— Proponujesz mi funkcję reprezentacyjną za granicą? — spytała Granger mocno rozkojarzona słowami Śmierciożercy. Ten niespiesznie pokiwał głową na potwierdzenie. — Przez to, że tracisz grunt pod nogami? — dopytała w złośliwości, ale zachowała uśmiech dla siebie.
Śmiechem za to parsknął Malfoy.
— Szczerze mówiąc to tak — odparł rozluźniony. — Jednak wstrzymałbym się z nazywaniem tego pełnym etatem, a bardziej delegacją.
— Nikt nie uwierzy w słuszność mych racji, jeśli będą głoszone z twojego ramienia.
— Potraktuj to jako... wycieczkę? — dopowiedział.
— Kim jestem, aby w tym uczestniczyć? Aurorem? Ministrem Magii? W świecie — zakręciła palcem w wannie, tworząc na tafli nieudolny okrąg z resztek mydlin — jestem uważana nie za bohaterkę wojenną, a za kolaborantkę. Czasy mojej świetności medialnej dawno minęły. A poza tym, kto powiedział, że w ogóle chcę stać u twego boku?
Dziewczyna strząsnęła resztki wody z palców jednym, płynnym ruchem. Wciąż wilgotną dłoń położyła pod swoją brodę, opierając się większością ciała o brzeg wanny. Siedziała na kamiennej podłodze, prostopadle do zanurzonej sylwetki mężczyzny. Lekkie, pomarańczowe światło lampki dawało poczucie intymności i spokoju.
— Mój świat nie jest tak zły, jak ci się wydaje. Wysnuwasz dużo błędnych wniosków, bo jesteś w epicentrum wydarzeń. — Obrócił się wciąż zanurzony, aby być przodem do szatynki. Również oparł się ramionami o skraj wanny, tuż obok dziewczyny. Niezniechęcony ułożył na przedramionach prawy policzek, obserwując Granger. Kropelki wody zaczęły skapywać z mokrego ciała wprost na posadzkę. — Widzisz największe szambo z tego wszystkiego. Najgorszą wersję mnie. Jednak bez radykalizmu, do którego ostatnimi czasy uciekam się codziennie, Voldemort żyłby dalej. — Deszcz lunął w jednym momencie, sprowadzając za sobą szum i dudnienie w wysokie, gotyckie okna. Szare oczy zachmurzyły się momentalnie, jak gdyby dopasowując się do ponurej pogody za szybą. Bywało tak wcześniej, jeszcze na Grimmauld Place. — To bardzo skomplikowane, Granger. Obiecuję, że będę starał się pokazać ci, że jest inaczej. Potrzebuję cię. Nie jest to polecenie, a prośba — kontynuował łagodnie, obniżając ton swego głosu. — Nie mogę ci powiedzieć obecnie wielu rzeczy z jednego powodu, przez który również Lovegood czy Lupin wiedzą gówno o obecnej sytuacji. Bezpieczeństwo.
— Musisz mi powiedzieć cokolwiek — szepnęła Hermiona delikatnie.
— Na to jeszcze nie przyszła pora.
Czarownica zacisnęła usta rozczarowana, jednak nie odpuściła spojrzenia. Wyglądało na to, że kalkulował. Patrzył się wprost na nią, a jego oczy były beznamiętne, jakby odpłynął gdzieś myślami. Nie mrugnął ani razu w przeciągu minuty ciszy. Jedynie palec wskazujący pod jego brodą drgnął lekko, a mężczyzna w tej samej chwili wrócił do rzeczywistości.
Spod bladych powiek dostrzegła lśniący błysk. Wrócił do niej, ale wciąż milczał. Sztywno wyprostował się i wstał, a Gryfonka odchyliła się w tył, aby nie zmoknąć. Całe ciało pokryte było w pojedynczych kroplach, które błyszczały w pomarańczowym promieniu. Światło igrało z nimi, zaznaczając cieniem odstające blizny oraz mięśnie spiętej sylwetki. Zwłaszcza na ramionach i przedramionach. Z jednego z nich odznaczał się Mroczny Znak, który jako tatuaż sam w sobie nadawał arystokracie cholernej charakterności.
Malfoy oblizał suche wargi i rozejrzał się za ręcznikiem, a dziewczyna przechyliła głowę zaciekawiona.
— We Francji zajmiemy się dopięciem planu, przez który zginie między innymi Bellatrix Lestrange — rzekł z pełną powagą, od razu oczekując reakcji. Nie zawiódł się. Brązowe tęczówki zostały przysłonięte rozszerzającymi się ze zdziwienia źrenicami. O rumieńcu, który wykwitł chwilę wcześniej na piegowatych policzkach, wolał nie wspominać.
CZYTASZ
Chłód [Draco x Hermione]
RomanceKobieta zmarszczyła żałośnie brwi, skrzyżowała ramiona na piersiach i bezwładnie oparła się barkiem oraz czołem o framugę. „Przepraszam", powiedziała cicho. Powoli uniósł swój ulubiony, gliniany kubek z zimną już kawą. Upił łyk. Wciąż się nie obróci...