LXIII

126 5 0
                                    

Siedziała pod autem z godzinę, grzebiąc w kamyku. Wyżłobiła w nim dziurę i delikatnie przełożyła przez niego sznurek. Uśmiechnęła się i zawiązała końce.
Dostała ten kamyk od Daryla dawno temu. W więzieniu, kiedy wrócił z jednego biegu po zapasy. Zrobiła z niego naszyjnik i założyła na szyję.
Nie zamierzała wracać do grupy Olivera. Musiała działać sama, żeby wrócić do rodziny. Ich plany mogły być inne i spowalniali by ją.

Mimo wszystko włączyła krótkofalówkę i powoli zaczęła iść w stronę wyjścia z opustoszałego miasteczka.

- To ona! Ognia!

Lana rozejrzała się od razu. Wyciągnęła łuk i naciągnęła cięciwę. Było ich mnóstwo. Zapaliła strzałę i wystrzeliła w butlę obok kilku. Wybuchła, podpalając ich żywcem.
Schowała się za płotem i po chwili strzeliła w snajpera, który wcale tak dobrze nie był schowany.

Zaczęła się powoli wspinać. Nie wiedziała dlaczego, ale nie atakowali jej, a było ich więcej niż zabiła.
Szła ostrożnie, stawiając każdy krok z bronią w gotowości. Kiedy usłyszała krok, od razu wymierzyła w mężczyznę przed nią.
Trzymał nóż przy gardle Antoine'a. Za nimi było dwóch innych.

- Rzuć broń! Albo zabijemy twojego kolegę. - wykrzyczał w jej stronę. Lana mocniej wymierzyła cięciwę i wtedy facet lekko podciął mu gardło. Choć bardzo chciała go tak zostawić... To nie mogła.

- Dobra. - rozłożyła dłonie na boki.

- Nie! - krzyknął Antoine i mocno uderzył go tyłem głowy w twarz. Złapał go za dłonie i przerzucił przez siebie, zabierając nóż. Odwrócił się do jednego z tyłu i wbił mu nóż w głowę. Nagle zaczął biec na drugiego i razem z nim wypadku w przepaść.

Lana patrzyła na wszystko, nie wiedząc co zrobić. Była w szoku. Nie spodziewała się, że blondyn odda za nią życie, kompletnie jej nie znając. Jęknęła i znowu naciągnęła cięciwę i strzeliła facetowi, który leżał obalony, w głowę.

Spojrzała na linę, która prowadziła do wyjścia nad przepaścią. Złapała za nią dłońmi i podciągnęła się. Oplotła nogami i zaczęła się wspinać. Była w połowie drogi.

- Tam jest! Przeciąć linę!

- O Boże... - szepnęła i przyspieszyła wspinaczkę. Nie zdążyła. Poczuła jak spada, ale mocno trzymała za linę, dlatego też uderzyła w ścianę góry. Automatycznie lina wypadła jej z rąk. W ostatnim momencie wyciągnęła siekierę i wbiła w ścianę, trzymając się na niej. Jęknęła z bólu i spojrzała na nich. Mierzyli do niej.

Wtedy nagle dostał w głowę. Upadł od ciosu kuli. Drugi to samo.

- Osłaniam cię. - odezwał się. Zaczęła się szybko wspinać i po dłuższej chwili stanęła na ziemi. Wtedy rozejrzała się. Zobaczyła bruneta w jednym z okien budynków. Zaśmiał się do niej machając. Bryson.

- Bryson... - zaczęła - Antoine nie żyje. Grozili, że go zabijają. Nie pozwolił mi się poddać.

- Antoine...

- Tak mi przykro.

- Wypiję za niego, kiedy się stąd wydostaniemy.

- Postaram się do ciebie podejść. Dasz radę mnie osłaniać?

- Jasne. Stąd mam na celu wszystkich aż do muru.

- Super...

Zaczęła iść po budynkach. Zastanawiała się dlaczego ktoś zrobił je przy takiej przepaści. Stanęła przy jednej części mostu. Musiała doskoczyć do drugiej.
Wypuściła powietrze i przygotowała się. Skoczyła i ledwo złapała się za belkę. Wtedy zaczęła wchodzić na górę do mostu. Teraz była pod nim. Słyszała, że na nim są ludzie. Chodzili i rozmawiali się sobą.
Powoli szła na niższej kondygnacji mostu. Nie spodziewała się jednak dziury, a przy niej jeden z nich. Od razu ją zauważył. Zaczął wyciągać broń i już padł martwy. Bryson od razu go zabił. Facet spadł do niej w dół. W ostatnim momencie złapała się za belkę zanim kondygnacja się oderwała.
Ludzie u góry zaczęli panikować. Na spokojnie wspięła się po belce. Stanęła na niej i skoczyła do drugiej. Teraz złapała się za podłoże mostu i przechodziła wzdłuż jego długości.

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz