27

519 31 6
                                    

Pokoje, w których zostali ulokowani, były skromne. Nikt, prócz wewnętrznego kręgu francuskiego ministerstwa, nie wiedział o ich przybyciu, więc wszystko zorganizowano w cieniu, w mugolskiej części miasta. Jasnozielona, wyblakła tapeta w blade róże pamiętała lata osiemdziesiąte. Na środku pomieszczenia znajdowało się małe, metalowe łóżko ze świeżą pościelą, etażerka oraz lustro na ścianie. Obdrapana szafa w kącie i lampka z pożółkłym abażurem lekko odstraszały. Nic wymyślnego.

Wymęczona Granger dostała kolację, którą ledwo tknęła. Emocje ściskały za żołądek, a zupa nie pachniała zbyt dobrze, przynajmniej nie na tyle, żeby wzbudzić apetyt. Zamiast tego celebrowała każdą chwilę ze swoją różdżką, obracając nią między palcami. Siedziała pochylona na łóżku w głębokim zamyśleniu.

W pierwszym odruchu po powrocie chciała skontaktować się z kimś z Zakonu. Znalazła nawet pergamin w etażerce, jednak zrezygnowała z tego pomysłu. Cokolwiek działo się teraz, było efektem długotrwałego planowania ze strony wnętrza organizacji. Nie mogła nic popsuć.

Musiała zaufać Malfoyowi.

Tak podpowiadał jej instynkt.

Tylko rozerwanie charakteru nie dawało jej spokoju. Sposób, w jaki Horkruksy oddziaływały na Draco. Jego chłód, ostrość, brak hamulców. O to właśnie zapewne chodziło, o stoicki spokój, trzeźwość umysłu.

Jaki miał motyw?

W wojnie brał udział dla matki i rodziny.

Narcyza była jego oczkiem w głowie. Zapewnił jej bezpieczeństwo u Greengersów, była odsunięta od cyklonu wydarzeń. Równie dobrze mógłby zniknąć z nią gdzieś w Europie, ale umarła jeszcze przed tym, jak zginął Harry.

Granger znała wszelkie odcienie Malfoya. Nie uznawał on czerni czy bieli. Nie poświęciłby się dla ogółu.

W tym wszystkim musiało być coś więcej, coś pod całą skorupką.

x

Nott dostał pokój z Malfoyem. Pensjonat był umiejscowiony na uliczce podobnej do Pokątnej, choć różniącej się stylem architektury, która zdawała się bardziej zabytkowa. Obaj siedzieli naprzeciw siebie przy prostym, drewnianym stoliku.

— Jasna cholera, przeciągnęli mnie — ziewnął Theodore. Kosmyki czarnych włosów wciąż były mokre od prysznica, a na karku spoczywał przewieszony, wilgotny ręcznik. Przygnieciony sennością, podpierał wciśnięty policzek o rękę wspartą na stole.

— Callier coś mówił? — zapytał Malfoy, oparty o krzesło.

Przyjaciel zdobył się na spojrzenie pełne politowania.

— Nic nie rozumiałem, a nie przetłumaczyłem sobie zaklęciem, bo zabrali mi różdżkę. — Blondyn regularnie zapominał o ograniczeniach językowych towarzysza. Wypuścił ostro powietrze z płuc. — Co, kopie rzeczywistość? — uśmiechnął się wrednie Nott, a powieki miał półprzymknięte. Blondyn wpatrywał się w niego swym zimnym, ale i zmęczonym spojrzeniem. Odchylił głowę. — I tak masz lepiej niż my — ziewnął ponownie — masz jeszcze Granger. Dosłownie i w przenośni utrzymuje cię przy życiu — zaśmiał się zadowolony ze swojego żartu. Szczęka Draco napięła się.

— Już niedługo, Nott — odparł ponuro i wyrokująco. Uśmiech bruneta lekko zmalał i stał się melancholijny.

— Ja tam zawsze wolałem być optymistą.

x

Magia kumulowała się w niej do tego stopnia, że zaczęła mieć migrenę. Palce, które trzymały różdżkę zdawały się pulsować od nagromadzonej energii.

Chłód [Draco x Hermione]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz