LXXXV

65 3 0
                                    

Lana wybudziła się z jękiem i rozejrzała się. Ciągle w głowie miała jeden wielki pisk. Słyszała, że ktoś do niej mówi. 

- Kurwa... - jęknęła, widząc, gdzie się znajduje. W zasadzie nic nie widziała. Było jej bardzo ciasno. Wiedziała, że jest pomiędzy skałami. Miała szczęście, że nie zmiażdżyło jej głowy. Ale za to noga... Syknęła próbować się wydostać. Nic.

- Lana? Jesteś tam? Słyszysz mnie? - Lana szukała po biodrach szukając krótkofalówki, ale złapała za latarkę i oświetliła sobie przestrzeń. Miała rację. Była na samym dole pomiędzy skałami. Ciągle próbowała jakoś się odepchnąć od skały. Nic. Złapała za krótkofalówkę.

- Michonne. - zaczęła - Jestem.

- W porządku? - zapytała. Lana wiedziała, że Michonne o niczym nie ma pojęcia. Nie zamierzała tego zmieniać.

- Tak... Tylko trochę utknęłam, ale nie martw się. Długo tu nie zostanę. Możesz do mnie mówić. - odpowiedziała i odłożyła krótkofalówkę. Wyciągnęła nóż i przyłożyła pomiędzy kamień, a jej nogę. Użyła jej jako dźwigni.

- Znalazłam coś i uznałam, że musisz o tym wiedzieć. Szczególnie ty. To... Telefon.

Czuła jak ostrze wbija jej się w nogę i ją rani, kiedy odskoczyło od kamienia. Lana krzyknęła z bólu, zamykając oczy. Lekko się przesunęła i złapała dłonią za skałę nad nią. Zaczęła ciągnąć swoje ciało do góry z całej siły. Skała puściła jej nogę. Jeszcze trochę i była wolna. Odetchnęła z ulgą, widząc, że nie jest bardzo ranna. Rozejrzała się w górę szukając miejsca skąd mogłaby wyjść.

- Z twoim wizerunkiem. - Lana zatrzymała się i spojrzała w dół na krótkofalówkę. Nic nie odpowiedziała - I Carla. Wiesz co to znaczy, prawda? Rick żyje... - Lana zamknęła oczy i przestała na chwilę oddychać. - Jeśli on żyje. Muszę go znaleźć. Mówię ci to, bo wiem, że był dla ciebie ważny. A ty byłaś dla niego ważna i... Jeśli chcesz, dołącz do mnie. Wyruszę na północ.

Lana starała łzy i powoli zaczęła wspinać się w górę, przeciskając się co chwilę pomiędzy skałami. Widziała wyjście i światło księżyca. Była noc. Zaczęła wspinać się do góry, aż w końcu wyszła na ziemię. Odetchnęła świeżym powietrzem i położyła się na ziemi. Usiadła i zawiązała sobie mogę bandażem, jaki miała w kieszeni. Zaczęła iść przed siebie, ale prawie straciła równowagę. Odetchnęła, starając się szybko uspokoić wirowania w głowie.

Stanęła jednak po chwili i rozejrzała się po ziemi. Musiała wybrać, ale nie mogła teraz. Miała co innego do zrobienia. Szybko podeszła lasem, aż w końcu na niego natrafiła.

Negan wyszedł jej na spotkanie i rzucił jej jej głowę pod nogi. Lana spojrzała na głowę Alfy, potem na niego.

- Trochę ci to zajęło. - oznajmiła z lekkim uśmiechem. Negan uśmiechnął się do niej.

...

Kiedy tylko lepiej się poczuła i upewniła się, że Daryl jej nie obserwuje udała się do więzienia. Weszła do niego i stanęła przed celą Negana. Spojrzał na nią zdziwiony.

- Własnym oczom nie wierzę. - zaczął - Spodziewałem się Gabriela z ostatnim namaszczeniem.

- Z pewnością tu przyjdzie. - powiedziała - Chyba, że... Zdasz się na mój osąd.

- Nie będę skomlał na kolanach. - uśmiechnął się, a Lana prychnęła.

- Fajnie by było na to popatrzeć, ale... Mogę mieć na ciebie inny plan. - Negan wstał na te słowa i podszedł do krat.

The Walking Dead • Daryl DixonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz