— Cicho! — syknął wściekle Nott, a jednak nie zabrzmiało to groźnie, zapewne przez alkohol, który wcześniej wypił. Brunet chwycił czarownicę za ramię, chowając ją za najbliższym filarem.
Granger nie zdążyła nic powiedzieć. Ledwo ciche westchnięcie opuściło jej usta, gdy niemal osunęła się na podłogę, odzwyczajona od aportacji. Wieczorne trunki także nie pomagały w utrzymaniu równowagi. Percepcja była zaburzona przez obrzydliwie natrętne zawroty głowy, zaś na żołądku poczuła ciężkość i nacisk. Ochoczo oparła głowę o wcześniej wspomniany filar, doceniając jego chłód.
Theodore pokręcił głową, gdy zobaczył bladą twarz dziewczyny.
— Cholera jasna, będę miał przez ciebie niemały problem — rzekł cicho. Ostrożnie wychylił się zza ściany, spoglądając na korytarz. Światło było delikatne, lecz wystarczające. Lampiony po obu stronach paliły się łagodnie. Na ich szczęście, z przyzwyczajenia przeniósł ich w miejsce bez portretów. Nie wszystkie koniecznie spały o tej porze.
— Musimy się skradać? — zapytała szeptem Hermiona z zamkniętymi oczami.
— Nie chcę wzbudzać sensacji. Technicznie rzecz biorąc, nie jesteśmy już uczniami.
Gryfonka w końcu oderwała się o własnych siłach od ścianki.
— Wszyscy śpią. Jak chcesz mi pokazać, jak wygląda to na co dzień?
— Możemy włamać się do dormitoriów.
— Chyba kpisz — prychnęła.
— Oj, nigdy tego nie robiłaś?
— Nie będę włamywać się do pokojów wspólnych czy sypialni dzieciaków — wzbraniała się. — Jest to coś innego, gdy jest się nastolatkiem, a druga rzecz to naruszanie przestrzeni małolatów, będąc dorosłym.
O dziwo, posłuchał się jej.
Przeszli sporą część korytarzy i faktycznie nie napotkali ani jednego Śmierciożercy. Jedynie przez chwilę, gdy skręcili po raz kolejny, gdzieś za rogiem mogli spostrzec kawałek szat Krwawego Barona, które szybko zniknęły z pola widzenia. Poruszali się głównie w lochach Ślizgonów umiejscowionych pod jeziorem. Znajome rejony dla Theodore'a.
— Kto z was może się tu jeszcze aportować?
— Ja, Snape, Malfoy... — westchnął, myśląc w międzyczasie o dalszej części odpowiedzi. —- To wszystko. O reszcie decyduje McGonagall. — Wzruszył ramionami. Gdyby nie elegancki ubiór to przez brak zarostu, a także swobodną postawę — luźny chód z rękoma w kieszeniach spodni — wszyscy inni mogliby wziąć go za ucznia.
— Muszę przyznać — zaczęła dziewczyna, nieco żywsza; wciąż rozglądając się po budowli — nie ma tu ani śladu wojny.
— Taki był cel.
Zbliżali się do rozwidlenia korytarza. Nie spieszyli się, korzystając z okazji, aby spokojnie przeżywać wspomnienia na nowo. Niektóre z postawionych na bokach rzeźb szatynka pamiętała doskonale z przeżyć, ale i z „Historii Hogwartu".
W pewnym momencie usłyszeli cichy kaszel, dobiegający z przodu. Ostrożnie zatrzymali się tuż przed zakrętem.
— Gdzie ja mam... — Damski głos odbijał się echem od ścian. Hermiona przezornie wychyliła się zza rogu, podglądając postać.
Minevra McGonnagall niespiesznie poklepała się po bokach szat, jakby szukając czegoś w kieszeniach. W zamyśleniu patrzyła się w bok, w kierunku latarenki, co umożliwiło dziewczynie przyjrzenie się nauczycielce z pewnej odległości. Postarzała się, choć nie było w tym nic dziwnego. Ostatnich lat z pewnością nie mogła nazwać spokojną starością. Na czubku nosa leżały cienkie okulary, spod których ujawniały się głębokie zmarszczki na policzkach.
CZYTASZ
Chłód [Draco x Hermione]
RomanceKobieta zmarszczyła żałośnie brwi, skrzyżowała ramiona na piersiach i bezwładnie oparła się barkiem oraz czołem o framugę. „Przepraszam", powiedziała cicho. Powoli uniósł swój ulubiony, gliniany kubek z zimną już kawą. Upił łyk. Wciąż się nie obróci...