6

3.1K 159 25
                                    

— Co ci się stało? — zapytała po dłuższym momencie ciszy. Oderwała kciuk, który nerwowo błądził po jej ustach.

Odpowiedział na jej wszystkie pytania, wręcz zdawało się, że podjęła już decyzję. Hermiona była uparta. Wypytywała o wszystko, co przyszło jej do głowy w związku z propozycją posiadania dziecka. Widząc Malfoya w tym stanie, nie podważała tego, czy naprawdę posunąłby się do zabicia kogokolwiek. Dla niego to była codzienność. Cel, który uświęcał środki.

Śmierciożerca jeszcze raz spojrzał w dół na swoją koszulę.

— Gobliny o dziwo potrafią rzucać sztyletami — uśmiechnął się szelmowsko, a cisza znów wróciła.

Włosy Granger już dawno wyschły i sterczały lekko napuszone. Historia Hogwartu wciąż leżała nieruszona, a dziewczyna swobodnie chodziła po komnacie, szukając szczotki. Mimo wszystko wzięła sobie do głowy słowa Tonks i bardzo chciała je przetestować, a jej beztroskość zaciekawiła Draco. Starała się nie pokazać drżenia rąk, ani stresu, który sprawiał, że miała ochotę kazać mu wyjść i pójść do diabła. Na szali jednak widniało coś innego niż ona.

— Co stanie się z tymi, którzy nie przeszli na twoją stronę, jeśli nie urodzę ci dziecka? — spytała cicho. Otworzyła kolejną szufladę, a on obserwował ją nieprzerwanie.

— Zabiję ich.

Kobieta drgnęła i odwróciła się powoli, krzyżując ramiona na piersiach.

— Myślę, że nie odważyłbyś się — stwierdziła dumnie.

— Myślę, że aż tak dobrze mnie nie poznałaś.

Uniosła brew, patrząc wyzywająco. Odwzajemnił spojrzenie.

— Nie prowokuj mnie, inaczej poderżnę gardło każdemu z Weasleyów w tej komnacie, na twoich oczach.

Mogłaby przysiąc, że nawet nie mrugnął, mówiąc to. Malfoy pozostawał spokojny, a szare oczy beznamiętne.

Nie blefował.

Tonks, nie miałaś racji.

Po jego nagłym wyjściu zorientowała się, ilu rzeczy musi się jeszcze nauczyć.

x

— Księżyc powoli wschodzi — westchnęła słabo Nimfadora, patrząc za okno komnaty. Zachód słońca ustępował miejsca nadchodzącej pełni i mimo pięknych odcieni fioletu i pomarańczy, widok wciąż był depresyjny.

Lupin odłożył śpiącego syna do kojca i zacisnął do usta. Drewno w kominku trzasnęło, niedawno rozpalone, wyrzucając garść iskier.

— Zostało mi dziesięć minut — mruknął ponuro mężczyzna, wędrując wzrokiem na niebo. — Dawno nie byłem w tej formie, ale wolę Gringotta niż celę z tobą.

— Uwierz mi, ja też. — Uśmiechnęła się smętnie w odpowiedzi. — Lubię mieć rację i wiem, że Hermiona ma nad nim kontrolę, naprawdę.

— W życiu się na to nie zgodzi. Jest zbyt twarda. Nie urodzi mu dziecka pod przymusem.

Tonks nie zgadzała się z nim. Zerknęła na męża z dozą czułości i melancholii. Kłótnia przed wyjściem Remusa to coś, czego nigdy by sobie nie wybaczyła. Odchrząknęła cicho.

— Idź już i wróć żywy, proszę.

x

Dziewczyna wpatrywała się w postać Narcyzy na obrazie, stojąc kilka centymetrów od złotej ramy. Kobieta zdawała się być wyniosła, dostojna i chłodna tak samo jak jej syn. Pozowała w nienagannej, szarej sukni, która doskonale zlewała się z tłem posiadłości. Hermiona zadzierała głowę, jakby zadawała nieme pytania, a może nawet modliła się do postaci. Odruchowo zerknęła na zegar. Powinien już tu być.

Chłód [Draco x Hermione]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz