31

96 7 0
                                    

— Żegnasz się ze mną — powiedziała Hermiona, ale czuła, że brzmiało to jak oskarżenie. Draco spojrzał na nią ciężko. Szare oczy przytłaczały. Wiedział, że zbliża się koniec. Resztkami sił próbował wykrzesać z niego coś dobrego. Coś, co podaruje tylko jej. Swój czas. Malfoy wracał do siebie, swojego pierwotnego stanu. Tego, kim był, kiedy bezradne zauroczenie miotało Granger.

— Już idziesz do pokoju? — wychrypiał w próbie słabego żartu.

Siedzieli tuż obok siebie. Zamkniętą książkę trzymała na swoich kolanach. Draco, kiedy nie patrzył na listy, wpatrywał się w czubek jej głowy lub piegowaty nos z góry. Od czasu do czasu zerknął ponad jej ramieniem, aby zobaczyć, na którym fragmencie baśni jest.

— Ty naprawdę nie bierzesz swojego przetrwania za żadną z dostępnych opcji — wyszeptała z niedowierzaniem. Granger wyprostowała się nagle i odwróciła w jego stronę. Blondyn patrzył na nią beznamiętnie. Sam temat go męczył.

— Biorę. Azkaban jest taką opcją — odpowiedział spokojnym tonem.

— Z pomocą Francuzów nie spędziłbyś tam wieczności. Co najwyżej moment przesłuchań — drążyła bardziej żywiołowo. Malfoy patrzył się na nią łagodnie, ale i z rozbawieniem. — Nie śmiej się. To realistyczny scenariusz.

— Granger, jesteś niepoprawną optymistką — westchnął. Wygodniej osunął się na kanapie, aż nie zrównał się wzrostem z wiedźmą. Tył głowy opadł na ramę sofy. — Samo stworzenie Horkrusków to niewybaczalna zbrodnia.

— Przeszedłeś już przez Łączenie Duszy, które wymagało aktu żalu do jego wykonania. Przecież to ogromny argument. Zwłaszcza że ostatnie będzie ostatecznym dowodem... — Gestykulowała energicznie Hermiona. Draco nie poruszył się już o centymetr.

— Prędzej zginę podczas bitwy, niż doczekam Azkabanu. Kiedy nie będę miał Horkruksa, będę głównym celem.

— W takim razie nie zgodzę się na usunięcie ze mnie cząstki twojej duszy. — Była zawzięta. Malfoy zamknął usta w zdziwieniu, które szybko zastąpiła złość.

— Nie. Nie będziesz bezpieczna, dopóki masz to znamię — odpowiedział już chłodniej.

— Ale wtedy przeżyjesz.

— Umrę w Azkabanie. Po katuszach. Tego mi życzysz?

— Nie manipuluj mną emocjonalnie. — Złość pojawiła się także w oczach Hermiony. — Przesłuchania i sprawdzanie wspomnień dowiedzie, jakie miałeś intencje.

— Ale nie przywróci nikomu życia. — I wtedy oczy Malfoya spowiło łamiące zmęczenie. Hermiona zamilkła. Miał rację, ale jednocześnie żył w błędzie. Dało się go uratować. Mógł przeżyć. Wyglądało jednak na to, że nie chciał. Dziewczyna przeniosła spojrzenie w bok, na podłogę. Myślała. Analizowała. Nie chciała się poddać. Odruchowo chwyciła za dłoń Draco i lekko ją ścisnęła. Zerknął na splecione palce, nie odrywając głowy od oparcia sofy. Ze spokojem zamknął oczy. Dotyk przyniósł ze sobą ulgę. Kciukiem zaczął zataczać kółka na kostce przy palcu wskazującym Hermiony. Doskonale to czuła, ale nie zabrała ręki. — Przestań zadręczać się myślami — dodał cichym, zachrypniętym głosem. Ponownie zyskał uwagę Hermiony, która spojrzała na przysypiającego mężczyznę z żalem.

— Nie możemy tak tego skończyć, Draco — wyszeptała i wzmocniła uścisk na dłoni Śmierciożercy. Nie otwierał oczu, ale za to oddychał spokojniej. Ściągnęła brwi w zmartwieniu, wpatrując się w jego twarz, która wydawała się łagodnieć z sekundy na sekundę. To był on. Wracał człowiek, którego kochała. Tylko po to, aby mogła się z nim pożegnać. Niesprawiedliwość wybrzmiewała zbyt blado między myślami.

Chłód [Draco x Hermione]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz