28

447 41 5
                                    

— Będziemy musieli to przemyśleć — westchnął szef Departamentu Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, kręcąc jednocześnie głową. Błądził wzrokiem po ścianach.

— Proszę pamiętać, że czas jest luksusem, którego nie mamy — przemówił Nott, będąc pod działaniem tłumaczącego zaklęcia. Nawet teraz jego francuski brzmiał pokracznie. Samogłoski w jego ustach dźwięczały za krótko, rozmieszczone i zaakcentowane nieodpowiednio.

— Tak naprawdę dziś wracamy do Londynu, panowie — obwieścił Syriusz. Hermiona posłała mu krótkie, cięte spojrzenie, które na moment pochwycił.

Nie wiedziała tego, a to był kolejny fakt, który ją sfrustrował. Wciąż dostawała zaledwie okruchy informacji. Po tym wszystkim?

Francuzi zamilkli na moment, robiąc niewybredne, niezadowolone miny. Wzrok przenieśli na siebie nawzajem, kontemplując ustalenia w ciszy. Napięcie w pomieszczeniu rosło. Chyba wszyscy mogli dobitnie zauważyć, jak wąs Ministra Magii nerwowo drży.

x

Niekomfortowa cisza gościła między Snapem oraz Hermioną, którzy jako pierwsi dotarli do hotelu. Czarownica spojrzała na masywne, drewniane drzwi przed sobą, zadzierając podbródek. Budynek był zarówno obskurny przez swe szare, popękane ściany, jak i piękny, dzięki donicom kwiatów zawieszonych przy okiennicach.

— Granger, rusz się — nakazał niemrawym tonem Severus, który cierpliwie czekał, aż dziewczyna wejdzie na schodki prowadzące do wejścia.

Hermiona spojrzała się na niego, obudzona z lekkiego stuporu. Nienawidziła otępienia.

— Właściwie — zaczęła, uśmiechając się lekko — masz może mugolskie pieniądze?

— Słucham? — Oczy Snape'a rozszerzyły się lekko i był to jedyny przejaw zdziwienia, jaki wyraził. Niewinnie włożyła dłonie do kieszeni swojego płaszcza i ukryła brodę oraz usta za tkaniną wełnianego szalika. — Chyba nie zamierzasz paradować beztrosko po ulicach?

— Nie ma tu Zakonu, nie ma tu innych Śmierciożerców. Nikt mnie tu nie zna. Oczywiście, że zamierzam — odpowiedziała ze schowanym za ubraniami uśmiechem.

Severus uniósł lewą brew, sceptycznie oceniając jej pomysł. Jego czarne oczy ślizgały się po jej sylwetce w górę i w dół. Ktoś minął ich na wąskim chodniku, równie ostro oceniając ubiór czarodzieja swoim spojrzeniem

x

— Twoja ptaszyna wyrwała się ze złotej klatki.

Trzy męskie głowy uniosły się na te słowa, a mężczyźni spojrzeli na wchodzącego do ciasnego pokoju Snape'a.

Śmierciożercy siedzieli na brzegach łóżek, lekko zgarbieni i pochyleni do przodu. Ewidentnie została im przerwana bardzo intensywna dyskusja.

Mistrz Eliksirów zlustrował ich ciętym spojrzeniem i po zamknięciu drzwi nie ruszył się nawet o cal.

— Dokąd poleciała? — zapytał spokojnie Malfoy, wstając. Sięgnął po paczkę papierosów z parapetu.

— Znając Granger, pospieszyła do najbliższej księgarni. — Na krótki moment kącik ust Severusa uniósł się subtelnie.

— Absolutnie mnie to nie dziwi — wtrącił Syriusz, który wyglądał na rozbawionego.

Malfoy włożył papierosa do ust.

— Przyda jej się to — skomentował krótko Draco. Nie obawiał się o to, czy wróci.

Ufał jej.

x

Zapadający zmierzch oplatał swym aksamitnym płaszczem malownicze miasteczko. Brukowane uliczki były oświetlane przez czarne, mosiężne lampy z poprzedniej epoki, rzucające ciepłe światło na tłum. Ludzie wciąż gdzieś się spieszyli, trzymając dłońmi swe czapki, aby nie zwiał ich wiatr. Pędzili z torbami zakupów i gazetami upchniętymi za pazuchą.

Chłód [Draco x Hermione]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz