XVII

541 18 0
                                    

- Wszystko w porządku? - zapytał Rick, wchodząc do głównego pomieszczenia. Lana właśnie karmiła małą, a reszta jadła śniadanie.

- Tak. - odpowiedziała Maggie.

- A jak z tobą? - zapytał Hershel.

- Oczyściłem blok z termą. - odpowiedział, stając obok Carla.

- Ilu ich było? - zapytał Daryl.

- Nie wiem, tuzin lub dwa. - odpowiedział obojętnie - Wracam. Chciałem sprawdzić, co u Carla.

- Możemy zająć się ciałami. - zaproponował Glenn. - Nie musisz tego robić.

- Muszę. - Rick podszedł do Daryla - Wszyscy mają broń i noże?

- Tak, ale mamy mało amunicji.

- Pójdziemy dziś po nie z Maggie. - odpowiedział Glenn. - Znalazłem książkę telefoniczną, poszukamy kuli i mleka.

- Oczyściliśmy pomieszczenie elektryczne. - oznajmił Daryl - Axel próbuje naprawić generator, na wszelki wypadek. Sprzątniemy też niższe piętra.

- Dobrze. - odpowiedział Rick, idąc dalej. Zostawił ich tak samych, ignorując wołanie Lany. Westchnęła na to i oddała małą Beth.

Poszła za Rickiem do miejsca, w którym cały czas przebywał. Weszła do środka. Patrzył na nią z wyciągniętą bronią na wszelki wypadek, ale kiedy zorientował się, że to ona schował ją. Rozejrzała się po sali. Było tu mnóstwo szafek, papierów. Był telefon i biurko.

- Mogę? - zapytała, nie wiedząc czy chce ją widzieć. Kiwnął głową, więc usiadła na biurku. Stał obok, nic nie mówiąc i wpatrywał się w nią. - Rick... Nie spiesz się. Wszystko ci zawdzięczamy. Nie pozwoliłeś nam się poddać i ciągle dbałeś o bezpieczeństwo.

- To nie wystarczy. - przerwał jej - Nie jesteśmy bezpieczni.

- Wiem, że chcesz stąd uciec. Uciekaliśmy cały czas.

- Odebrałem telefon. - wskazał na urządzenie obok niej. Zacisnęła usta w cienką linię i wzięła telefon, przykładając do ucha. Nic. Bała się. Bała się, że Rick wyobraża sobie rzeczy, które się nie wydarzają. I czuła, że ma rację. - Ktoś zadzwonił. Kobieta. Mówiła, że mają bezpieczne miejsce. Wybrali numery, a ja odebrałem. Powiedziała, że oddzwonią. Jeśli to coś sensownego, chcę, by nas stąd zabrali. Jeśli jest tam bezpiecznie, idziemy tam. Nie mów jeszcze reszcie. - Lana nic nie odpowiedziała. Spuściła tylko głowę. Rick przyglądał jej się, czekając na jakąś reakcję, ale ta nie nadchodziła. - Po coś przyszłaś?

- Tak. - odpowiedziała, ale westchnęła i pokręciła głową. - To może poczekać na inną chwilę.

- Nie. - zaprzeczył - Mów.

- Czuję się źle... - zaczęła, ale przerwała - Z tym wszystkim. - Rick spojrzał na nią zmieszany - Lori... Nie chciała, żebym zajmowała się jej dziećmi, dlatego stwierdziłam, że Beth...

- Lana. - Rick jej przerwał, podchodząc bliżej - Lori żałowała tego, co powiedziała. Rozmawiałem z nią, jak prosiłaś i... Miała cię przeprosić. Bała się, że... Stanie się to, co się stało i dlatego tak... Bardzo chciała, żebyś się nimi zajęła. Po prostu się bała, że naprawdę tak będzie. - Rick odwrócił od niej wzrok, ponieważ w jego oczach zebrały się łzy. Lana złapała go za policzki i nakierowała do siebie. Starła łzy i mocno go do siebie przytuliła. Trwali tak przez jakiś czas.

•••

Beth przygotowywała jedzenie. Hershel siedział obok Lany, zajmującej się małą, a Carl przyglądał jej się. Spojrzeli na Ricka, wchodzącego do pomieszczenia. Szedł w stronę Lany, która trzymała jego dziecko i przyglądał jej się. Podała mu powoli dziewczynkę.

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz