Nie mogła nic przełknąć.
To było do niej niepodobne, jednak w takich chwilach, po kapitulacji połowy Zakonu i w niej zniknęła wola walki.
Hermiona zauważyła ich spojrzenia. Niektórzy traktowali ją jak zdrajczynię. Sypiała z wrogiem, a potem weszła do sali, przebrana w czyste szaty, z zagojonymi ranami, podczas kiedy reszta jej przyjaciół ledwo trzymała się na nogach. To, że nie wystąpiła przed szereg, nie było wystarczającym usprawiedliwieniem. Nie winiła ich. Też rozważałaby taką możliwość na ich miejscu. Bo czy można było wytłumaczyć, że wszystko posypało się tak nagle? Że wszystkie plany i marzenia o pomyślnym końcu runęły w ciągu kilku minut?
Harry nie przeżył.
Voldemort zginął.
Ku ironii, jego śmierć okazała się gorszym losem dla Zakonu, niż czasy, w których wypowiadał im wojnę. Wtedy byli choć pozornie wolni, a przede wszystkim pozostawali we wszystkim razem. Malfoy nie robił pochopnych rzeczy. Przedstawienie w Wielkiej Sali miało ich podzielić, pokazać słabości i jego dominację. Granger wydawało się, że osiągnął swój cel.
Najmądrzejsza czarownica swoich czasów pozostawała bezsilna. Nie wiedziała, co ma zrobić, jaki następny krok podjąć. Pozbawiono ją możliwości. Pomoc innym była niemożliwa, skoro nie mogła uratować nawet siebie.
Przetarła zmęczoną twarz, marząc o odrobinie snu.
x
Gdy przebudziła się, była noc. Raziło ją światło lampki nocnej, stojącej na etażerce. Nie chcąc wybudzać się z upragnionego snu, zakryła oczy ramieniem, lecz gdy miała już ponownie oddać się marzeniom, usłyszała westchnięcie. Doświadczona wojną, poderwała się gwałtownie, ściskając poły szat. Jej oddech był szybki, nierówny, a ciemne oczy rozszerzyły się, szukając zagrożenia.
— Spokojnie, nie gryzę — rzekł przekornie Malfoy, siedząc na skraju łóżka. Jego sylwetka pozostawała pochylona, gdy obserwował ją kątem oka. Nie wiedziała, kiedy wszedł do sypialni. Żaden dźwięk, kroki nie zaalarmowały jej w trakcie snu, lecz wiedziała, że minęło trochę czasu. Blond włosy były lekko zmierzwione, koszula pognieciona, a zwykle chłodne oczy nabrały delikatnych iskier.
Kobieta wciąż dyszała, z niepokojem spoglądając na mężczyznę. Mocniej ścisnęła poły piżamy.
— Czy to jest to, co robisz każdej nocy, kiedy próbuję zasnąć?
Próbowała opanować nerwy, jednak pierwszy stres dopiero mijał. Ułożyła dłoń na klatce piersiowej, jak gdyby miało jej to pomóc i stworzyć więcej przestrzeni osobistej wokół ciała. Zignorował jej pytanie, czując nawiązanie do ich rozmów z czasów Grimmauld Place. Skinieniem głowy wskazał na jej pierś.
— Przeszło?
Zamrugała, podążając za jego wzrokiem. Rana faktycznie goiła się szybciej, a czarne obwódki pod opatrunkiem zniknęły. Skinęła głową, a niewygodna cisza zapadła, psując atmosferę jeszcze bardziej.
Miała ochotę wykrzyczeć mu tyle rzeczy prosto w twarz. Większość z nich byłaby bezcelowym przypomnieniem o jego niechlubnych osiągnięciach. Strzepała z poduszki niewidzialny pył.
Przegrała.
Nie mogła się powstrzymać.
— Wiesz, Draco... — Poczuła nieodpartą chęć ugryzienia się w język. Nie chciała go tak nazywać. Jego imię naturalnie wypłynęło z jej ust. Przekleństwo również cisnęło się na jej wargi, ale zdusiła je w sobie. Malfoy uniósł brew zaciekawiony. — Zwą mnie najmądrzejszą czarownicą od czasów Roveny Ravenclaw, ale im dłużej cię znam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że nie mają racji. — W nerwowym geście zaczesała palcami swoje loki w tył. — Jak to możliwe, że przez tak długi czas nic nie zauważyłam? Rzuciłeś na mnie zaklęcie, czy tak dobrze manipulowałeś?
CZYTASZ
Chłód [Draco x Hermione]
RomanceKobieta zmarszczyła żałośnie brwi, skrzyżowała ramiona na piersiach i bezwładnie oparła się barkiem oraz czołem o framugę. „Przepraszam", powiedziała cicho. Powoli uniósł swój ulubiony, gliniany kubek z zimną już kawą. Upił łyk. Wciąż się nie obróci...