35

245 18 9
                                    

Zimowe powietrze przeszywało płuca lodowatym chłodem, gdy pierwsze błyski aportacji rozświetliły przestrzeń wokół chatki Hagrida. Śmierciożercy materializowali się jeden po drugim, ich czarne szaty wirowały w powietrzu. Zdezorientowani, rozglądali się wokół, szukając źródła wezwania.

Malfoy i Nott stali na wzgórzu przy polanie z kamiennymi minami, obserwując zgromadzenie. Srebrne maski lśniły w bladym świetle z okiennic Hogwartu, które odbijało się od śniegu.

— Zapaliłbym teraz jak cholera — wymamrotał Theodore, ale tylko Draco mógł go usłyszeć.

Kolejni Śmierciożercy pojawiali się z trzaskiem, tworząc coraz gęstszy krąg wokół ciała Bellatrix. Leżała na brzuchu, jej twarz pozostawała zwrócona do zasypanej śniegiem ziemi. Niedbale rozrzucone, długie loki i ubranie pokrywały się kolejnymi płatkami śniegu. Nie było krwi. Wyciągnięta ponad głowę ręka nie trzymała różdżki.

— Zdrada! — ryknął Malfoy, a jego głos odbił się echem, przyciągając uwagę czarodziejów. Mieli wyciągnięte różdżki.

Czuł, że tatuaż wciąż wił się w nieprzyjemny sposób. Nie wszyscy wezwani zdążyli się aportować, więc należało grać na czas.

Wokół doliny, niewidoczni dla przybywających Śmierciożerców, aurorzy zajmowali pozycje. Rozproszeni w cieniu drzew, ukryci za murkami i w zaroślach, bezgłośnie przygotowywali się do ataku. Specjaliści od barier skupiali się na swoich pozycjach, podczas gdy druga grupa trzymała różdżki w gotowości. Po przybyciu na miejsce, Malfoy dostrzegł tylko Leonarda, który skinął mu głową i zniknął po chwili przy granicy Zakazanego Lasu.

— Snape nas zdradził! — krzyknął, powodując kolejną falę poruszenia.

Czuł napływającą adrenalinę. Większość duszy mu na to pozwalała. Dłonie w rękawicach pociły się, słyszał też szum krwi w głowie.

Czekał na ten moment od kilkunastu miesięcy.

Wąż wił się coraz słabiej.

— Musimy podzielić się na grupy! — Nott włączył się, przybierając swój najbardziej gniewny ton.

Wydawało się, że śnieg padał coraz gęściej.

— Bariery zostały zdjęte?! — odkrzyknął jeden z młodszych rekrutów, rozglądając się po polanie. Oczywiście, że zorientowali się, gdzie są.

— Snape działa z Zakonem! — warknął Draco. Ściskał różdżkę tak mocno, że czuł, że może pęknąć. — Znajdziemy ich i wyrżniemy!

Ostatni trzask.

Tatuaż przestał go mrowić. Pozostały tylko pojedyncze drgnięcia, pojedyncze jednostki, które określił w głowie jako niedobitki.

Uniósł różdżkę w górę, a oni wiernie czekali. Nie wzdrygnęli się, nie uciekli. Byli gotowi na rozkaz.

Zamiast kolejnych słów, zamiast nakazu ataku, przedstawienia taktyki, zobaczyli strzał białego płomienia w niebo.

Potem zapanował chaos.

Aurorzy uderzyli ze wszystkich stron jednocześnie. Błyszczące, srebrne błyski oślepiły Śmierciożerców i dały im chwilę przewagi nad zdezorientowanymi żołnierzami. Błonia eksplodowały światłem i hukiem.

Kilka sekund później, część z nich zaczęła odpierać atak. Inni próbowali aportować się z powrotem w popłochu, jednak już częściowo zmaterializowana bariera powodowała tylko, że na moment rozmywali się w powietrzu, a ich sylwetki wracały na miejsce.

Rozlegały się krzyki i przekleństwa.

Francuzi powoli wychodzili z ukrycia.

x

Chłód [Draco x Hermione]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz