy sobie trochę zielonego. - Oznajmił cicho. — Proszę, musisz coś zrobić.

Louis zmarszczył brwi, bo jeszcze nigdy z rana nie przytrafiło mu się nic takiego. A wstał pół godziny temu, więc tym bardziej nie ogarniał tego co dzieje się wokół. Zamknął oczy i zaczął kolejno analizować sytuację- nie tworzył żadnych wywodów, i kiedy po prostu zrozumiał że Zayn potrzebuje pomocy, zadał sobie jedynie jedno pytanie- co tu robi Harry, skoro ma jeszcze urlop?

— Gdzie on jest? - Zapytał szatyn przymykając oczy, ciężko przełykając ślinę.

— Nie wiem, kurwa, chodzi z jakimś rudym po korytarzach. - Westchnął brązowooki.

— Wyluzuj. To Harry, nic nam nie zrobi. Ale jak tak bardzo ci zależy, to z nim pogadam. - Przytaknął wzdychając cicho.

— Jesteś prawdziwym szczęściarzem. - Wtrącił Oli. — Wszyscy na niego patrzą tak, jakby mieli go pożreć. A on jest twój.

Louis zaśmiał się pod nosem, spuszczając głowę w dół. Przetarł twarz dłonią i chrząknął cicho, biorąc głębszy wdech i unosząc głowę w górę.

— Cudowna zmiana tematu, doceniam. - Przytaknął z wymuszonym uśmiechem na twarzy.

Nie czuł się zbyt dobrze, zważając na dręczące go myśli o ojcu i jego słowach, oraz przez fakt, że przepłakał sporo czasu aż do późnych godzin nocnych. Tak naprawdę to nie wiedział ile spał, bo kiedy tylko zamykał oczy, zaraz je otwierał, jego ciało przechodziły dreszcze a do oczu znów napływały łzy.

Naprawdę nie rozumiał co stało się kilka godzin temu w jego domu. Porozmawiał z ojcem pierwszy raz od naprawdę długiego czasu, i nie potrafił pojąć tego, że wszystko stało się naprawdę. Że Troy naprawdę starał się go przeprosić, że Louis sam zebrał się na odwagę, i powiedział to co myślał. To było kompletne oderwanie od rzeczywistości.

I takie momenty były najgorsze. Naprawdę były okropne, bo Louis miał papkę zamiast mózgu. Nie potrafił trzeźwo myśleć, i czuł, że wariuje.

— Pójdę go poszukać. - Zadecydował i wyminął przyjaciół.

Louis szedł przed siebie, czując na sobie spojrzenia wszystkich. Mimo tego iż wiedział że nikt nawet w jego stronę nie zerkał. Nienawidził tego uczucia, bo wyobrażał sobie coś, czego nie było, przez co oszukiwał sam siebie. Miał wrażenie że każdy kto siedział na korytarzu patrzył na niego, a każde wypowiedziane słowa, to zdania które tworzą ludzie, którzy go obgadują.

Nagle zauważył przed sobą Luke'a. Postanowił nie zmieniać swojego chodu czy wyrazu twarzy, nie czując takiej potrzeby. Włożył dłonie do kieszeni spodni i szedł przed siebie, chcąc ujrzeć tylko i wyłącznie Harry'ego.

— Hej, Louis. - Zatrzymał się czarnowłosy, stając przed niebieskookim. — Jak tam spotkanie z Alexem?

— Z kim? - Zapytał szatyn marszcząc brwi. — To ten skurwiel który mnie nachodzi, a jego brat jest złodziejem?

My Shield | Larry FanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz