XXXV

259 9 3
                                    

- Opanowali miasteczko. Oddzielił się z Nicholasem. Pomyślał, że jeśli zdoła wzniecić pożar, odciągnie stąd szwendaczy. - mówiła Michonne, która jako jedyna wróciła. - Usiłowałam pójść zamiast niego. Chciałam. Nie widzieliśmy dymu. Musieliśmy iść dalej. Przykro mi. Powiedział, że jeśli utknie, wyśle nam jakiś sygnał.

- Sygnał? - zapytała Maggie.

- Otwórzcie bramę!

Lana od razu odwróciła się z resztą i spojrzała za nią. Rick biegł na przodzie całego stada szwendaczy. Od razu ruszyła, aby otworzyć mu bramę.

- Otwórzcie bramę!

Rick wbiegł do środka, a one zamknęły za nim bramę. Podbiegła do nich Deanna i Morgan. Szwendacze mocno uderzyły w bramę. Zamknęli płachtę.

Szwendaczy było całe stado. Stali pod murem i tłukli. Wszyscy mieszkańcy się zebrali.

- Słyszeliście ich. - powiedział Rick, kiedy do nich dołączył. - A niektórzy z was widzieli. Połowa stada tu wróciła. W zupełności wystarczy, aby nas okrążyć. Wiem, że się boicie. To dla was nieznany dotąd widok. Nie byliście jeszcze w takiej sytuacji. Ale póki co nic nam nie grozi. Uderzenie nie uszkodziło blachy. Wzmocniliśmy ją na wszelki wypadek. Mur wytrzyma. A wy? Pozostali wkrótce wrócą.

- Z pewnością. - powtórzyła Rosita, stojąca obok Lany, która spuściła głowę. Rick spojrzał na nią. Cała poobijana.

- Daryl, Abraham, Sasha mają pojazdy. - powiedział Rick - Odciągną stąd stado. Glenn i Nicholas będą mogli wrócić główną bramą. Wiedzą, co mają robić. My też mamy swoje zadanie. Musimy ograniczyć hałas do minimum. W nocy zasłaniajmy okna, a najlepiej w ogóle nie włączajmy światła. Ma tu być cicho, jak na cmentarzu. Może sobie pójdą.

- To miejsce jest cmentarzem. - powiedziała kobieta. Rick pokiwał głową.

- Stado wydostało się z kamieniołomu i zmierzało w naszą stronę. - oznajmił Aaron, wychodząc na środek - Całe. Dzięki planowi Ricka udało się nam ich zatrzymać. Połowa odeszła. Jakiś czas temu byłem z Darylem w terenie. Ja chciałem przeszukać fabrykę konserw, ale Daryl wolał szukać ludzi. Stanęło na moim. I wpadliśmy w pułapkę. Straciłem plecak. Musieli nas śledzić. Tamci napastnicy... Trafili tutaj z mojej winy.

- Jeszcze porozmawiamy. - oznajmił Rick po krótkiej ciszy, podczas której Deanna odeszła od grupy.

- Deanna? - zapytał Tobin, ale tamta odeszła bez słowa, choć ją wołał.

•••

Lana zapakowała sześciu mężczyzn na taczkę, po czym targając ciężar, zawiozła ich na miejsce, gdzie były inne zwłoki i groby.
Rozejrzała się po nich, wzdychając ciężko. Wzięła do dłoni łopatę, ale czekała i myślała. Nie chowali tu obcych. Odłożyła ją po chwili, mocno rzucając i wzięła się za przekładanie ciał z taczki na kupkę.

- Przestań. - odezwał się Rick, podchodząc do niej. Spojrzała na niego, jak z łatwością niósł zwłoki i położył na kupkę. - Ja to zrobię.

- Co z nimi zrobimy? - zapytała, patrząc jak przekłada zwłoki z taczki.

- Nie chowamy tutaj morderców.

- To wiem... - jęknęła - Ale nie możemy też wyjść na zewnątrz. Więc co?

- Czekamy. - odpowiedział po chwili. Lana syknęła, kiedy chciała podnieść łopatę i odłożyć na miejsce. Rick spojrzał na nią i podszedł od razu.

- Rick... - zaczęła, ale on wziął jej dłonie w swoje. Chciała je wyrwać. - To nic. - siłą je rozłożył i spojrzał na głębokie rozcięcia po wewnętrznych stronach. Spojrzał na nią w ciszy i lekko potarł jej dłonie.

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz